NAJMNIEJ KREDYTÓW MIESZKANIOWYCH OD SIERPNIA
Banki w Polsce udzieliły w kwietniu kredytów mieszkaniowych wartych łącznie 6,8 mld złotych – wynika z najnowszych danych z Biura Informacji Kredytowej. To najmniej od sierpnia ubiegłego roku. Akcja kredytowa na rynku mieszkaniowym wyraźnie gaśnie, odkąd na początku stycznia zakończył się rządowy program wsparcia w postaci dopłat do odsetek od kredytów. Wtedy ostatni raz miesięczna wartość udzielonych kredytów przekroczyła 10 mld zł. Systematycznie maleje też ich liczba - z 25 tysięcy w styczniu do 16,4 tys. w kwietniu, a także średnia wartość kredytu, chociaż tutaj spadek jest minimalny – z 418 tys. zł w lutym do 413 tys. w kwietniu.
Możliwe jednak, że wkrótce to się zmieni, ponieważ z danych publikowanych parę tygodni wcześniej wynikało, że liczba wniosków o kredyt składanych w bankach w tej chwili ponownie znacząco rośnie. Rozpatrywanie tych wniosków trwa przeciętnie parę tygodni, więc dane o faktycznie udzielonych kredytach są zazwyczaj nieco przesunięte w czasie w stosunku do danych o wnioskach kredytowych. U nas w tej chwili te pierwsze ciągle spadają, ale te drugie znowu rosną.
Wciąż nie wiadomo natomiast kiedy pojawi się nowy rządowy program wsparcia, ponieważ pojawia się wokół niego coraz więcej niejasności, a Lewica będąca elementem koalicji rządowej wprost zapowiada, że nie chce go popierać.
TUSK O PŁACY MINIMALNEJ
Od paru dni mamy dość ożywioną dyskusję w Polsce na temat wzrostu płacy minimalnej. Włączył się w nią premier Donald Tusk, który powiedział, że w przyszłym roku płaca minimalna urośnie tylko o jakieś 5 proc. czyli o tyle, o ile musi, aby zgodnie z prawem zwaloryzować ją o wysokość inflacji. Według Tuska "podwyższanie płacy minimalnej poprzez decyzje rządowe może stanowić poważny problem dla tysięcy polskich firm, szczególnie tych małych". Z drugiej strony premier przypomniał, że płacę minimalną trzeba podnosić ustawowo w związku z inflacją.
Zamieszanie wokół płacy minimalnej zaczęło się od wypowiedzi ministry pracy i polityki społecznej. Kilka dni temu Agnieszka Dziemianowicz-Bąk powiedziała, że proponuje, aby wynagrodzenie minimalne wynosiło w Polsce 60 proc. przeciętnej płacy w gospodarce narodowej. Dziś jest ono na poziomie nieco ponad 50 proc. tej płacy, słowa te oznaczały więc kolejną w ostatnich latach potężną podwyżkę o ponad 20 proc. Według wyliczeń Łukasza Kozłowskiego z Federacji Przedsiębiorców Polskich, gdyby zrealizować tę zapowiedź, to od stycznia 2025 roku płaca minimalna urosłaby do około 5150 zł brutto z poziomu 4300 zł w drugim półroczu tego roku.
Szybko okazało się jednak, że w zapowiedzi nie chodziło o przyszły rok, tylko o znacznie bardziej abstrakcyjny poziom docelowy, do którego mamy długofalowo dążyć, zgodnie z prawem unijnym.
Według badań wielu ekonomistów wzrost płacy minimalnej redukuje nierówności dochodowe i poprawia sytuację pracowników tam, gdzie rynek pracy nie jest zbyt konkurencyjny. Jednocześnie nie zaobserwowano, aby rosnąca płaca minimalna zwiększała bezrobocie, a wpływ na poziom zatrudnienia zwykle jest marginalny. Wg tych badań optymalna wysokość płacy minimalnej to taka w okolicach dwóch trzecich mediany, czyli w polskich warunkach około 55 proc. średniej krajowej.
DĄBROWSKI MÓWI O OBNIŻKACH W 2025 R.
Stopy procentowe, od których wysokości w dużym stopniu zależy popyt na kredyty mieszkaniowe, raczej w tym roku w Polsce się nie zmienią, ale za to pojawia się coraz więcej sugestii ze strony członków Rady Polityki Pieniężnej, że mogą one pójść w dół w przyszłym roku.
Najnowsza, to wypowiedź Ireneusza Dąbrowskiego, który powiedział, że w 2025 r. mogą być warunki do obniżki stóp procentowych w Polsce, ale ciężko przewidzieć ich ewentualną skalę. Dość podobnie na ten temat parę dni temu wypowiedziała się też Iwona Duda z RPP, która uważa, że stopa procentowa nie zmieni się w tym roku z powodu ryzyka wzrostu inflacji. Natomiast jej zdaniem, możliwe jest rozważanie stopniowego luzowania w 2025 roku. Także prezes NBP Adam Glapiński na swojej ostatniej konferencji prasowej sugerował, że Rada prawdopodobnie zacznie dyskutować na temat obniżek stóp procentowych na początku przyszłego roku. Oczywiście pod warunkiem, że pozwoli na to inflacja, która nie urośnie zbyt mocno do końca tego roku.
Tego dziś nie da się zagwarantować, natomiast wypowiedź Ireneusza Dąbrowskiego z RPP jest kolejną, która wyraźnie zaznacza, że przyszły rok w polityce pieniężnej w Polsce może wyglądać inaczej niż rok bieżący.
PALIWA TANIEJĄ I BĘDĄ TANIEĆ
Ceny paliw na stacjach benzynowych poszły w ostatnim tygodniu nieco wyraźniej w dół. Według Biura Maklerskiego Reflex średnia cena za litr diesla spadła o 6 groszy do 6,58 zł, czyli do poziomu najniższego od lutego. Benzyna 95 kosztuje prawie dokładnie tyle samo, bo średnio 6,57 złi też potaniała w ciągu tygodnia o 6 groszy. W tym przypadku oznacza to cenę najniższą od marca.
Paliwa tanieją, ponieważ na rynek detaliczny dociera w końcu trend obecny na rynku hurtowym już od kilku tygodni. Benzyna 95 potaniała na nim od swoje szczytu w kwietniu już o 35 groszy, a w tym samym czasie na rynku detalicznym tylko o 12 groszy na litr. W przypadku diesla w tych proporcjach widać jeszcze większą nierównowagę, ponieważ w hurcie od ostatniego szczytu w kwietniu ten rodzaj paliwa zdążył potanieć już nawet o 41 groszy, a na stacjach średnio tylko o 15 groszy na litrze. Może to jednak oznaczać, że przed nami na rynku detalicznym kolejne obniżki.
Według analityków z Reflexu średnie ceny paliw spadną w tym tygodniu o kolejne 3 – 6 groszy. Z kolei eksperci z e-petrol prognozują, że litr benzyny 95 może średnio kosztować w tym tygodniu od 6,45 zł do 6,57 zł, zaś diesel od 6,46 zł do 6,59 zł. Środki tych przedziałów to odpowiednio: 6,51 zł w przypadku benzyny i 6,525 zł w przypadku diesla, a więc faktycznie, o około 6 groszy poniżej średnich z poprzedniego tygodnia.
Paliwa w Polsce tanieją w ślad za spadającymi cenami na rynkach globalnych, na których zarówno ropa, jak i gotowe produkty naftowe są obecnie najtańsze od paru miesięcy.
BYD WCHODZI DO POLSKI 10 CZERWCA
Na polskim rynku w czerwcu pojawi się firma, która spędza sen z powiek Elona Muska, czyli chińska BYD. To chiński producent aut elektrycznych, bardzo popularny w Azji. To także główny konkurent Tesli na rynkach globalnych. W ubiegłym roku sprzedał on ponad 3 mln sztuk aut, z czego ponad połowę stanowiły te elektryczne, a resztę hybrydy.
Przedsprzedaż trzech pierwszych modeli aut elektrycznych na naszym rynku rozpocznie się 10 czerwca, a faktyczne ich dostawy pojawić się mają pod koniec sierpnia.
Ceny najtańszego modelu mają zaczynać się od 141 tys. zł, co oznacza, że nie będą to najtańsze elektryki na naszym rynku, ale wśród tych najtańszych mają się wyróżniać większym zasięgiem. W przypadku BYD ma to być około 427 km, podczas gdy obecne dziś na naszym rynku tańsze auta oferują zasięg zwykle poniżej 400 km na jednym ładowaniu. Droższy model BYD z cenami od 207 do 234 tys. zł mają oferować 520-570 km zasięgu.
Konkurencja ze strony BYD zmusza od wielu miesięcy Teslę i innych producentów do nieustannego obniżania cen, przez co auta elektryczne stają się coraz bardziej dostępne dla kupujących. W najbliższych miesiącach zapewne będziemy mieli okazję przekonać się, czy do podobnego zjawiska dojdzie także na polskim rynku.