W ostatni wtorek nasze siatkarki zagrały mecz z Serbkami, mistrzyniami świata i faworytkami tegorocznych mistrzostw świata. No i grały, a właściwie mało powiedziane, że grały, one buchały ogniem greckim, świstały toporami, widłami broniły każdej barykady, a na dodatek uśmiechały się do siebie (w Polsce to cud!). Drużyna Pierścienia to przy nich amatorzy. Zagrał nasz zespół, przed mistrzostwami traktowany per noga, bodaj najlepszy mecz w swoich dziejach – by jednak przegrać. Ostatnia piłka meczu, serw z serbskiego piekła rodem trafił właśnie w Marię Stenzel. Klęska. Łzy. Bardzo dużo łez, chociaż rozegrała mecz życia. Płakaliśmy razem. Najpierw ze złości, bo, cholera jasna, zwycięstwo było o włos. A potem, to już mogę mówić tylko o sobie, się płakało z dumy.

Treść całego artykułu przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP