Resort dyplomacji poinformował w czwartek, że "w związku z działaniami jednej ze stacji telewizyjnych, będącej inwestorem na polskim rynku, MSZ zaprosiło ambasadora Stanów Zjednoczonych".

"MSZ uznaje, że potencjalne skutki tych działań są tożsame z celami wojny hybrydowej mającej na celu doprowadzenie do podziałów i napięć w polskim społeczeństwie. W związku z tym, MSZ zaprosiło Ambasadora Stanów Zjednoczonych, aby poinformować o zaistniałej sytuacji i jej konsekwencjach w postaci osłabienia zdolności Rzeczypospolitej Polskiej do odstraszania potencjalnego przeciwnika i odporności na zagrożenia" - podkreślono w komunikacie.

Ambasadora przyjął wiceszef MSZ Piotr Wawrzyk.

O to zaproszenie Brzezinskiego, które przez MSZ określano było także jako wezwanie, pytany był rzecznik rządu. "Nie ma nic nadzwyczajnego w tym, że wiceminister podejmuje ambasadora i to jest taktyka, która jest częsta" - odparł.

Reklama

"Gdy mamy jakiekolwiek sprawy, które chcemy wyjaśnić miedzy partnerami, to po prostu rozmawiamy. Amerykanów uważamy (...) właściwie może za najważniejszego sojusznika pod kątem bezpieczeństwa. Dlatego gdy mamy jakiekolwiek wątpliwości, to z naszymi partnerami rozmawiamy. I ta rozmowa się wczoraj odbyła, była rzeczowa" - podkreślił rzecznik rządu.

Dopytywany, czy MSZ nie zagalopowało się wzywając ambasadora USA "w związku z działaniami jednej ze stacji telewizyjnych" Müller podkreślił: "Różnego rodzaju działania, które mogą wywoływać wrażenie oddziaływania, również rosyjskiego, np. w zakresie narracji dot. granicy polsko-białoruskiej, to jest element wojny hybrydowej i dezinformacyjnej również".

"Inne tego typu działania też wymagają uczulenia naszych partnerów w tym zakresie. I tylko tyle. Nie tylko zresztą ambasadora Stanów Zjednoczonych, bo z innymi ambasadorami też rozmawiamy, o wyzwaniach związanych w wojną hybrydową" - powiedział Müller.

autor: Karol Kostrzewa