W dyskusjach publicznych uwielbiamy się odwoływać do skrajności, przedstawiać najczarniejsze scenariusze jako najbardziej prawdopodobne. A tylko wtedy argument z bezpieczeństwa ma rację bytu: wyłącza rozum, włącza instynkt przetrwania. W przypadku rolnictwa rysuje się go zwykle tak: niekontrolowany napływ płodów rolnych i artykułów spożywczych (czytaj: bez systemu kwot bądź ceł importowych) z Ukrainy oraz innych krajów spoza Unii Europejskiej powoduje śmierć polskiego rolnictwa. Straci ono konkurencyjność, bo podlega kosztownym regulacjom unijnym. Będzie to skrajnie ryzykowne – widzieliśmy już, że pandemia czy wojna mogą doprowadzić do przerwania łańcuchów dostaw. Ale i bez kryzysu nie będzie różowo: zagraniczni producenci żywności pozbawiają rodzimych rolników rynków zbytu.
CAŁY TEKST W PAPIEROWYM WYDANIU MAGAZYNU DGP ORAZ W RAMACH SUBSKRYPCJI CYFROWEJ »