Decyzja Donalda Trumpa o wstrzymaniu dostaw broni na Ukrainę wstrząsnęła polskimi politykami oraz komentatorami, choć część z nich nie ukrywa, że ruch prezydenta ich nie zaskoczył. I teraz od tego zależeć będzie nie tylko los Ukrainy, ale też przyszłość największego od 3 lat huba transportowego, jakim stało się lotnisko w Jasionce.
Broń zostaje w Polsce. Obawy, co dalej z lotniskiem i Amerykanami
Jak ujawniła amerykańska telewizja Fox, na Ukrainę przestanie docierać nie tylko ta broń, która znajdowała się jeszcze na terenie Stanów Zjednoczonych, lecz również dostawy, będące już w drodze, albo w magazynach na terenie Europy. Nie jest zaś tajemnicą, że duża ich część znajduje się na południowym-wschodzie Polski, w magazynach wokół lotniska w Jasionce, a jak zauważają polscy eksperci, wznowienie wysyłki zależeć może od samego prezydenta Zełenskiego.
„Decyzja nie podaje warunków wznowienia dostaw, co oznacza, że trzeba poważnie traktować słowa Trumpa, iż Zełenski musi się uwiarygodnić i pokazać, że chce pokoju” – pisze w mediach społecznościowych Marek Budzisz ze Strategy&Future.
Ekspert uważa, iż nawet państwa europejskie, które głośno deklarują wsparcie dla Ukrainy, naciskać miały na ukraińskiego prezydenta, by ten jednak dogadał się z USA. Jeśli do porozumienia nie dojdzie, problem może mieć też Polska.
„Cierpi też na tym nasz interes strategiczny, bo jeśli decyzja o wstrzymaniu pomocy będzie trwała dłużej i Kijów nie zareaguje w odpowiedni (zdaniem Białego Domu) sposób, to kolejnym krokiem może być likwidacja Jasionki tj. wycofanie dyslokowanych tam żołnierzy amerykańskich” – obawia się Marek Budzisz.
Wtedy, w jego opinii, Polska stanąć może przed dylematem: czy samodzielnie, już bez amerykańskiego parasola i wojska, utrzymywać lotnisko, które było centrum pomocy dla Ukrainy, czy też liczyć w tej kwestii na wsparcie państw europejskich. Podobne spekulacje o przyszłości amerykańskich wojsk w Europie pojawiają się również za oceanem, choć oficjalnie administracja Donalda Trumpa chwali Polskę jako wzorowego sojusznika i nie wysyła żadnych sygnałów, aby do takiej operacji mogło dojść.
Amerykanie porzucą Jasionkę? Generał Polko ma jasne zdanie
Obawy o przyszłość dostaw dla Ukrainy ma również były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego i twórca jednostki GROM, generał Roman Polko. Gdy słyszy zaś o ewentualnym wycofaniu się Amerykanów z Polski, zadaje sobie kilka ważnych pytań.
- Teraz to już nawet nie jest kwestia takiej, czy innej broni, ale rodzi się pytanie, czy jesteśmy w sojuszu NATO, czy nie jesteśmy w sojuszu NATO? I teraz też pytam, po co polscy żołnierze byli na Haiti, w Iraku, kiedy prezydent Stanów Zjednoczonych wzywał do globalnej walki z terroryzmem, to Polacy tam byli, mimo iż usłyszeli wówczas od prezydenta Francji, że Polska straciła okazję, aby siedzieć cicho. A myśmy mówili o tym, że kluczowa jest solidarność – mówi Forsalowi generał Polko.
Podkreśla on, że dotychczas siłą Zachodu była solidarność, a jej potencjalne złamanie to dokładnie to, czego od dawna pragnie Rosja. W ocenie wojskowego, dąży ona nie tylko do wygonienia USA z Europy i zniszczenia wiarygodności NATO, ale też do odbudowy swej strefy wpływów z dawnych czasów, a to już bezpośrednio zagraża Polsce. Czy zatem mamy się czego bać? W ocenie generała Polko – nie, gdyż USA mają tu zbyt wiele interesów, aby beztrosko porzucić Polskę.
- Samoloty amerykańskie nie tylko u nas latają po to, aby wspierać informacyjnie Ukrainę, ale aby trzymać rękę na pulsie. I to jest też powód, dla którego mówiłem, że Polska powinna w jakiś sposób partycypować w misji na Ukrainie, bo wtedy, kiedy jesteś gdzieś obecnym, jak Amerykanie w Polsce, to widzą, co się dzieje. I chociażby z tego powodu Amerykanie będą u nas obecni. W tej chwili mamy pewien kryzys w relacjach, ale te relacje gospodarcze, biznesowe związane z bezpieczeństwem są zbyt mocne i zbyt ważne dla samych Stanów Zjednoczonych, nie tylko dla Europy, żeby tak łatwo można je było porzucić. Sądzę, że toczy się jakaś gra, a Trump za bardzo się skoncentrował na tym, aby spełnić obietnice wyborcze o wynegocjowaniu pokoju i zobaczył, że Putin mówi stanowcze „nie”, bo nie zrezygnował ze strategicznych celów – uspokaja wojskowy.