Klasyczny rosyjski atak hybrydowy składa się z kilku lub kilkunastu dronów oraz 200 tysięcy botów rozpowszechniających w internecie kłamstwa i dezinformację. Skutki dywersji botów są druzgocące: rośnie odsetek Polek i Polaków wierzących w brednie wytwarzane przez agentów Kremla, co więcej – znaczna część tych ludzi uważa, że myśli w pełni samodzielnie, czyli nie ulega żadnej propagandzie, tylko obiektywnie ocenia informacje napływające z wiarygodnych źródeł. Wśród osób z wyksztalceniem podstawowym przekonanie takie żywi niemal 100 procent. Jak mawiał klasyk, największym osiągnięciem diabła jest wmówienie ludziom, że nie istnieje.

Pożytki z Ukraińców, czyli bardzo mocno dodatni bilans przyjęcia uchodźców

Efektem w skali makro jest rosnąca niechęć Polek i Polaków do Ukraińców, wzmacniana jeszcze przez haniebnie nieodpowiedzialne narracje polskich polityków używających sprawy ukraińskiej w politycznych rozgrywkach. Zdecydowanie nie pomogło veto prezydenta do ustawy dotyczącej przedłużenia pomocy dla obywateli Ukrainy. Rosyjskie trolle podsycają złe emocje. Pożyteczni idioci - jak zawsze – pomagają upowszechniać kłamstwa. Dlatego z takim trudem do społecznej świadomości przebijają się prawdziwe dane i fakty dotyczące choćby bilansu kosztów i pożytków z obecności Ukraińców w Polsce.

Pisałem niedawno w tekście „Kto naprawdę pracuje fizycznie w Polsce? Ponad połowa zatrudnionych to imigranci [RAPORT]” (https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/kraj/artykuly/9837054,ponad-polowa-pracownikow-w-wybranych-zawodach-to-imigranci-brakuje-p.html)

o raporcie Narodowego Banku Polskiego wskazującym na bardzo silny pozytywny wpływ Ukraińców na wzrost gospodarczy Polski (w latach 2021–2023 imigranci dodali średnio 0,5 pkt proc. rocznie do wzrostu PKB, czyli odpowiadali za aż 18 proc. całego wzrostu) oraz o tym, że uchodźcy w najbardziej niewdzięcznych branżach i profesjach, których Polki i Polacy wykonywać nie chcą, stanowią ponad połowę zatrudnionych. Kilka kluczowych sektorów naszej gospodarki, jak przemysł i budownictwo, ale też handel, miałoby gigantyczne problemy, gdyby nie mogły korzystać z pracy cudzoziemców, zwłaszcza Ukraińców. Co piąta polska firma przyznaje, że w ogóle nie mogłaby funkcjonować.

W ciągu dekady liczba cudzoziemskich pracowników w Polsce wzrosła czterokrotnie, na koniec lipca 2025 r. w ZUS ubezpieczonych było rekordowe 1,25 mln obcokrajowców, w tym 825 tys. Ukrainek i Ukraińców (67 PROCENT WSZYSTKICH PRACUJĄCYCH CUDZOZIEMCÓW W POLSCE). To w głównej mierze uratowało i cały czas ratujenaszągospodarkę przed spowolnieniem, amortyzując szok demograficzny związany z wchodzeniem na rynek pracy niżów (liczących mniej niż 400 tys. osób w roczniku), a wychodzeniem na emerytury wyżów (liczących ponad 600 tys.).

Te i inne dane zebrał ostatnio Andrzej Kubisiak, wicedyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Warto trwale przyswoić sobie fakty:

Wedle danych OECD, Polska wraz z Kanadą ma najwyższy odsetek pracujących uchodźców na świecie - aktywność zawodowa uchodźców z Ukrainy wynosi 78 proc. wobec 81-procentowej aktywności Polaków w wieku produkcyjnym (dane Ministerstwa Rodziny Pracy i Polityki Społecznej). A trzeba pamiętać, że wśród uchodźców dominują kobiety z dziećmi!

W latach 2022–2024 powstało 89 tys. ukraińskich firm w Polsce – dziś co dziesiąta działalność zakładana jest przez obywateli Ukrainy (dane PIE na podstawie rejestru CEIDG)

Ukraińskie składki do ZUS stanowią ponad 5 proc. całych wpływów Funduszu Ubezpieczeń Społecznych

Wpływy podatkowe z PIT i CIT od obywateli Ukrainy w 2024 r. wyniosły 17,7 mld zł, a koszty wszystkich świadczeń społecznych i zdrowotnych dla Ukraińców to 3,3 mld zł; państwo polskie jest więc na potężnym plusie, a trzeba pamiętać, że bilans ten nie obejmuje znacznie wyższych wpływów z VAT – Ukraińcy nie tylko zarabiają w Polsce pieniądze, ale też wydają je podbijając poziom konsumpcji i nakręcając koniunkturę gospodarczą

Czy warto dawać ukraińskim rodzinom zasiłki 800 plus? Bank Gospodarstwa Krajowego szacuje, że każda złotówka wydana na ten zasiłek dla obywateli Ukrainy zwraca się 5,4-krotnie w podatkach i składkach

Wedle raportu UNHCR, UN Refugee Agency i Deloitte w 2024 r. uchodźcy z Ukrainy wygenerowali 2,7 proc. polskiego PKB.

W rejestrach bezrobotnych w Polsce obywatele Ukrainy stanowią zaledwie… 0,5 proc.

Wszyscy cudzoziemcy poobierają zaledwie 0,24 proc. świadczeń z ZUS, a koszt ich wypłaty stanowi jedynie 0,083 proc. kosztów ZUS. Mówiąc najprościej: WPŁACAJĄ do polskiego systemu 5 PROCENT, A OTRZYMUJĄ MNIEJ NIŻ PROMIL.

I wreszcie osławione „kolejki do lekarzy”. Czy ktokolwiek naprawdę nie dostał się do specjalisty lub lekarza rodzinnego, bo w kolejce wyprzedził go Ukrainiec? Nie znam takich przypadków. Ograniczona dostępność do usług medycznych wynika z permanentnego kryzysu – czyli głównie fatalnej organizacji – opieki zdrowotnej w Polsce. Mamy za dużo kosztownych placówek (szpitali więcej na głowę niż Skandynawowie!), a za mało lekarzy i pielęgniarek; notabene również w tym obszarze wiele szpitali i ośrodków zdrowia ratują Ukrainki i Ukraińcy.

Polacy pomogli Ukraińcom. Ale nie polscy nacjonaliści

Z kolejnych sondaży wynika, że zatrważający odsetek Polek i Polaków (podobnie jak w innych krajach) mocno zawyża liczbę cudzoziemców, nie ma pojęcia o ich realnej aktywności zawodowej, a przede wszystkim – wbrew przywołanym wyżej suchym danym – katastroficznie potęguje w głowie obciążenia i zagrożenia związane z pobytem Ukrainek i Ukraińców. Zwłaszcza obraz uchodźczyń i uchodźców jest całkowicie zafałszowany, a codzienne bombardowanie polskich baniek społecznościowych kłamstwami przez rosyjską propagandę sprawia, że fakty przestają mieć znaczenie, a liczą się wyłącznie emocje. Dodajmy: bardzo złe emocje. Frustracja, niechęć, odrzucenie, wykluczenie, nienawiść.

Jak to działa w skali makro – napisałem. A jak w skali mikro?

Znajome Ukrainki, uchodźczynie z Donbasu z 2014 r., założyły kilka lat temu własną pierogarnię. Sprzedawały w niej, a jakże, niezwykle popularne w Polsce pierogi ruskie. Kiedy odwiedziłem je dzień po rosyjskiej wielkoskalowej napaści na Ukrainę, okazało się, że w menu „ruskie” zostały zastąpione „ukraińskimi” (podobnie zrobiło wielu restauratorów, w tym – w ramach solidarności – polskich przedsiębiorców). Zachowałem na pamiątkę karteczkę, na której znajoma skreśliła „ruskie 10 szt.” i napisała „ukraińskie 10 szt.”. Latem 2025 r., dzień po wspomnianym prezydenckim wecie, odwiedziłem ten sam lokal i okazało się, że właścicielki skreśliły w menu „ukraińskie”. Te pierogi nazywają się teraz „polskie”. Spytałem, dlaczego. Tylko uśmiechnęły się smutno a wymownie. Nastroje są, jakie są. Dwie trzecie Polek i Polaków poparło w sondażach prezydenckie veto - zdecydowana większość w przekonaniu, że uchodźcy w Polsce korzystają z nie wiadomo jak olbrzymich przywilejów.

Abstrahuję tu od faktu, że mówimy o uchodźcach. Czyli potrzebujących wsparcia obywatelach kraju od 3,5 roku bestialsko atakowanego przez wroga, który jest w dodatku śmiertelnym wrogiem Polski. Ci ludzie schronili się w państwie i społeczeństwie zdominowanym przez zdeklarowanych chrześcijan kierujących się – co do zasady – nauczaniem Kościoła. Bazującym na encyklikach i homiliach Jana Pawła II. Dumnym z „Solidarności”. I szczycącym się bezprecedensową skalą pomocy udzielonej Ukrainkom i Ukraińcom przez szarych ludzi w 2022 r.

Problem w tym, że całkiem inna grupa Polek i Polaków rzuca się w takich sytuacjach do pomocy bliźniemu, a zupełnie inna epatuje później tą pomocą. Mój śp. Dziadek, były więzień niemieckich obozów, mawiał, że w czasie II wojny światowej sprawiedliwi i solidarni pomagali Żydom, a egoistyczni szmalcownicy donosili na Żydów. Dwadzieścia lat później szmalcownicy i ich duchowi pobratymcy, którzy utopiliby bliźniego w szklance wody, najgłośniej perorowali, że „Żydzi, których Polacy ratowali z narażeniem życia, okazują podłą niewdzięczność narodowi polskiemu”. - Tak jakoś jest, że tępy nacjonalista posadzi obcego w getcie ławkowym, albo zadenuncjuje, a potem będzie się powoływał na czyny sprawiedliwych – kwitował mój Dziadek.

Dziś obserwujemy w Polsce podobne zjawisko. Nacjonaliści najgłośniej krzyczą i i najbardziej straszą ukraińskimi uchodźcami, kolportując namiętnie kłamstwa ruskiej propagandy, a jednocześnie bezczelnie powołują się na to, jak bardzo „Polacy pomogli tym niewdzięcznym Ukraińcom”. Polacy – tak. Ale nie oni.

Wysyp owiec płci męskiej, czyli czytanie ze zrozumieniem nie jest polską specjalnością

Eksperci zwracają uwagę, że kremlowską narrację najłatwiej jest upowszechniać w społeczeństwach mających największy problem z weryfikacją źródeł informacji i ich krytyczną analizą. A Polki i Polacy, delikatnie mówiąc, nie należą tu do orłów, tylko raczej do owiec. I to w znaczniej mierze – płci męskiej.

Szerokim echem odbiły się wyniki Międzynarodowego Badania Umiejętności Dorosłych PIAAC przeprowadzonego wśród osób w wieku 16-65 lat w 31 krajach. Kiedy opublikował je po raz pierwszy Instytut Badań Edukacyjnych – PIB, okazało się, że w trzech kategoriach:

  • rozumienia tekstu,
  • rozumowania matematycznego
  • rozwiązywania problemów

Polki i Polacy okupują miejsca w końcówce rankingów. W czołówce znalazły się kraje skandynawskie i Japonia. Najbardziej katastrofalnie wypadliśmy w rozumieniu tekstu – odnotowując ogromny regres w porównaniu z badaniem sprzed dekady (o 31 punktów!).

Aż 39 proc. polskich respondentów miało trudności z absolutnie podstawowym rozumieniem tekstu - kompetencje większości z nich zatrzymały się w tym obszarze na poziomie 1, na którym dorośli powinni umieć znaleźć informację na jednej stronie tekstu, wyszukać link na stronie internetowej, poruszać się po krótkich tekstach korzystając z wypunktowanych list lub odrębnych sekcji w ramach jednej strony. Przy czym kilkanaście procent badanych Polek i Polaków reprezentuje poziom poniżej 1. To jeden z najwyższych odsetków w OECD. Więcej funkcjonalnych analfabetów mają tylko Chilijczycy, Portugalczycy, Izraelczycy, Singapurczycy i Amerykanie (co też wiele wyjaśnia).

Poziom 2 osiągnęło 40 proc. badanych Polek i Polaków, a 3 (pozwalający rozumieć m.in. teksty ekonomiczne i kojarzyć fakty z różnych dziedzin) – 17 proc. Poziom najwyższy reprezentowało 4 proc., czyli ponad dwa razy mniej niż wynosi średnia OECD i trzy razy mniej niż w Skandynawii. Wprawdzie w raporcie znajdziemy zastrzeżenie, że polskie wyniki „mogą być niedoszacowane z powodu niskiego zaangażowania respondentów, a także szybkich i niepełnych odpowiedzi”, ale trudno się tym pocieszać, skoro aż tak bardzo odbiegamy od liderów.

Bezbronni wobec rosyjskiej propagandy?

Jest oczywiste, że osoby o nikłych umiejętnościach rozumienia tekstu łatwiej padają ofiarą kłamliwej propagandy. A trzeba pamiętać, że Polska jest najczęściej i najintensywniej atakowanym przez Rosjan krajem Unii. Czyli mamy sytuację, w której rekordowa intensywność wojny dezinformacyjnej zbiega się z żałośnie niskimi kompetencjami czytelniczymi i poznawczymi.

Rosjanie to wiedzą. Specjalistyczne ośrodki monitorujące aktywność rosyjskich trolli dosłownie kilka minut po środowym nalocie dronów wykryły frontalny atak internetowych botów, które do południa wypełniły sieć około 200 tys. wzmianek na temat tego, że „Ukraińcy wciągają Polaków w nie ich wojnę”, „polski rząd jest beznadziejnie nieudolny i kompletnie bezradny”, a „Zachód nie jest w stanie zapewnić Polsce bezpieczeństwa, podobnie jak to było w 1939 roku i przeciętny Polak powinien wyciągnąć z tego oczywiste wnioski”. Właściwie każda kolportowana treść podważała zaufanie do Unii Europejskiej i NATO oraz „mainstreamowych mediów”; co ciekawe, takiego samego zwrotu używają polscy i europejscy prawicowcy oraz trumpiści, więc tego typu „argument” nie trafia w próżnię. Przeciwnie – jest przekazywany dalej przez „owce płci męskiej”, czyli nieświadomych lub cynicznych zwolenników narracji Kremla.

W efekcie opowieść o tym, że „Rosja testuje solidarność państwa NATO i UE”, znalazła zaledwie 28 proc. zwolenników. Reszta internautów w różnym stopniu obwiniała Ukrainę, Zachód, polski rząd i rodzime media. Co dziesiąty polski internauta przyznał rację botom przekonującym, że „NATO nas nie obroni”.

Międzynarodowy zespół ekspertów Varieties of Democracy (V-Dem), publikujący co roku raporty o stanie demokracji na świecie, podkreśla w najnowszej analizie, że w Polsce sianie strachu i podważanie zaufania do instytucji – krajowych i unijnych – jest tym łatwiejsze, że proceder taki uprawia nie tylko banda ruskich i białoruskich trolli, ale i potężna część rodzimej sceny politycznej, w tym partie parlamentarne na czele z PiS i Konfederacją. Wedle V-Dem, w Polsce obserwuje się obecnie najwyższy poziom polaryzacji politycznej w całej Unii Europejskiej. Rosjanom łatwo siać strach i przekierowywać złe emocje przeciwko Ukraińcom, bo robi to na co dzień główna telewizja prawicy oglądana przez miliony widzów oraz cała masa prawicowych portali. Robią to też tysiące razy na dobę politycy i gwiazdorzy mediów prawicy w serwisach społecznościowych.

Te same ośrodki reagują alergicznie na wszelkie zapowiedzi walki z rosyjską dezinformacją w drodze wyłapywania i eliminowania treści przez specjalistyczne instytucje podległe rządowi. Przekonują miliony odbiorców, że byłby to „zamach na wolność słowa”. Robią to nawet teraz, mimo że wszystkie dane i fakty świadczą o tym, że tak rozumiana „wolność” – gdy Rosja może w zachodnim internecie wszystko, a Zachód nie może w ostro cenzurowanym rosyjskim internecie dosłownie nic – pozwala Putinowi wygrywać wojnę hybrydową o polskie dusze, serca i umysły.

Realna ochrona uchodźców z Ukrainy w Polsce

Z oświadczenia wydanego przez Urząd do Spraw Cudzoziemców wynika, że pomimo niepodpisania przez Prezydenta RP ustawy o przedłużeniu pomocy dla obywateli Ukrainy, obywatele ci są objęci ochroną tymczasową do czasu wskazanego decyzją Rady Unii Europejskiej, czyli ich legalny pobyt na terenie UE jest zapewniony do 4 marca 2026 r. i okres ten zostanie przedłużony do 4 marca 2027 r.

UdSC przypomniał przy tym, że od marca 2025 roku polscy urzędnicy stosują indywidualną ocenę sytuacji cudzoziemców ubiegających się o status uchodźcy lub ochronę uzupełniającą. Z analizy danych wynika, że w zdecydowanej większości urząd uznaje, iż nie ma podstaw do udzielenia obywatelom Ukrainy ochrony międzynarodowej, zwłaszcza że nadal są oni objęci ochroną czasową. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji odpowiedzialne za stworzenie ustawy regulującej dalszy pobyt Ukraińców w Polsce zapowiada m.in.:

  • lepszą identyfikację cudzoziemców – obowiązek posiadania numeru PESEL podczas ubiegania się o świadczenia; docelowo ma obowiązywać biometryczna weryfikacja obywateli Ukrainy;
  • uszczelnienie systemu ochrony zdrowia w celu uniemożliwienia nadużyć oraz ograniczenie katalogu świadczeń zdrowotnych dla uchodźców;
  • wykluczenie obywateli Ukrainy korzystających z małego ruchu przygranicznego z systemu świadczeń w Polsce;
  • uzależnienie wypłaty 800 + od tego, czy przynajmniej jedno z rodziców jest aktywne zawodowo.

Yuriy Grygorenko, dyrektor Centrum Analitycznego Gremi Personal w Polsce, ocenia to tak: - Najważniejsze jest, aby obywatele Ukrainy w Polsce mieli pewność co do swojego legalnego pobytu, dostępu do pracy, edukacji i podstawowej ochrony zdrowia. Uszczelnienie systemu odbieramy pozytywnie, bo wzmacnia ono poczucie stabilności w społeczeństwie i ogranicza źródła niepotrzebnych napięć między Polakami a Ukraińcami.

Nie sądzę, aby zmniejszyło to intensywność ataków ruskich trolli. Pytanie: czy my, Polki i Polacy, będziemy nadal ulegać kremlowskiej propagandzie. Jeśli tak, to przegramy wojnę jeszcze zanim na polskim niebie pojawią się kolejne drony.