Do tego ciągle tanieją paliwa i ropa naftowa, w Stanach rosną oczekiwania na obniżki stóp, a w Polsce Rada Polityki Pieniężnej nic z tymi stopami kolejny raz nie zrobiła. Niemcy z kolei wymyślili bardzo ciekawie wyglądającą reformę, dzięki której ludzie w wieku emerytalnym zamiast iść natychmiast na emeryturę mają dalej pracować.

Oto poranny brief - wszystko, co musisz wiedzieć o tym, co teraz dzieje się w gospodarce.

W Białymstoku, Radomiu, Kielcach i Koninie kobiety zarabiają więcej od mężczyzn

Reklama

Mediana płac jest w Polsce o 23 proc. niższa od średniej – wynika z danych, które GUS zapowiadał, że będzie publikować i w końcu zaczął to robić. Dane mają wprawdzie kilkumiesięczne opóźnienie, te najnowsze dotyczą marca, ale i tak jest w nich wiele ciekawych treści.

Mediana płac to ten poziom wynagrodzenia brutto poniżej którego jest dokładnie połowa pracowników, a druga połowa powyżej. W marcu było to 6549 zł. Średnia w tym momencie wynosiła 8605 zł. Sytuacja, w której średnia jest wyraźnie wyżej od mediany utrzymuje się od lat, ponieważ zawyża ją dość wąska grupa osób najlepiej zarabiających. Ich wynagrodzenia stanowiące wielokrotność średniej automatycznie wpływają na to, że jej poziom rośnie. Nie ma to jednak żadnego wpływu na medianę, bo wskazuje ona zawsze połowę całego przedziału, w którym są wszystkie płace, niezależnie od tego jak mocno są rozstrzelone.

Co ciekawe, najmniejsza różnica pomiędzy średnią, a medianą, sięgająca tylko 4,5 proc. jest w górnictwie. Mediana płac wynosi tam 9935 zł, a średnia 10407 zł. Podobnie jest w administracji – tam różnica między medianą, a średnią to 8,9 proc. Z drugiej – strony największa różnica, świadcząca o tym, że niektórzy zarabiają tam kwoty znacząco przekraczające średnią, jest w finansach i ubezpieczeniach – to aż 36,5 proc. Najwyraźniej różnica w wynagrodzeniach prezesa banku i zwykłego pracownika banku jest znacząco większa, niż w przypadku prezesa kopalni węgla i zwykłego górnika.

GUS podał też dane o średnich i medianach płac w podziale na kobiety i mężczyzn, osobno dla każdego z powiatów. W skali kraju mężczyźni średnio zarabiają więcej o niecałe 7 proc. ale okazuje się, że istnieje dość sporo miejsc, w których to kobiety mają wyższe średnie wynagrodzenie. Zwykle są to miejsca, gdzie generalnie wynagrodzenia są raczej poniżej średniej krajowej. Dotyczy to całego województwa podlaskiego i świętokrzyskiego. Jeśli chodzi o miasta to w Zamościu kobiety zarabiają o 6,2 proc. więcej od mężczyzn, w Łomży o 5 proc, więcej, a w Koninie o 4,2 proc. więcej. Do tej samej grupy można zaliczyć też Radom, Białystok, Chełm, Białą Podlaską, Kielce i Piotrków Trybunalski. Największa, sięgająca aż 14,1 proc. różnica na korzyść kobiet występuje w powiecie przysuskim w pobliżu Radomia. Tam średnia płaca mężczyzny to 7086 zł, a kobiety 8247 zł.

Paliwa dalej tanieją, a Citi mówi o ropie po 60 dolarów za baryłkę

Ropa naftowa może w przyszłym roku kosztować średnio 60 dolarów za baryłkę, a więc o 17 proc. mniej niż dziś, jeśli OPEC+ nie zrobi niczego, aby powstrzymać obecny trend spadkowy na tym rynku – twierdzą analitycy z amerykańskiego Citibanku. Taki scenariusz oznaczałby oczywiście szanse na znacznie tańsze paliwa na stacjach benzynowych, a więc także spadek kosztów w gospodarce i potencjalnie szybsze ożywienie gospodarcze.

Według Citi sporo zależy od tego, czy cena ropy Brent przebije się poniżej poziomu 70 dolarów za baryłkę, czego nie była w stanie osiągnąć przez ostatnie dwa lata. Każda kolejna fala spadków zatrzymywała się właśnie na tym poziomie, a dbał o to właśnie OPEC, redukując wydobycie surowca po to, aby podtrzymać jego wysoką cenę. Teraz Brent kosztuje mniej niż 73 dolary, czyli najmniej od grudnia ubiegłego roku. Cena spada pomimo wojny Izraela z Hamasem, wstrzymania eksportu ropy z Libii, czy problemów z jej transportem przez Morze Czerwone. Dzieje się tak, ponieważ popyt na nią na świecie wciąż jest słaby, a z drugiej strony rośnie jej podaż ze strony państw nie należących do kartelu OPEC. Aby więc ropa znów podrożała, OPEC wg Citi musi koniecznie wprowadzić dalsze cięcia w wydobyciu i zaznaczyć, że zostaną one na stałe. Tymczasem OPEC w sierpniu zapowiedział, że od października będzie zwiększać wydobycie, zamiast je dalej redukować, a w tej chwili toczą się rozmowy jedynie o tym, czy momentu tego zwiększenia nie przesunąć na później.

Według analityków, jeśli na rynku pęknie bariera 70 dolarów za baryłkę, OPEC straci wiarygodność w oczach inwestorów, a na rynek rzucą się spekulanci grający na dalszy spadek cen surowca i w efekcie mogą one zejść nawet w okolice 50 dolarów, po czym dopiero tam nastąpi odbicie w górę.

ikona lupy />
Wykres ropy Brent / investing.com

Swoją prognozę dotyczącą cen ropy w 2025 roku obniżył niedawno też Goldman Sachs, chociaż on zakłada, że bariera 70 dolarów za baryłkę się obroni, a cena surowca będzie przebywać w przedziale od 70 do 85 USD.

U nas tymczasem paliwa wciąż tanieją. Według e-petrol.pl w ostatnim tygodniu ceny na stacjach poszły w dół o 8 groszy na litrze do poziomów najniższych od października 2023. Średnia cena litra benzyny 95 to teraz 6,19 zł, a w przypadku diesla to 6,21 zł. Przed nami zapewne kolejne obniżki, bo spadki nie zatrzymują się też na rynku hurtowym. Tylko dziś benzyna w hurcie w Orlenie potaniała o kolejne 7 groszy na litrze. W ciągu ostatniego tygodnia jej cena spadła o 18 groszy. Jest ona teraz najtańsza od grudnia 2021 roku. Diesel w hurcie tanieje mniej spektakularnie, co w ciągu ostatniego tygodnia tylko o 4 grosze. Jego cena jest tam teraz najniżej od stycznia 2022 r.

Rada Polityki Pieniężnej nie zaskakuje i nic nie zmienia

Rada Polityki Pieniężnej nie zmieniła poziomu stóp procentowych, co nikogo nie zaskoczyło, bo nikt tego akurat teraz nie oczekiwał. Członkowie Rady od dawna sygnalizują, że pierwsze obniżki mogą pojawić się najwcześniej w przyszłym roku i to zapewne raczej w jego drugiej połowie. Zas prezes NBP Adam Glapiński wspominał nawet o rozpoczęciu cyklu obniżek w roku 2026, chociaż ostatnio także przyznał, że może pojawić się scenariusz, w którym te obniżki zobaczymy szybciej.

W tym kontekście wczorajsza decyzja Rady była z góry znana i nie wniosła niczego nowego do krajobrazu polityki monetarnej w Polsce. W komunikacie po posiedzeniu Rada wskazuje, że mamy w Polsce stopniowe ożywienie gospodarcze, ciągle szybko rosną płace, co może zwiększać presję cenową w gospodarce. Ale z drugiej strony słaba koniunktura za granicą i mocny złoty tę presję zmniejszają. Inflacja jest ciągle wysoka, bo powyżej 4 proc., głównie przez wzrost cen energii i w najbliższych kwartałach to się nie zmieni. Natomiast po wygaśnięciu tego czynnika inflacja powinna powrócić do celu NBP, czyli poziomu 2,5 proc., choć czynnikiem niepewności jest wpływ wyższych cen energii na oczekiwania inflacyjne.

Dziś swoją konferencję prasową będzie mieć prezes NBP Adam Glapiński. Być może w jej trakcie pojawią się jakieś nowe zapowiedzi, które pozwolą oszacować, kiedy możemy oczekiwać pierwszej po ponad rocznej przerwie, obniżki stóp procentowych w Polsce.

W USA coraz większe apetyty na duże obniżki stóp procentowych

W USA tymczasem wszyscy już czekają na obniżki stóp, z których pierwsza ma się pojawić już na posiedzeniu 18 września. Ekonomiści debatują, czy będzie to obniżka zwykła, o 25 punktów bazowych, czy może większa i rzadziej spotykana, o 50 punktów bazowych. Rynek kontraktów terminowych na stopę procentową ocenia, że szanse na ten drugi scenariusz wynoszą teraz 45 proc. Jeszcze tydzień temu wynosiły 38 proc. ale wzrosły po tym, jak okazało się, że dość wyraźnie maleje w amerykańskiej gospodarce liczba wakatów w firmach. W danych za lipiec, opublikowanych w środę, jest ona najniższa od 2021 roku i wynosi 7,67 mln. Jeszcze w kwietniu 2023 roku przekraczała ona 10 mln.

Mniej wakatów sugeruje, że w USA maleje popyt na pracę, a to z kolei może oznaczać, że gospodarka radzi sobie gorzej, a więc trzeba ją wspomóc na przykład obniżką stóp procentowych. Stąd jasne powiązanie między jednym i drugim: jeśli wakatów jest mniej, to rosną szanse na niższe stopy.

Zwykle taka perspektywa wprawia rynki finansowe w dobry nastrój, ponieważ przy niższym koszcie pieniądza z jednej strony poprawia się płynność na tych rynkach, a z drugiej strony spółki giełdowe mają większe szanse na zwiększanie zysków. Tym razem jednak żadnej euforii nie widać. Głównie dlatego, że rynek oczekiwaną obniżkę stóp dyskontował już od wielu miesięcy i tę fazę ma już za sobą. Teraz jeśli chodzi o emocje inwestorów to dominują raczej obawy o to, że koniunktura w USA faktycznie może pogorszyć się aż tak bardzo, że Stany wpadną w recesję, a poza tym rynek chyba powoli wychodzi z zauroczenia tematem sztucznej inteligencji, więc tracą na wartości wszystkie spółki kojarzone z nim, co wpływa na spadki giełdowych indeksów.

Ciekawa reforma emerytalna w Niemczech

Niemcy, które coraz bardziej pogrążają się w stagnacji przygotowały ciekawie wyglądający projekt reformy, która ma spowodować, że ludzie będą dłużej pracować i w efekcie w praktyce będą później przechodzić na emeryturę, nawet przy niezmienionym oficjalnym wieku emerytalnym. Według przyjętego przez rząd w Berlinie projektu każdy kto po osiągnięciu wieku emerytalnego dalej będzie pracować jak gdyby nigdy nic, przez jeszcze co najmniej rok, po roku dostanie od państwa kwotę równą tym wszystkim emeryturom, które dostałby, gdyby od razu poszedł na emeryturę. Ponadto w czasie tego dodatkowego roku części wynagrodzenia brutto w postaci leżącej po stronie pracodawcy części składki emerytalnej, oraz ubezpieczenia od bezrobocia będą iść bezpośrednio do kieszeni pracownika, tak więc w rezultacie jego pensja na rękę urośnie o ponad 10 proc. chociaż na poziomie brutto się nie zmieni.

Reuters cytuje ekonomistę Enzo Webera, który wyliczył, że jeśli dzięki tym zachętom aktywność zawodowa osób po sześćdziesiątce urosłaby do tego poziomu, który występuje u osób o 5 lat młodszych, to tylko z tego powodu na niemieckim rynku pracy przybędzie 2,5 mln dodatkowych pracowników, tylko dlatego, że nie przeszli na emeryturę.

Aby przepisy te weszły w życie, musi je jeszcze zatwierdzić niemiecki parlament.