Chociaż amerykański sprzęt wojskowy nadal płynie na Ukrainę, to jednak ostatnie zapowiedzi Donalda Trumpa o przyszłym pokoju nie rokują dobrze dla naszego sąsiada. Chwilę po tym, gdy lotem błyskawicy po świecie rozeszła się wieść o prawdopodobnym odsunięciu Ukrainy od pokojowych rokowań, doszło do spotkania ministrów obrony narodowej Polski i Ukrainy.

Ukraina chce więcej czołgów z Polski

Władysław Kosiniak-Kamysz spotkał się z Rustemem Umerowem podczas rozpoczynającego się szczytu w Monachium i zaraz po rozmowie ukraiński polityk podzielił się swymi wrażeniami. Jak przyznał, Polska od początku rosyjskiej agresji bardzo pomagała Ukrainie, oddając dużą ilość swego sprzętu pancernego, ale jak się okazuje, mogłaby zrobić jeszcze więcej.

„Polska dostarczyła na Ukrainę znaczną ilość sprzętu pancernego, dlatego dyskutowaliśmy o jej aktywniejszym zaangażowaniu w Koalicję Pojazdów Pancernych. Nasi wojownicy liczą na pomoc państwa braterskiego” – napisał w mediach społecznościowych Umerow.

Politycy mieli rozmawiać też o rozwijaniu wspólnych projektów obronnych, które dotyczyć mają między innymi ciężkiego sprzętu pancernego, systemów obrony przeciwlotniczej, dronów i amunicji. Jak zauważył Umerow, Polska jest zainteresowana wzmocnieniem współpracy przemysłowej i „uznaje znaczenie Ukrainy dla lokalnej produkcji”.

„Liczę na wsparcie i konstruktywne decyzje Pana Władysława. Polska stoi z nami od pierwszych dni inwazji na pełną skalę i jesteśmy wdzięczni za to wsparcie. Musimy iść dalej” – zaapelował ukraiński minister.

Polskie czołgi na Ukrainę. „Powinniśmy oddać, ale...”

Wyraźne wezwanie Polski do jeszcze mocniejszego zaangażowania się w koalicję pancerną, która dostarczać ma czołgi i wozy bojowe na Ukrainę, rodzi pytania, czy Polska ma co w ogóle jeszcze przekazać oraz, na jakich zasadach powinna udzielać dalszego wsparcia. Mało bowiem prawdopodobne wydaje się, aby większość Polaków uciszyła się na wieść, że znów na wschód za darmo oddaliśmy sprzęt, nie uzyskując nic w zamian. Szczególnie że patrząc na zachownanie USA i krajów zachodnich, ze świecą można szukać tam państw, które w takim romantycznym porywie serca oddają coś, za co kiedyś same zapłaciły.

W ocenie specjalistów, Polska miałaby czym jeszcze poratować Ukrainę i nawet powinna to zrobić, a jednym ze zwolenników takiego podejścia jest generał Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych. Ten doświadczony pancerniak wie, że mamy jeszcze w magazynach co nieco zapasów.

- Powinniśmy dać im do końca wszystko to, co jeszcze mamy z rzeczy poradzieckich. Wszystkie PT-91, czołgi T-72, które oni i tak sobie przerabiają. Natomiast nie możemy oddać nic z tego potencjału, który mamy. Przestrzegałbym przed oddawaniem czołgów Leopard, czy jakichś innych, bo nam są te czołgi potrzebne. Nasza armia cierpi na brak sprzętu pancernego – mówi Forsalowi generał Skrzypczak.

Wojskowy nie ma również złudzeń, że Polska powinna oczekiwać w zamian czegoś konkretnego, a nie jakichś mglistych deklaracji rozwiązania starych, historycznych problemów. Musimy wreszcie zacząć myśleć nie tylko o sąsiadach, ale też o sobie.

- Uważam, że te programy mogą być finansowane przez Unię Europejską i ja bym skłaniał się ku temu, aby Unia zapłaciła za ten sprzęt. I wtedy te środki by można zainwestować u siebie w produkcję wozów bojowych, bo pod tym względem jesteśmy teraz w czarnej dziurze – mówi Waldemar Skrzypczak.