Dostępne dane nie napawają optymizmem. Wskazują, że zdalne nauczanie przełoży się na spadek przyszłych wynagrodzeń i wzrost nierówności, bo dzieci z biedniejszych rodzin poświęcały mniej czasu na naukę w domu. Raport Alison Andrew (brytyjski Institute for Fiscal Studies) pokazuje, że w Wielkiej Brytanii dzieci z rodzin należących do 20 proc. najgorzej zarabiających poświęcały na naukę średnio 30 proc. mniej czasu, a więc 75 min mniej dziennie niż dzieci z 20 proc. rodzin o najwyższych dochodach. Dodatkowo gorzej sytuowane dzieci rzadziej mogły liczyć na zdalne nauczanie czy indywidualny kontakt z nauczycielem, a więc częściej były zostawione same sobie.
Aby mówić o wpływie pandemii na nierówności, powinniśmy porównać sytuację sprzed jej wybuchu i po nim. Wykorzystując dane retrospektywne, Elisabeth Grewenig (Zentrum für Europäische Wirtschaftsforschung) pokazuje, że słabsi uczniowie mocniej zredukowali czas poświęcany na naukę. W Niemczech dzieci w wieku szkolnym przed wybuchem pandemii na edukację w szkole i przygotowanie do zajęć poświęcały średnio 7,4 godziny dziennie. W czasie lockdownu czas ten spadł do 3,9 godziny w przypadku dzieci dobrze radzących sobie w szkole oraz 3,4 godziny w przypadku słabszych uczniów. Różnice da się przypisać zmianom w czasie poświęconym na „szkodliwą rozrywkę”, jak oglądanie telewizji, gry czy aktywność w mediach społecznościowych.
Christine Mulhern (RAND Corporation) analizuje z kolei wzorce wyszukiwania narzędzi do zdalnej edukacji w przeglądarce Google'a. W czasie pandemii liczba zapytań o „Google Classroom” czy „Khan Academy” wzrosła w USA niemal dwukrotnie. Wzrost był tym większy, im w danym regionie dochód mieszkańców wyższy, zaś odsetek szkół wiejskich i czarnoskórych uczniów mniejszy. Oba badania sygnalizują, że pandemia może się przyczynić do wzrostu nierówności w edukacji.
Dlaczego to tak ważne dla przyszłości uczniów? Kluczowy jest mechanizm tworzenia kapitału ludzkiego i jego związek z późniejszymi wynikami na rynku pracy. Temu problemowi przyjrzał się Dirk Krüger (Uniwersytet Pensylwanii). W oparciu o model cyklu życia (life-cycle) przybliża decyzje podejmowane przez dwa pokolenia: rodziców oraz dzieci. Rodzice decydują o tym, do jakiej szkoły pójdą ich dzieci (prywatnej czy publicznej) oraz ile pieniędzy i czasu poświęcą swoim pociechom. Dzieci w 16. urodziny przejmują stery i same decydują o tym, jak przebiegnie ich dalsza edukacja, dziedziczą przy tym wcześniejsze decyzje rodziców. Krüger pokazuje, że przez ubytek w edukacji spowodowany pandemią dzieci stracą ok. 1,7 proc. przyszłych zarobków – uczniowie szkół prywatnych mniej (ok. 1,5 proc.) niż dzieci uczęszczające do szkół publicznych (ok. 1,8 proc). Podobnie straty są większe wśród tych, którym dane było przyjść na świat w mniej zamożnych rodzinach. Zamknięcie szkół przełoży się też na niższe podatki zapłacone w przyszłości przez słabiej wykształcone pokolenie. Autorzy szacują, że koszt fiskalny wynikający jedynie ze słabszej akumulacji kapitału ludzkiego to blisko 2,5 proc.
Czy stracony czas można nadrobić? Tak, ale trzeba działać szybko. Badacze pytają, ile dzieci zyskałyby, gdyby na przestrzeni dwóch kolejnych lat wydłużyć ich czas nauki o trzy miesiące. Szacują, że dzięki takiej interwencji udałoby się nadrobić jedną piątą strat wywołanych przez pandemię. Na takiej polityce szczególnie zyskałyby biedniejsze dzieci. Na dodatek interwencja poniekąd sama się sfinansuje, bo nakłady poniesione dziś na wydłużoną edukację skompensują wyższe wpływy podatkowe w przyszłości.
Dirk Krüger podsumowuje, że nawet kilkumiesięczne zamknięcie szkół i przejście na tryb nauki zdalnej lub hybrydowej miało znaczny oraz negatywny wpływ na zarobki i poziom życia przyszłego pokolenia, szczególnie dzieci z gorzej sytuowanych rodzin. Działając dziś, możemy zadbać o następne pokolenie. W tym kontekście martwią wyniki badania m.in. Banku Światowego i UNICEF z maja 2021 r., pokazujące, że co trzeci kraj na świecie nie podjął żadnych działań, by te koszty ograniczyć i jedynie co trzeci deklarował, że zamierza straty w nauczaniu wyrównać. ©℗