Pobór do wojska to w Rosji norma i co pewien czas Władimir Putin podpisuje kolejne dekrety, powołujące do służby następne setki tysięcy młodych ludzi. Ci jednak z zasady nie jadą walczyć na ukraiński front, ale służą do zapełnienia luk w jednostkach stacjonujących na terenie kraju. Taka przynajmniej jest teoria.
Rosja płaci i siłą wysyła ludzi na front
Jak jednak się okazuje, codzienność, lub też nadgorliwi rosyjscy dowódcy, powodują, że praktyka jest zgoła odmienna, a chęć pozyskania jak największej liczby rekruta na wojnę prowadzi do przestępczych zachowań. Ujawnili je twórcy projektu „Realny Sybir”, wchodzącego w skład Radia Wolna Europa. To do nich zgłosili się młodzi rosyjscy poborowi, którzy od własnych rodzin dowiedzieli się, że podobno podpisali kontrakt i nagle jadą na ukraiński front.
Jednym z takich zdezorientowanych żołnierzy jest Kirill Vyunov, służący w jednostce 31643, na stałe stacjonującej w obwodzie kurgańskim. Żołnierz ten, chcąc ułatwić swojej matce dostęp do pieniędzy, jakie co miesiąc płaci mu armia, założył konto w banku, na którym w połowie października nagle pojawiła się kwota 405 tys. rubli (ok. 16 tys. zł). Jak wynika z zamieszczonego przez żołnierza skanu dowodu przelewu, pochodzi on z Ministerstwa Pracy i Ochrony Społecznej i przysługuje osobom, które podpisały kontrakt, by pójść na wojnę. Problem tylko w tym, że żołnierz ów niczego nie podpisywał.
- Jestem kierowcą w 232. brygadzie artylerii rakietowej. Ale jutro powinniśmy zostać wysłani do Rostowa i na granicę. Rozumiem, że jest to podróż w jedną stronę. Nigdy nie miałem zamiaru podpisywać umowy i nie mam zamiaru! Pomóż mi się stąd wydostać! – w alarmujących słowach napisał do matki Kiryll.
Na wojnę za „błąd systemu”
Z tej samej jednostki podobne wypłaty i wezwania na front dostało jeszcze sześciu innych żołnierzy, a żaden z nich nie przyznaje się, aby wyrażał zgodę, by udać się na wojnę. Nie wiedzą też, kogo prosić o pomoc, gdyż dowództwo, które poinformowano o tej rzekomej pomyłce, umywa ręce. Gdy chcieli udać się do banku, aby odmówić przyjęcia nieautoryzowanych wypłat, dowództwo odmówiło im prawa opuszczenia jednostki.
- Oni (dowództwo) w ogóle nie przyznają, że dokonali przelewu. Nie twierdzą, że to był błąd, czy pomyłka – mówi żołnierz.
Rosyjscy dziennikarze przypominają, iż do podobnych sytuacji dochodziło już wcześniej, między innymi w 90. Dywizji Pancernej w Czebarkulu. Tam również za wojenny kontrakt, którego nikt nie podpisał, na kontach żołnierzy pojawiła się kwota, choć nieco mniejsza, to i tak znacząca – 305 tys. rubli. Gdy o sprawie zrobiło się głośno, a za poborowymi wstawili się przedstawiciele lokalnych władz, wojsko nagle poczuło się w obowiązku wyjaśnić sprawę.
- Przelewy bankowe na rzecz poborowego personelu wojskowego zostały wykonane w wyniku awarii oprogramowania technicznego. Status tego personelu wojskowego nie uległ zmianie, środki zostaną zwrócone tak szybko, jak to możliwe – tłumaczyła kilka dni temu portalowi 74.ru służba prasowa Centralnego Okręgu Wojskowego.
Czy i tym razem wojsko się wystraszy i zasłoni awarią systemu? Na razie nie wiadomo, ale poborowi z Kurganu drżą o własne życie.
- Do wojska wstąpiłem, kiedy wszystko już się działo (wojna), ale wtedy w ogóle o tym nie myślałem, że to jest niebezpieczne. Chociaż tak, zdarzały się już przypadki śmierci poborowych. Po prostu pełniłem swoje obowiązki, to wszystko. A tu taki zwrot akcji! To jest teraz naprawdę przerażające. Nie chcę umierać – pisze do matki Kiryll.