Demografia głupcze, czyli o tym jak spada liczba dzieci w Polsce
„Gospodarka, głupcze” — brzmi popularna fraza z czasów kampanii prezydenckiej Billa Clintona. Dziś, w dobie kryzysu liczby urodzeń, znacznie bardziej pasowałoby „demografia, głupcze”. Wiele wskazuje na to, że kondycja państw rozwiniętych w najbliższych dekadach zależeć będzie w dużym stopniu od tego, jak dobrze poradzą sobie one z kryzysem demograficznym.
Ten dotyka różne narody w innym stopniu. I tak dla przykładu Izrael, to dziś symbol demograficznej odporności na globalne trendy. Mimo bardzo wysokiego poziomu życia kraj ten nadal cechuje się nieprawdopodobnie wysoką dzietnością na poziomie 2,8. Kraj ten jest jednak pewnym ewenementem. W Europie dzietność wynosie przeważnie pomiędzy 1,2 a 1,8. Wśród największych demograficznych maruderów Europy zaliczyć możemy Polskę, gdzie dzietność w tym roku wyniosła ok. 1,12. Jeszcze kilka lat temu wynosiła ona niemal 1,5.
A jak bardzo współczynnik dzietności może spaść? Dna w ostatnich latach poszukują takie kraje jak Korea Południowa czy Tajwan. W Korei dzietność wynosi obecnie ok. 0,75. Dzietność to liczba dzieci, które średnio przypadną na kobietę, jeśli te będą rodzić przez całe życie z tą samą intensywnością, co w danym roku. Dla osiągnięcia zastępowalności pokoleń potrzebna jest dzietność na poziomie 2,1. Liczba ta jest wynikiem prostego mnożenia. Każda para, aby się zastąpić, powinna mieć dwójkę dzieci, więc na kobietę przypadają dwa urodzenia. Do tego doliczyć należy jeszcze kilka procent kobiet, które umrą, zanim dożyją założenia własnej rodziny.
I tak dla dzietności 2,1, pokolenie licząca 1 mln osób będzie mieć tyle samo dzieci i wnuków. Przyjmując dzietność na poziomie Izraela, otrzymamy 1,3 mln dzieci i 1,8 mln wnuków. Polska jeszcze kilka lat temu miała dzietność w okolicy 1,5. Ta gwarantowała 715 tys. dzieci i 510 tys. wnuków. Dziś dzietność w Polsce spadła do poziomu niemal 1,1. Przy tym poziomie milionowe pokolenie doczeka się jedynie 525 tys. dzieci oraz 275 tys. wnuków. Koreańska dzietność dla z kolei zaledwie ok. 360 tys. dzieci i 130 tys. wnuków.
Liczba urodzeń w Polsce w 2024 roku
Te proste przykłady pokazują, jak duże znaczenie mogą mieć dla naszego kraju dalsze spadki dzietności. Tę oblicz się poprzez zestawienie liczby urodzeń i liczby matek. Nowe dane pokazują, z jaką skalą spadku mamy do czynienia. Choć oficjalne dane GUS za cały 2024 rok nie są jeszcze dostępne, to posiada je już Ministerstwo Cyfryzacji (na podstawie danych z rejestru PESEL). O dostęp do tych informacji poprosił Rafał Mundry.
Odpowiedź, którą otrzymał, może budzić niepokój. W 2024 roku urodziło się w Polsce 250,8 tys. dzieci. Jeszcze w 2023 roku było to 272,7 tys., a w 2017 roku ponad 400 tys. Nawet tak mała liczba nie pokazuje jednak skali spadków. Do Polski bowiem w ostatnich latach przyjechały miliony migrantów z Ukrainy, Białorusi czy Azji. Wśród nich znalazło się wiele kobiet, które urodziły w naszym kraju dzieci. Gdy odejmiemy cudzoziemki, to okaże się, że w 2024 roku Polki urodziły zaledwie 236,6 tys. urodzeń. Rok temu było to 257,3 tys.
Demografia niesie szereg zagrożeń dla gospodarki
Jeśli tendencja się utrzyma, to w ciągu 2-3 lat liczba urodzeń Polek spadnie poniżej 200 tys. rocznie. Będzie to oznaczać dwukrotny spadek względem 2017 roku. Zmiany te nie pozostaną bez wpływu na rynek pracy i stabilność budżetu, choć jest to bomba z opóźnionym zapłonem. Pierwsze efekty dla rynku pracy zaczniemy dostrzegać za dwie dekady, gdy liczące niewiele ponad 200 tys. dzieci roczniki zaczną podejmować pracę.
W dłuższej perspektywie zagrożenia dotyczyć będą nie tylko cierpiącego na pracowników rynku pracy, ale także stabilności finansowej. Coraz trudniejsze będzie utrzymanie wysokich emerytur czy efektywnego systemu ochrony zdrowia. Na rosnącą liczbę emerytów pracować będą coraz mniej liczne roczniki pracowników.
Czy mamy jakiś wybór? Wydaje się, że powrót do poziomu zastępowalności pokoleń nie jest możliwy. Trudno też oczekiwać, że uda nam się w pełni zaadaptować do tak gwałtownych zmian. Dlatego rozwiązaniem jest model mieszany. Powinniśmy jednocześnie wdrażać reformy, które ograniczą koszty zmian dla społeczeństwa (jak np. wydłużenie wieku emerytalnego, ograniczenie hospitalizacji szpitalnych i przywilejów emerytalnych), jak i inwestować w taki sposób, aby rodziło się więcej dzieci (np. poprzez rozbudowę sieci placówek opieki instytucjonalnej, zmniejszenie kosztów wychowania dzieci i szerokie wsparcia dla in vitro).