Oto poranny brief - wszystko, co musisz wiedzieć o tym, co teraz dzieje się w gospodarce.

Stopa bezrobocia w dół wzrostu zwolnień grupowych nie widać

Stopa bezrobocia w Polsce spadła w marcu z 5,4 proc. do 5,3 proc., zaś liczba zarejestrowanych bezrobotnych zmniejszyła się o 23 tysiące do 822,2 tys. osób. W tym gronie 98,6 tysięcy to osoby nowo zarejestrowane, czyli takie, które albo właśnie straciły pracę, albo ewentualnie takie, które wcześniej były bierne zawodowo i nie szukały pracy, a teraz postanowiły ją znaleźć i zarejestrowały się jako bezrobotne. Ważne jest to, że tych nowo zarejestrowanych bezrobotnych także jest mniej niż miesiąc wcześniej i jednocześnie mniej niż rok wcześniej.

Reklama

Generalnie w danych opublikowanych przez GUS nie ma ani śladu żadnego negatywnego trendu, związanego np. ze zwolnieniami grupowymi, o których szeroko w ostatnich tygodniach rozpisywały się media. O zwolnieniach ostatnio więcej się pisze, ale to nie znaczy, że jest ich więcej niż zwykle. W marcu osób zwolnionych z pracy „z przyczyn dotyczących zakładu pracy” (do tej kategorii należą zwolnienia grupowe) było 33,6 tys. bezrobotnych, czyli o 800 mniej niż w lutym i o 1500 osób mniej niż rok temu. W ciągu ostatniego roku liczebność tej grupy bezrobotnych cały czas wynosi od 31 do 35 tys. osób i nic się tutaj w sposób nagły i zaskakujący nie zmienia.

Ponad 20 mld złotych straty w NBP, przez kurs złotego i koszty odsetkowe

Narodowy Bank Polski opublikował w końcu swoje sprawozdanie finansowe za ubiegły rok, w którym widać 20,8 mld złotych straty, a poza tym widać też świetnie przyczyny tej straty.

Po pierwsze na skutek umocnienia się złotego NBP zaliczył31,5 mld złotych straty na operacjach finansowych dotyczących rezerw – przez mocniejszego złotego stały się one po prostu mniej warte po przeliczeniu z dolarów i euro na naszą walutę.

Po drugie NBP miał ponad 28 mld zł kosztów odsetkowych, z czego ponad 18 mld zł to odsetki, które wypłacał bankom od pieniędzy, które ulokowały one w NBP w bonach pieniężnych, a kolejne 4,4 mld zł to odsetki wypłacane od kwot, które banki trzymały w NBP w ramach rezerwy obowiązkowej. Spora część straty NBP była więc w ubiegłym roku przychodem po stronie banków komercyjnych.

NBP rozwiązał też w ubiegłym roku ponad 15 mld złotych rezerwy kursowej, co ograniczyło poziom straty netto. Bez tego ruchu wyniosłaby ona nie 20,8 mld zł, ale blisko 36 mld zł.

Ze sprawozdania wynika też, że NBP w ubiegłym roku część rezerw inwestował na giełdach papierów wartościowych, kupując udziały w funduszach ETF. Bank precyzuje, że chodziło o fundusze odwzorowujące indeksy giełd akcji: S&P 500 (USA), Euro STOXX 50 (strefa euro), FTSE 100 (Wielka Brytania), TSX Capped Composite (Kanada), ASX 200 i Solactive Australia 200 (Australia). Na koniec roku NBP miał ulokowane w ETFach równowartość 7,9 mld złotych, co stanowiło około 1 proc. polskich rezerw walutowych.

Ze faktu zanotowania straty przez bank centralny w praktyce nie wynika nic, poza tym, że budżet państwa nie otrzyma w tym roku zastrzyku finansowego w postaci przekazanej większości zysku z NBP, bo tego zysku nie ma. Bank centralny nie jest spółką działającą dla zysku, więc jego osiąganie nie jest jego celem. W 2023 roku z tych samych przyczyn związanych z umacnianiem się różnych walut względem dolara straty zaksięgowano w większości banków centralnych na świecie.

Niemcy podnoszą prognozę PKB

Coś drgnęło w gospodarce niemieckiej. Indeks instytutu Ifo obrazujący nastroje wśród tamtejszych przedsiębiorców wzrósł właśnie do poziomu najwyższego od maja ubiegłego roku, pozytywnie zaskakując ekonomistów, którzy spodziewali się nieco mniejszego wzrostu. Pierwszy raz od roku indeks Ifo rośnie trzeci miesiąc z rzędu, co może sugerować, że przynajmniej w opinii menedżerów niemiecka gospodarka najgorsze ma już za sobą, a wcześniejszy negatywny trend zaczyna się zmieniać.

Szef instytutu Ifo Clemens Fuest uważa, że sytuacja w gospodarce niemieckiej poprawia się głównie dzięki firmom z sektora usługowego, a przemysł nadal pozostaje nieco z tyłu. Mimo to nastroje menedżerów się poprawiają, ponieważ dostrzegają oni sygnały ożywienia w gospodarce światowej, co daje nadzieję na wzrost niemieckiego eksportu, a także liczą oni na rychłą obniżkę stóp procentowych w strefie euro.

O tym, że Niemcy najgorsze gospodarczo mogą mieć już za sobą, świadczy także to, że Bundesbank niedawno wycofał się ze swojej prognozy o spadku PKB w pierwszym kwartale, zaś rząd w Berlinie właśnie podniósł swoje oficjalne prognozy na ten rok i teraz oczekuje wzrostu PKB w całym roku o 0,3 proc. przy inflacji na poziomie 2,4 proc. Wcześniejsza prognoza zakładała inflację na poziomie 2,8 proc. i wzrost PKB wynoszący 0,2 proc.

Wniosek o Trybunał Stanu dla prezesa NBP do poprawki

Proces polityczny zmierzający do postawienia prezesa NBP Adama Glapińskiego przed Trybunałem Stanu nieco się wydłuży, ponieważ pojawiła się nowa przeszkoda. Marszałek Sejmu Szymon Hołownia, do którego trafił wniosek grupy posłów w tej sprawie, poinformował, że „służby prawne Sejmu wskazały po analizie tego wniosku (…), że są w nim pewne uchybienia i są w nim pewne konieczności uzupełnienia”. Dlatego wniosek zostanie prawdopodobnie zwrócony wnioskodawcom, aby go poprawili i napisali jeszcze raz, ale tym razem porządnie. Zanim jednak nastąpi zwrot wniosku, Marszałek musi się zgodnie z prawem skonsultować w tej sprawie z Komisją Odpowiedzialności Konstytucyjnej, a ta musi wydać swoją pisemną opinię. Zwrot wniosku trzeba też potem uzgodnić w ramach Prezydium Sejmu, jest tu więc po drodze dość sporo czynności raczej biurokratycznych, przez które faktyczne rozpoczęcie prac przez Sejm nad wnioskiem o postawienie szefa NBP przed Trybunałem Stanu wyraźnie się opóźni.

Marszałek Hołownia powiedział też, że jako polityk nadal chce, aby Adam Glapiński stanął przed Trybunałem, ale uważa też, że „powinno się to odbywać bez żadnych wątpliwości formalnych, bez cienia jakichkolwiek wątpliwości prawnych, które ktokolwiek mógłby chcieć podnieść przeciwko takiemu wnioskowi.”

Prezydent Francji chce Mario Draghiego jako nowego szefa Komisji Europejskiej

Były prezes Europejskiego Banku Centralnego, Mario Draghi z Włoch być może zostanie szefem nowej Komisji Europejskiej, kiedy będzie już po czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego. Chce tego przynajmniej prezydent Francji, Emmanuel Macron, oczywiście w porozumienia z Włochami, a przeciwko Niemcom, którzy wspierają Ursulę von der Leyen w dążeniu do objęcia tej funkcji na kolejną kadencję. Szanse Draghiego w takiej rywalizacji byłyby jednak niewielkie, ponieważ wybory zapewne wygra Europejska Partia Ludowa, której kandydatką będzie prawie na pewno właśnie von der Leyen. Niewykluczone jednak, że Draghi, gdyby chciał, mógłby objąć funkcję szefa Rady Europejskiej.

Bloomberg pisze, że nieoficjalnie mówi się, że Macron po prostu nie chce jawnie wspierać kandydatury Niemki, bo boi się utraty popularności w swoich własnych, francuskich sondażach, „wymyślił” więc kandydaturę Draghiego, aby po pierwsze, nie stracić na lokalnej francuskiej scenie politycznej, a po drugie, aby więcej ugrać w czasie negocjacji z Niemcami w sprawie obsady wielu różnych stanowisk w Unii już po wyborach do Parlamentu Europejskiego.

Sytuacja zapewne zaczęłaby wyglądać inaczej, a szanse Draghiego by wzrosły, gdyby okazało się, że Europejska Partia Ludowa zdobyła w wyborach jednak mniej głosów i mniej mandatów w Parlamencie Europejskim niż się to obecnie prognozuje. Wybory odbędą się w całej Unii pomiędzy 6, a 9 czerwca. Nowa Komisja Europejska wyłoniona po wyborach ma zacząć funkcjonować od listopada.