Amerykańska Rezerwa Federalna powinna dążyć do pełnego zatrudnienia, przy czym inflacja nie może wykraczać poza 2 proc. Tak było jeszcze do niedawna, aż kilka dni temu Jerome Powell, szef Fed, przedstawił nowe podejście. Teraz rynek pracy wysuwa się na pierwszy plan, dwuprocentowy cel inflacyjny trzeba traktować jako średnie tempo wzrostu cen w dłuższym czasie, zaś Rezerwa Federalna będzie mogła zignorować przejściowy skok inflacji ponad tę wartość (czytaj: nie podniesie stóp procentowych).
W ten sposób Powell dał do zrozumienia, że bardziej wierzy w dobroczynne skutki poprawy sytuacji na rynku pracy niż w to, że mniejsze bezrobocie wywoła presję inflacyjną. Ma zresztą na to dowody w postaci danych z ostatnich lat. Zwiększanie zatrudnienia ma dużo zalet, nie tylko ekonomicznych (wzrost gospodarczy), ale też społecznych (zmniejszanie różnic majątkowych czy nawet rasowych, bo w ostatnich latach poziom bezrobocia białych i kolorowych obywateli USA zaczął się do siebie zbliżać; zwykle ci drudzy byli bardziej poszkodowani).

Co po wielkiej stabilizacji

Zmiany w polityce Fed nakreślone przez Powella nie są bezpośrednim skutkiem kryzysu pandemicznego. To raczej odpowiedź na to, w jakiej sytuacji znalazł się świat po Great Moderation, co na polski tłumaczone jest jako wielkie umiarkowanie, wielka normalizacja lub – co jest najbardziej trafne, biorąc pod uwagę, o czym mowa – wielka stabilizacja. Chodzi o kilkudziesięcioletni okres wzrostu gospodarczego, jaki trwał w gospodarce światowej. Jego początek różnie jest datowany dla poszczególnych krajów, w USA uważa się, że nastąpił w połowie lat 80. XX w., w Wielkiej Brytanii – w latach 90. Za to u wszystkich skończył się w tym samym czasie, czyli w 2007 r., gdy wybuchł globalny kryzys finansowy.
Reklama