- Raporty te są cytowane we wszystkich zakątkach globu, a wydają się takie nośne, gdyż Oxfam używa każdej sztuczki piarowskiej i marketingowej, by po raz kolejny udowodnić swą fundamentalną tezę: że „bogaci stają się coraz bogatsi, a biedni stają się biedniejsi”. Tymczasem druga część tego bezkrytycznie powtarzanego przez wszystkich przesłania jest fałszywa – przekonuje Rainer Zitelmann, niemiecki historyk, socjolog, przedsiębiorca, a przede wszystkim wzięty pisarz i publicysta czołowych mediów m.in. w Niemczech, USA, Szwajcarii, Wielkiej Brytanii czy Włoszech.

Swoje liczne prace poświęcił m.in. badaniom psychologii osób bardzo zamożnych oraz społecznemu odbiorowi miliarderów. Znany jest także z obrony zasad gospodarki kapitalistycznej - argumenty za nią przedstawił m.in. w opublikowanych w Polsce książkach: „Kapitalizm to nie problem - to rozwiązanie” oraz najnowszej: „W obronie kapitalizmu. Odpowiedź krytykom”.

Pięć miliardów biednych?

Reklama

Zitelmanna mocno poruszył tegoroczny raport (ogłoszony, tradycyjnie, w przeddzień szczytu w Davos), w którym Oxfam twierdzi, że od 2020 roku „pięciu najbogatszych ludzi na świecie podwoiło swoje fortuny, a tymczasem wartość majątku prawie 5 miliardów najbiedniejszych ludzi spadła”. W swym komunikacie zwalczająca nierówności organizacja pozarządowa precyzuje, że chodzi dokładnie o 4,7 mld ludzi stanowiących biedniejsze 60 proc. ludzkości Ziemi. Ich majątek miał stopnieć o 0,2 proc., gdy łączna wartość majątków Elona Muska (Tesla, X), Bernarda Arnaulta(LVMH),Jeffa Bezosa(Amazon), Larry'ego Ellisona(Oracle) i Warrena Buffeta(guru inwestycji) wzrosław ciągu trzech lat realnie o 114 proc. – z 321 mld funtów do 688 mld funtów.

Na tej podstawie Oxfam sformułował wniosek, że „pierwszy bilioner na Ziemi może pojawić się w ciągu dekady, a ubóstwo nie zostanie wyeliminowane przez 230 lat”.Aleema Shivji z Oxfamu podsumowała raport tak: „Ta stale powiększająca się przepaść między bogatymi a resztą nie jest przypadkowa, ani nieunikniona. Rządy na całym świecie dokonują świadomych wyborów politycznych, które umożliwiają i wspierają sprzeczną z naturą koncentrację bogactwa, podczas gdy setki milionów ludzi żyją w ubóstwie. Potrzebna jest wspólna polityka, która zapewni sprawiedliwsze opodatkowanie i wsparcie dla wszystkich, a nie tylko dla uprzywilejowanych”. W reakcji zjeżdżający do Davos miliarderzy po raz kolejny zaapelowali do rządów na całym świecie o wprowadzenie „sprawiedliwszego opodatkowania bogatych”.

Informacje i wnioski z „Raportu o nierównościach” zostały zacytowane we wszystkich liczących się mediach globu, także w Polsce.

- Porównanie majątku „5 najbogatszych ludzi świata” (który wzrósł) z majątkiem „5 miliardów najbiedniejszych” (który stopniał) brzmi niezwykle efektownie. Problem w tym, że Oxfam wiąże te „fakty” z rzekomo narastającym ubóstwem. A ja nie znam ŻADNEGO raportu mówiącego o tym, że 5 mld ludzi na Ziemi żyje w ubóstwie, ani tym bardziej takiego, który dowodziłby, że poziom życia tych 5 mld ludzi się obniżył – komentuje Rainer Zitelmann w swym komentarzu dla „Human Progress”, organizacji przedstawiającej od wielu lat dowody na to, że jakość życia większości ludzi na świecie w ostatnim stuleciu skokowo się poprawiła; świadczy o tym m.in. rosnąca powszechna dostępność większości podstawowych, a nawet drugorzędnych dóbr i produktów.

Według Global Multidimensional Poverty Index, w 2023 r. liczba osób żyjących w ubóstwie wyniosła 1,1 mld (na 8 mld mieszkańców Ziemi). Wedle Banku Światowego, 659 milionów ludzi żyje w ekstremalnym ubóstwie, a 1,8 miliarda w biedzie, przy czym odsetek skrajnie ubogich – jak wynika z wszelkich danych (w tym ONZ) - od dekad maleje. W 1820 r. – zanim pojawił się kapitalizm – w skrajnym ubóstwie żyło ok. 90 procent mieszkańców naszej planety, w 1981 – 42,7 proc., w 2000 r. – 27,8 proc., a obecnie 8,5 proc.

- Widać zatem wyraźnie, że w ciągu ostatnich kilku dekad spadek ubóstwa nabrał nieznanego w dziejach przyspieszenia – komentuje Zitelmann dodając z przekąsem, że „to z pewnością nie pasuje do podstawowej tezy, którą co roku epatuje Oxfam.”

Publicysta zarzuca organizacji, że arbitralnie zwiększyła liczbę biednych ludzi do pięciu miliardów, aby wyniki pasowały do jej tezy. Co więcej, wybrała rok 2020 jako punkt odniesienia dla danych i wniosków zawartych w swym raporcie. Dlaczego 2020, a nie 2022 lub inny rok? - Ponieważ w marcu 2020 r. bogactwo superbogatych gwałtownie spadło z powodu pandemicznego krachu na giełdzie. Tamten niski poziom idealnie nadaje się do efektownych porównań z obecnym wysokim poziomem – wyjaśnia Zitelmann.

Nie ze mną te metody, Oxfam

Obrońca kapitalizmu zwraca uwagę, że Oxfam zmienia co roku metodologię badań, wykorzystywane dane liczbowe i punkty odniesienia – „po to, by osiągnąć jak najlepszy efekt PR”. Na przykład w 2017 roku ogłosił, że ośmiu najbogatszych ludzi jest wartych więcej niż najbiedniejsza połowa światowej populacji. Zostało to powtórzone setki tysięcy razy mediach na całym świecie.

Zitelmann tłumaczy: „Jeśli wpiszesz w wyszukiwarkę internetową hasło „ośmiu ludzi posiada taką samą ilość bogactwa jak połowa świata”, otrzymasz miliony trafień. Jednak rok wcześniej Oxfam przyciągnął powszechną uwagę informując, że bogactwo 62 najbogatszych ludzi na świecie jest warte tyle, co majątek biedniejszej połowy światowej populacji. Aby twierdzić, że globalne nierównościrosną w oszałamiającym tempie, Oxfam zmienił metodologię stojącą za obliczeniami z roku na rok. Gdyby policzył wszystko w 2016 r. w ten sam sposób, co w 2017, wyszłoby, że 9 osób (a nie 62) ma więcej bogactwa niż biedniejsza połowa świata. Ale wtedy mielibyśmy rok do roku spadek z 9 do 8, nie tak efektowny, jak z 62 do 8”.

Od dłuższego czasu czołowi ekonomiści m.in. w USA i Wielkiej Brytanii krytykują Oxfam za bezceremonialne podejście do globalnych danych oraz ich mocno arbitralną interpretację, nie popartą faktami, analizami naukowymi, ani nawet życiowym doświadczeniem. Do „biednych” zaliczani byli przez Oxfam m.in. liczni mieszkańcy krajów Zachodu, którzy zaciągnęli kredyty na zakup domu, samochodu lub sfinansowanie studiów. Renomowana London School of Economics już kilka lat temu zwracała uwagę, że wrzucanie przeciętnego absolwenta brytyjskiego uniwersytetu, który ma do odpracowania pożyczkę rzędu 50 tys. funtów oraz niemieckiego emeryta z kredytem na zakup nowego mercedesa do worka pt. „najbiedniejsza połowa ludzi na świecie” - obok np. rolnika z Burundi czy bezdomnego z Bombaju - to nonsens, zważywszy potencjał dochodowy dwóch pierwszych.

„Zwykle liczby są używane do wyjaśnienia faktów. Oxfam używa liczb do zasłaniania faktów” – kwituje Rainer Zitelmann.

Nierówności istnieją i mogą być groźne

Krytyka metod stosowanych przez Oxfam nie unieważnia faktu, że świat jest wciąż pełen nierówności, a najbogatsi bogacą się szybciej od reszty świata – co prowadzi do silnych napięć społecznych. Zdecydowania większość osób zamożnych oraz gros światowego bogactwa skumulowane jest w krajach tzw. Globalnej Północy. Mieszka tu jedna piąta ludzkości, a posiada prawie 70 proc. majątku na Ziemi. Dwie trzecie światowych miliarderów to mieszkańcy Zachodu.

10 procent najzamożniejszych ludzi na Ziemi zarabia wielokrotnie więcej niż biedniejsza połowa ludzkości. W USA łączne dochody 10 proc. bogatych stanowią blisko 50 proc. ogólnej puli zarobków, a łączne dochody biedniejszej połowy Amerykanów – niespełna 10 proc. tej puli. Jeszcze gorzej wygląda to w Brazylii czy Indiach. Najrówniej jest w Europie, zwłaszcza w Skandynawii (w Szwecji udział 10 proc. najbogatszych w całej puli dochodów sięga jednej trzeciej, a biedniejszej połowy obywateli przekracza 21 proc.).

Polska wypada na tym tle przyzwoicie: w 2022 r. (najświeższe dane) 10 proc. najbogatszych Polek i Polaków zgarniało 34,6 proc. ogólnej puli zarobków, a biedniejsza połowa obywateli – 18,9 proc. To wynik zbliżony do Francji i bardziej egalitarny niż we Włoszech. Co ciekawe, jesteśmy znacznie mniej rozwarstwieni pod względem dochodów niż Chińczycy.

Ekonomiści wskazujący na źródła i groźne konsekwencje nierówności, jak Joseph Stiglitz czy Thomas Pikkety, starają się przekonać polityków, by przy pomocy systemów podatkowych i innych narzędzi (zwłaszcza takich, które uniemożliwią najbogatszym ucieczkę od opodatkowania) metodycznie redukowali globalne nierówności. Wedle Stiglitza, w miarę spójne i sprawiedliwe byłoby społeczeństwo, w którym 10 proc. najzamożniejszych zarabiałoby tyle, ile najuboższe 40 proc. Dziś bardzo dalekie od tego są nawet kraje skandynawskie, a USA zmierzają wręcz w przeciwnym kierunku, kosztem klasy średniej oraz dorównującej jej przez dekady pod względem dochodów, a dziś dramatycznie spauperyzowanej, warstwy wykwalifikowanych robotników przemysłowych. Rozwarstwienie i wzrost niewyobrażalnych kominów bogactwa jest głównym powodem niepokojów społecznych i rozprzestrzeniania się populizmów.

Prof. Elżbieta Mączyńska, honorowa prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego, tłumaczyła nam w zeszłym roku, że zjawisko rozwarstwienia dochodów przybrało na Zachodzie na sile z powodu kumulacji kryzysów oraz pojawienia się nowej elity bogaczy: do finansowej (czerpiącej zyski ze spekulacji kapitałem) dołączyła arystokracja cyfrowa, która zbija potężne fortuny na nowych technologiach.

- Sądzę, że w świecie rośnie prawdopodobieństwo występowania i nasilania się rewolt społecznych na tym tle, gdyż pauperyzacja milionów średnio zamożnych wiąże się z szeregiem niepokojących i dotkliwych zjawisk, jak ograniczenie dostępu do edukacji czy służby zdrowia oraz rażąco nierówne szanse na rozwój. Coraz więcej ludzi pracuje na kilku etatach lub bierze dodatkowe zlecenia – aby w ogóle przeżyć, o godnym życiu w ogóle często nie ma mowy. To może być jakoś tolerowane w USA – choć widzimy, że i tam występują bunty. Ale na dłuższą metę nie przejdzie w rozwiniętej części Europy, zwłaszcza że jest całkowicie sprzeczne z podstawowymi hasłami i celami cywilizacyjnymi Unii Europejskiej. Naczelnym europejskim celem jest przecież zrównoważony rozwój, wyrównywanie szans i niwelowanie nierówności – mówiła nam prof. Mączyńska.