We wczorajszym exposé Mateusza Morawieckiego nie ma fundamentalnie nowych zapowiedzi. Nie poszedł śladem Donalda Tuska, który w swoim drugim otwarciu w 2011 r. zaproponował kilka rewolucyjnych pomysłów. Na czele ze stopniowym podwyższaniem wieku emerytalnego. To było wystąpienie pt. „Normalność plus”. Samo słowo „normalność” padło wczoraj 38 razy. Premier Morawiecki mocniej wybijał te akcenty, które w kampanii się podobały i zostały ocenione jako skuteczne w zdobywaniu poparcia. Przede wszystkim pojęcie „polskie państwo dobrobytu”. Ma się ono kojarzyć z brakiem troski o materialną przyszłość.

– Polskość to wolność, solidarność, normalność – mówił Mateusz Morawiecki. Można to uznać za zapowiedź stabilizacji będącej marzeniem każdego ugrupowania, którego celem jest panowanie na politycznej scenie i osadzenie swojego kandydata w Pałacu Prezydenckim. Właśnie jesteśmy w trakcie nieoficjalnej kampanii w wyborach głowy państwa. Ta stabilizacja to „ciepła woda” według PiS, czyli zachowanie konserwatywnego modelu rodziny i nie niepokojenie Polaków „ideologicznymi eksperymentami”. W przemówieniu premiera nie zabrakło wątków o charakterze pojednawczym. Po raz pierwszy od momentu objęcia władzy PiS tak jawnie odszedł od otwartej negacji dorobku III RP. Jednocześnie PiS koryguje te punkty, które mogły oznaczać utratę poparcia w kampanii. Stąd dużo w wystąpieniu o polskich małych i średnich firmach i pomysł na sejmową komisję deregulacyjną. Jeśli traktować exposé jako zapowiedź kadencji, PiS przyjął program pójścia środkiem drogi. Ewentualnie spychania na prawy pas. Realizacja tych zapowiedzi będzie zależała teraz od spoistości obozu władzy. Wczoraj PiS zrezygnował jednak z jej testowania i wycofał z Sejmu poselski projekt dotyczący likwidacji 30-krotności. Przeciw temu pomysłowi zdecydowanie protestowało Porozumienie Jarosława Gowina.

Treść całego artykułu przeczytasz w środowym wydaniu DGP.