Pojawienie się nowej ministry ds. polityki senioralnej oznacza konieczność nie tylko scalenia działań związanych z osobami starszymi w jednym miejscu, ale i zebrania budżetu na ten cel. Zadanie konieczne, bo organizacje i stowarzyszenia od lat apelowały o rozdzielenie w myśleniu o polityce społecznej kwestii związanych z seniorami od tych dotyczących osób z niepełnosprawnościami.

Dzieląc i scalając

I tak dział aktywizacji seniorów trafił pod skrzydła urzędującej w KPRM ministry Marzeny Okły- Drewnowicz z resortu polityki społecznej. Polityczka deklaruje, że ostaną się programy Senior+ i Aktywni+, choć ten ostatni, skontrolowany niedawno przez NIK, czeka reorganizacja.

Reklama

Wyzwaniem, z którymi nowy rząd chce się zmierzyć, jest scalenie systemu opieki długoterminowej, który dziś podzielony jest miedzy resorty rodziny i zdrowia oraz samorządy. Chodzi o usługi opiekuńcze (jako zadanie własne gmin), Domy Pomocy Społecznej (podległe resortowi rodziny) i Zakłady Opiekuńczo-Lecznicze (w gestii MZ).

Dziś o tym, kto do której instytucji trafi decyduje nierzadko liczba miejsc na danym terenie i wysokość opłat. ZOLe mają też świadczenia finansowane przez NFZ, podczas gdy DPSy już nie. Choć w praktyce zakres działań jest podobny.

Czas odejść od instytucji

Wielkim nierozwiązanym wyzwaniem na kolejne lata jest deinstytucjonalizacja. Czyli takie rozłożenie usług pielęgnacyjnych, opiekuńczych, by były bliżej domu, rodziny, a nie w instytucjach. W przypadku osób starszych ma temu służyć bon na opiekę dla seniorów. Niebawem ruszą konsultacje. Pierwsze założenia mówią, że mogliby o niego występować opiekunowie seniorów, którzy nie chcą rezygnować z pracy zawodowej. Byłby wprowadzany etapami, najpierw dla osób 75 plus, a maksymalna kwota bonu to połowa minimalnego wynagrodzenia. Konieczne jest do tego wyszkolenie opiekunów, których dziś na rynku chronicznie brakuje.

To jest zresztą problem całego systemu usług społecznych. I wyzwanie także dla ustawy o asystencji osobistej osób z niepełnosprawnościami. Przypomnijmy, że po wielu miesiącach obietnic kancelaria prezydenta Dudy przedstawiła do konsultacji jej projekt. Oczekiwany przez stronę społeczną, bo dotąd takie usługi, czyli opieka asystenta nad osobą z niepełnosprawnościami, funkcjonowała wyłącznie w formie programów. Dodajmy – do których samorząd mógł, a nie musiał przystąpić. Jednak strona społeczna werdykt wydała szybko: w tej formie projekt jest nie do zaakceptowania. Punktuje: za mało godzin przewidzianych na pomoc, za niskie stawki dla asystentów, brak możliwości wykonywania przez nich czynności pielęgnacyjno-medycznych, uzależnienie otrzymania usługi od poddania się wywiadowi środowiskowemu...

Kłopotliwe dziedzictwo

Obecna władza wraz ze środowiskiem, jeszcze przed wyborami, zaprojektowała swoje rozwiązania. Teraz słyszymy, że obok ustawy o asystencji osobistej osób z niepełnosprawnościami najprawdopodobniej pojawią się rozwiązania dotyczące asystentów opiekunów osób wymagających wsparcia ze względu na wiek. Akty mają być komplementarne. Co oznacza m.in. wprowadzenie w tym pierwszym granicy wiekowej ubiegania się o pomoc, do 65. roku życia. Tak, jak projektowany bon ma być komplementarny wobec wchodzącego od stycznia 2024 r. nowego świadczenia wspierającego.

To ostatnie nowa władza dostaje w spadku po poprzednikach i również deklaruje zmiany. Świadczenie wspierające będzie przysługiwało osobie z niepełnosprawnościami (w odróżnieniu od świadczenia pielęgnacyjnego, które przypisane było do opiekuna takiej osoby). By je uzyskać trzeba będzie poddać się ocenie zespołu, który zdecyduje o skali potrzeby wsparcia. Problem w tym, że brakuje lekarzy do pracy w zespołach, które wydają orzeczenia o niepełnosprawności. Skąd wziąć kolejnych i nie doprowadzić do paraliżu? Już dziś są sytuacje, kiedy po wygaśnięciu starych orzeczeń osoby nie mają wyznaczonych nowych terminów, by stawić się na komisji. Dlatego jednym z pierwszych procedowanych w parlamencie projektów ustaw jest ten o szczególnych rozwiązaniach w celu zachowania ważności niektórych orzeczeń o niepełnosprawności oraz orzeczeń o stopniu niepełnosprawności. W skrócie: przepisy przedłużają ich ważność do 30 września 2024 r.

Większe pieniądze

Deinstytucjonalizacja to także szereg wyzwań w pieczy zastępczej. W lutym 2023 r. wszedł w życie długo oczekiwany dokument – nowelizacja ustawy o wspieraniu rodziny. Jego założeniem są zmiany służące znalezieniu większej liczby chętnych na rodziców zastępczych. Regulacja podnosi wynagrodzenie dla rodzin zawodowych i prowadzących rodzinny dom dziecka, które będzie waloryzowane i wprowadza zakaz tworzenia nowych instytucjonalnych form pieczy, czyli domów dziecka. Kierunek szczytny, ale zdaniem ekspertów wiele jest wciąż do zrobienia, choćby w zakresie dostępu rodzin do świadczeń medycznych i szukania kandydatów na specjalistyczne rodziny zastępcze.

Kolejna duża zmiana dotyczy rodziców samodzielnie wychowujących dzieci. Od października zmieniły się zasady, które obejmą osoby pobierające alimenty od państwa. Dotychczas próg dochodowy uprawniający do pieniędzy z Funduszu Alimentacyjnego wynosił 900 zł na osobę w rodzinie. Nowy wzrósł do 1209 zł (stały mechanizm wzrostu kryterium wprowadzono w czerwcu 2021 r.). Jednocześnie jednak maksymalna kwota świadczenia nie zmieniła się i wynosi 500 zł na dziecko. A to, alarmują samodzielni rodzice, śmiesznie mało. Nowa władza w umowie koalicyjnej zapowiedziała „dążenie do skutecznej egzekucji alimentów”. Nie znalazł się tam jednak postulat Lewicy dotyczący alimentów natychmiastowych.

I jest jeszcze 800+ oraz aborcja…

Sztandarowy program PiS, 500 plus, od stycznia przekształca się w 800 plus. A nowa władza, w kontekście transferów społecznych deklaruje, że nic co dane, nie będzie odebrane. Po poprzednikach pozostał jej też w spadku wyrok TK z 2020 r. zaostrzający przepisy aborcyjne. Dziś, zwłaszcza po wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka wskazującym, że polski trybunał decydował w nieprawomocnym składzie (z udziałem sędziów dublerów) trwają dyskusje, co z nim zrobić. Lewica złożyła dwa projekty ustaw m.in. depenalizujących aborcję. Niezależnie od tego warto przypomnieć zapomnianą Ustawę za życiem. Byłe kierownictwo resortu rodziny obiecywało jej nowelizację, choćby w zakresie poprawy dostępu do hospicjów perinatalnych czy podniesienia jednorazowego świadczenia wypłacanego rodzicom z tytułu urodzenia dziecka z ciężką, nieuleczalną wadą. Nie udało się. Od blisko 7 lat nadal wynosi ono 4 tys. zł.