DGP: Jaki będzie Senat tej kadencji?

Magdalena Biejat: Na pewno będzie pełnił inną funkcję niż ta, którą odgrywał w kończącej się obecnie kadencji. Ale nie chcę też, żeby wracał do roli „przystawki” Sejmu. Powinien nadal być miejscem, które nie tylko jest wzorem debaty parlamentarnej, ale też przestrzenią dla dialogu z obywatelami. Działo się tak, kiedy Sejm był dla obywateli zamknięty i tę funkcję Senatu powinniśmy podtrzymywać i rozwijać.

Będzie pani marszałkinią Senatu?

Na razie rozmowy trwają.

Reklama

W Radiu Zet mówiła pani, że by chciała.

Nie ukrywam, że to interesująca propozycja, ale to nie tylko moja decyzja. Poza tym uważam, że ważniejsze niż obsada stanowisk są w tej chwili sprawy programowe.

Macie w koalicji zgrzyt na poziomie ideowym. Czy to nie będzie przeszkodą dla wspólnej pracy w Senacie?

Demokracja polega na tym, że ścierają się w niej różne programy i różne idee. To jest normalne. Przestrzegam przed przekonaniem, że sytuacja jest czarno-biała: albo wszyscy będziemy się we wszystkim zgadzać, albo będzie katastrofa. Senat ma zresztą doświadczenie budowania porozumienia pomimo podziałów i na pewno wszyscy będziemy z niego korzystać.

Na jakie ustępstwa pójdzie pani w ramach docierania się?

Choćby ustępstwo, które proponuję w bardzo ważnej dla mnie kwestii aborcji. Jestem za tym, żeby zalegalizować aborcję, zgłaszaliśmy w Sejmie poprzedniej kadencji taki projekt ustawy, razem z organizacjami kobiecymi. Ale zdaję sobie sprawę z tego, że w obecnej koalicji będzie ją ciężko przeprowadzić i dlatego proponuje ustawę tzw. ratunkową, która jest napisana bardzo konserwatywnie. Mówimy tutaj o dekryminalizacji do 12 tygodnia ciąży. Jestem w stanie się cofnąć i oczekuję jakiejś gotowości do cofnięcia się po stronie innych partii.

A jeśli się nie zgodzą? Będzie pani próbowała np. skorzystać z tego, że Senat może zaproponować referendum?

Referendum jest problematyczne z dwóch powodów. Po pierwsze: zostało skompromitowane przez Prawo i Sprawiedliwość. Po drugie: bardzo łatwo jest doprowadzić do tego, że referendum będzie niewiążące, podobnie jak niewiążące jest referendum Prawa i Sprawiedliwości.

PiS pokona was własną bronią?

Tak, organizacje stojące po prawej stronie mogą próbować robić dokładnie to samo, co my zrobiliśmy z referendum pisowskim w tych wyborach. Upieranie się dziś przy referendum jest dla mnie niezrozumiałe. Zwłaszcza kiedy wiemy, że 78 proc. wyborców PSL i 84 proc. wyborców Trzeciej Drogi jest za legalizacją aborcji - tak wynika z sondażu IPSOS.

Liderzy partii mają wątpliwości.

Ale ja nie rozumiem, dlaczego liderzy partii lekceważą swoich wyborców. A także posłów - już były deklaracje, że część z nich jest za legalizacją aborcji, partie nie są monolitem. Dobrze by było, gdyby pan Kosiniak-Kamysz i pan Szymon Hołownia jednak skonfrontowali się z rzeczywistością.

Andrzej Duda będzie wymówką dla koalicji? Będziecie mówić: nie da się, bo prezydent zawetuje?

Jest pokusa, by stał się to wymówką. Natomiast osobiście uważam, że nie po to szliśmy do polityki, nie po to obiecywaliśmy wyborcom, że będziemy o nich walczyć, żeby dzisiaj rozłożyć ręce i powiedzieć „przykro nam, prezydent jest, jaki jest”. Nie możemy zakładać, że nie będzie gotowy do jakichś negocjacji.

Badania CBOS pokazują, że Lewica ma najbardziej ideowych wyborców. Co jeśli będziecie musieli jednak iść na ustępstwa, z którymi oni się nie zgadzają? Będziecie zakładnikami swoich obietnic?

Trudno jest być zakładnikiem swoich własnych przekonań. Po prostu wierzymy w to, co mówimy i będziemy o to walczyć. Dlatego też cieszę się, że w niedzielę ruszają prace programowe.

Jak będzie wyglądać ta dyskusja programowa? Liderzy kładą na stół rozwiązania?

Będą wypracowane w zespole programowym, z udziałem przedstawicieli wszystkich partii. Mam nadzieję, że znajdą się tam też kobiety. Każdy powinien przyjść z tematami, które są dla jego środowiska kwestiami zasadniczymi. Na pewno będą takie, co do których nie będzie kontrowersji.

Jak choćby?

Kwestia praworządności, edukacji, transformacji energetycznej i miksu energetycznego.

Praworządność, czyli co?

Oddzielenie stanowisk ministra sprawiedliwości od prokuratora generalnego, zrobienie porządku w KRS. I w Trybunale Konstytucyjnym, w którym mamy sędziów - dublerów. Sprzątanie po poprzednikach musi odbyć się bez naruszenia prawa i konstytucji. O tym, jak to zrobić, dyskutują dziś z ekspertami wszystkie partie tworzące zwycięską większość.

To sprzątanie ma doprowadzić do tego, by wyrugować wyrok TK z 2020 r., ograniczający w praktyce dostęp do aborcji?

Moim zdaniem tego nie da się zrobić. A na pewno nie zachowując się tak, jak Prawo i Sprawiedliwość, bez wchodzenia w ich buty. Chcemy tego uniknąć. Natomiast mówiąc o praworządności, trzeba na nowo spojrzeć na problem z perspektywy zwykłego obywatela. Bo system sprawiedliwości ma działać przede wszystkim na rzecz ludzi, a to oznacza skrócenie postępowania, oczekiwania na wyrok, ale też zadbania o lepsze warunki pracy w sądach i w prokuraturze dla przedstawicieli administracji.

A póki co oddajecie pole prezydentowi, który po ostatnich spotkaniach z liderami podkreślał, że nie usłyszał żadnych konkretów w sprawie nowego rządu.

Mam wrażenie, że pan prezydent powiedziałby tak niezależnie od tego, co by wcześniej usłyszał. Andrzej Duda dzisiaj gra przede wszystkim na siebie i na to, by ustawić się wobec nowej sytuacji. Powiedział, że nie widzi żadnego powodu, żeby przyspieszać terminy konstytucyjne i on będzie ich przestrzegał. Nie zamierza też skracać kadencji Sejmu.

Czas ma znaczenie?

Dla PiS – z pewnością. Zwiększa szanse odchodzącej władzy na to, by zawierać rzutem na taśmę umowy, zatrudniać ludzi, wyprowadzać pieniądze. O tym, jaka była skala tych działań na ostatnią chwilę, dowiemy się pewnie, jak wejdziemy do poszczególnych ministerstw. Natomiast nie będzie to miało zasadniczego znaczenia dla stabilności przyszłego rządu i dla stabilności demokracji. W tym roku na pewno nowy rząd powstanie.

Który minister nowego rządu będzie najbardziej zapracowany w kolejnych miesiącach?

Z pewnością szef MEiN. Od miesięcy jesteśmy w kontakcie z organizacjami pozarządowymi, ekspertami, nauczycielami. Zgadzamy się wszyscy, że w tej chwili nasza edukacja wymaga gruntownych zmian, choć na pewno nie może to być szybka rewolucja. Priorytety to podniesienie pensji dla nauczycieli, rewizja podstawy programowej, wprowadzenie do niej treści zgodnych z wiedzą współczesną w XXI wieku. Na pewno jest zgoda na powołanie Komisja Edukacji Narodowej, która nad tymi kwestiami będzie się pochylać. Efektem jej prac ma być wizja szkoły, która przetrwa dłużej niż kadencja jednego parlamentu.

W tej komisji będą przedstawiciele PiS?

W idealnym świecie tak. Problem polega na tym, że to oni nie przyjmowali dotąd niemal żadnych zaproszeń ze strony społecznej, mimo że takie były wystosowywane.

A Konfederaci?

Chcemy budować szkołę wolną od fundamentalistycznego światopoglądu.

A ministrem lub ministrą nowego resortu edukacji zostanie…

Moim zdaniem – zostanie nią ministra. Na tym stanowisku powinien być ktoś, kto nie traktuje edukacji jako nagrody pocieszenia, tylko naprawdę rozumie, że edukacja jest jednym z najważniejszych obszarów państwa.

W przeciwieństwie do obsadzenia resortu zdrowia, tu chętnych nie brakuje?

To prawda, i to są bardzo dobre kandydatki. I w KO, i na Lewicy. Ale nie uważam, żeby teraz rozmawianie o konkretnych personaliach w mediach było nam pomocne.

O co pani będzie walczyć jako senatorka, a być może marszałkini?

W pierwszej kolejności - o wspomnianą ustawę ratunkową, która mówi o dekryminalizacji i depenalizacji aborcji do 12. tygodnia ciąży. Myślę, że na takie rozwiązanie możemy znaleźć szersze porozumienie,być może także jest szansa na zgodę w kancelarii prezydenta. Ale ważne są też dla mnie sprawy pracowników, osób z niepełnosprawnościami czy prawa człowieka.

Poseł ma jednak szerszy wachlarz możliwości niż senator. Widzi pani dla siebie miejsce w tej sztywnej formule?

Ja sobie miejsce znajdę w każdej formule. Pamiętam, jak po wyroku Trybunału Konstytucyjnego zasłanialiśmy protestujących przed policją immunitetami poselskimi. Marszałek Witek na konferencji prasowej powiedziała wtedy, że nie rozumiemy, na czym polega interwencja poselska. Radziła, żebyśmy wysłali do policji pisma i poczekali dwa tygodnie na odpowiedź. A my odpowiedzieliśmy “aha” i wróciliśmy na ulicę. To chyba tyle w kwestii sztywnych ram.

Lewica ma za mało senatorów na to, by podjąć inicjatywę ustawodawczą.

O jednego. Myślę, że ten jeden potrzebny senator przy większości ustaw się znajdzie.

Przed budynkami Sejmu od pięciu lat stoją barierki. Znikną za waszej kadencji?

Tak, oczywiście, że znikną. To jest jasne. Natomiast moim marzeniem jest - i będę o to walczyć - żeby na nowo otworzyć kompleks Sejmowy dla mieszkańców.

Były czasy, że można tu było przyjść na spacer.

Z taką intencją został zaprojektowany ten kompleks budynków. Uważam, że powinniśmy do tego wrócić. Chciałabym, żeby teren Parlamentu zmienił się z najbardziej luksusowego parkingu w Warszawie w przestrzeń publiczną.