Cofnijmy się o 781 lat, licząc od dziś. Wychodzi rok 1239: na ziemiach polskich trwa rozbicie dzielnicowe, zachodnioeuropejscy rycerze w ramach kolejnej wyprawy krzyżowej piorą się z Egipcjanami pod Gazą (i przegrywają), Francuzi z kolei wybijają katarskich heretyków w Langwedocji. Wygląda to tak, jakbyśmy byli na innej planecie.
Dawno i długo
Przyjmuje się – umownie – że muzułmańskie panowanie w Hiszpanii trwało właśnie 781 lat, od 711 do 1492 r. To bardzo długo, ale też bardzo dawno. Niemniej Hiszpanie wciąż wiodą spory o tę tradycję: raz wypieraną, innym razem idealizowaną, kiedy indziej zaś demonizowaną. Nie tylko się o nią kłócą – żyją nią, często nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Tradycja Al-Andalus, islamskiej Hiszpanii (co ważne, nie chodzi tylko o dzisiejszą Andaluzję), zmusza do przyjęcia wykluczających się punktów widzenia, do zadawania sobie pytań m.in. o to, kto był najeźdźcą: Arabowie i Berberowie czy może „królowie katoliccy” z hiszpańskiej Północy? Albo o to, kto był w tych realiach nosicielem cywilizacji, a kto barbarzyńcą. Przede wszystkim zaś o to, na ile my, współcześni obserwatorzy, dzieci epoki nacjonalizmów i totalitaryzmów, w ogóle jesteśmy w stanie dojrzeć subtelności świata zorganizowanego według innych wzorców – świata o płynnych, przenikających się granicach, do którego trudno przyłożyć nasze dyscyplinujące, zero-jedynkowe pojęcia i kategorie myślowe (w rodzaju narodu, państwa, religii, rasy czy tolerancji albo równości społecznej). „Dezorientacja to stan, w który Hiszpania wprawia z łatwością. Należałoby ją wręcz zwiedzać szlakiem konfuzji, tworzyć specjalne mapy, podążać trasami i szlakami podsycającymi niepewność, potęgującymi kognitywne zagubienie, umysłowy zamęt i nie do końca przyjemne łaskotanie gdzieś z tyłu mózgownicy” – pisze Aleksandra Lipczak w połączeniu reportażu z esejem historycznym o Al-Andalus „Lajla znaczy noc”, jednej z najlepszych tegorocznych książek non-fiction.
Cały artykuł przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP