Każda lewica na świecie, o ile rządzi w kraju demokratycznym, dochodzi w końcu do momentu kłopotliwego, takiego, w którym coś trzeba przyoszczędzić. No, dawało się, ożywiało i pobudzało, a tu nagle wydatki państwa tak rozchodzą się z przychodami, że żadna magia księgowa nie pomoże. Na miejsce ministra finansów fajnego jak Myszka Miki przychodzi taki, którego życiową pasją jest obcinanie dóbr służących narodowi. Gnębi naród, ten go nienawidzi, podobnie jak większość rządu i posłów. Zbliżają się wybory i zwykle minister oszczędniś znika. Tak, domyśliliście się, napiszę teraz, że PiS to polska lewica oraz że w roku wyborczym nie tylko minister finansów, ale właściwie cały rząd wydaje się inkarnacją Myszki Miki. Ale nie napiszę, że ten rok wyborczy będzie Tym Rokiem wyzwolenia opozycji spod władzy pisokupacyjnej, bo, Bogiem a prawdą, PiS wiele zrobił od 2015 r., by kolejne wybory wygrać.

W 2016 r. środowiska związane z PO wieszczyły szybki kres władzy PiS, która „szasta pieniędzmi”, rzecz jasna, nieodpowiedzialnie. Ten i ów oburzał się, że jego rodacy forsę z 500+ przepiją, bo taki naród mamy.

CAŁY TEKST W MAGAZYNIE DGP I NA E-DGP