Po wielu miesiącach problemów finansowych i poszukiwania nowego właściciela legendarny podwarszawski Ursus, niegdyś specjalizujący się w produkcji ciągników, trafił w nowe ręce. Przetarg udało się rozstrzygnąć dopiero za trzecim podejściem.

Broń z Polski może napsuć Rosjanom krwi

Syndyk Ursusa początkowo chciał zarobić na transakcji 125 mln złotych, ale za takie pieniądze nie udało się znaleźć żadnego nabywcy. Nie pomogło obniżenie ceny do 99 mln zł., a dopiero zejście pod koniec października do kwoty 74 mln spowodowało, że znalazł się chętny, by przejąć aktywa Ursusa. Nabywcą została spółka M.I. Crow sp. z o.o. I tu robi się ciekawie.

Wystarczy bowiem rzut oka na historię tej firmy i od razu wydaje się, że powstała ona jedynie po to, by kupić ten jeden zakład. Założona 1 lipca 2024 roku, jak informują ukraińskie źródła, powiązana ma być z ukraińskim biznesmenem, Olegiem Krotem, nie stroniącym od zarabiania między innymi na produkcji zbrojeniowej. Tak samo spółka, która weszła w posiadanie Ursusa, ma w swych PKD zapisaną między innymi produkcję statków powietrznych, wykonywanie konstrukcji metalowych oraz produkcję broni i amunicji. I już sam fakt, że do miejsc, kojarzonych przez dekady z produkcją ciągników, mogłaby powrócić produkcja zbrojeniowa, tym razem wykonywana na potrzeby ukraińskiego frontu, nie dziwi ekspertów.

- Ten ukraiński właściciel, po pierwsze jest biznesmenem, a dziś Ukrainiec na czym najlepiej może zarabiać? W dużej mierze na wojnie, a dotyczy to zresztą nie tylko Ukraińców, ale cały Zachód zaczyna zarabiać na wojnie. I myślę, że mógłby wejść w pewien łańcuch dostawców, nawet nie koniecznie kompletnych elementów, ale poddostawców dla całego przemysłu obronnego, działającego na rzecz Ukrainy. I wydawałoby się to wręcz naturalne – ocenia w rozmowie z Forsalem Mariusz Cielma, redaktor naczelny Nowej Techniki Wojskowej.

Ursus idzie w ślady innych producentów broni?

Przypadek Ursusa nie wydaje się być odosobniony. Już wcześniej inny znany producent ciągników, firma Zetor, dołożyła do swej oferty produkcyjnej samochody robione specjalnie dla wojska, a podobnych przypadków w Polsce jest coraz więcej. Znane od dekad firmy, którym groziła likwidacja, dziwnym trafem trafiają w ręce sektora zbrojeniowego.

- Widać w Polsce taką tendencję, że część takich starszych zakładów, które dla nowoczesnego przemysłu wydawałyby się mało atrakcyjne, robi się atrakcyjnych dla zbrojeniówki. Mamy przecież całą dyskusję o Cegielskim, zakładzie w zasadzie upadłym, ale od razu pojawiają się głosy, aby wykorzystać kapitał starszych pracowników w konkretnych specjalnościach – mówi Mariusz Cielma.

Podobną ścieżkę przeszła już wcześniej, dziś doskonale już znana z robienia niezłej broni, Huta Stalowa Wola, która swego czasu przejęła od Chińczyków jeden z zakładów.Uczyniła to wraz z maszynami oraz doskonale wyszkoloną kadrą, która szybko zabrała się za produkcję dla wojska. Wszystko wskazuje na to, że Ursus przejdzie podobną drogę, ale rodzi się kolejne pytanie – co będzie tam produkowane? Właściciel bowiem w swej specjalizacji ma między innymi produkcję statków powietrznych, co znów można skojarzyć z rozpoczynaniem przez Ukrainę masowej produkcji dronów i rakiet, którymi można by było atakować terytorium Rosji.

Rakiety i drony wprost spod Warszawy

I w ocenie Mariusza Cielmy, nie jest wykluczone, iż polska fabryka przyłoży ręce do produkcji broni, która już niedługo zacznie spadać na rosyjskie miasta. Nie będą to jednak najpewniej od razu całe rakiety, ale raczej komponenty do ich produkcji.

- Można to potraktować jako bardzo prawdopodobny scenariusz, wręcz naturalny. Nie oczekujmy od razu, że ktoś zrobi w Ursusie od razu produkcję czołgów, ale jakaś część większej układanki spokojnie może tam być. Bo taka jest ostatnio też zasada działania ukraińskiej zbrojeniówki, że część rzeczy robią u siebie, ale widać, że wiele elementów, mniej medialnych, robią gdzie się da, nie tylko w krajach ościennych. Zakładam, że kompozytów do bezzałogowców w Ursusie robić nie będą, choć niczego nie można wykluczyć, ale jakieś komponenty, które będą wchodzić w ich skład, już mogą – mówi specjalista.

Uruchomienie takiej produkcji stwarza jednak kolejne zagrożenia i nie ma się co łudzić, że zakład, mogący przyłożyć rękę do niszczenia rosyjskiego przemysłu, nie znajdzie się na celowniku tamtejszych służb. Nic też dziwnego, że trzeba będzie objąć go specjalną ochroną, jednak żadne zagrożenie, jak ocenia ekspert, nie powinno odwieść właścicieli od założonych celów.

- Wydaje się, że zdecydowanie jest większa potrzeba dostarczać Ukrainie jakąś broń, niż robić kolejne ciągniki – podsumowuje Mariusz Cielma.

W ręce nowego właściciela trafić ma nie tylko prawo do znaku towarowego Ursus, ale też zakłady produkcyjne w Lublinie i Dobrym Mieście. Do tego nabywca stał się właścicielem rozległych terenów w Biedaszkach Małych oraz całego zaplecza maszynowego i dokumentacji technicznej.