W dyskusji o równouprawnieniu zaskakująco często gubimy połowę ludzkości. Mężczyźni, jeśli już się w niej pojawiają, to przeważnie w roli agresorów, odurzonych testosteronem samców alfa, esesmanów, opresyjnych prezesów, rekinów biznesu w stylu Gordona Gekko, damskich bokserów, domowych przemocowców, trutni czekających na obiad, w najlepszym razie - obrońców patriarchatu i wynikających z niego własnych przywilejów.

Mało jest opowieści, w których mężczyzna byłby podmiotem, albo chociażby przedmiotem tych samych zjawisk, które dotykają współczesne kobiety. Jeszcze mniej słychać narracji, w których mężczyźni, zwłaszcza ci z najmłodszych pokoleń – czyli zetki i alfy – nie są beneficjentami, lecz ofiarami patriarchatu. A w coraz większym stopniu są.

W coraz liczniejszych obszarach życia i gospodarki mamy do czynienia nie tyle z wyrównywaniem szans i parytetów, co dominacją kobiet. Tu i ówdzie pojawiają się głosy, że panie radzą sobie doskonale bez mężczyzn, że faceci są właściwie do niczego niepotrzebni. W Polsce – z jakichś powodów - to zjawisko postępuje dużo szybciej niż np. w Niemczech. I nie jest to wina kobiet, lecz defensywnej, wycofanej postawy wielu mężczyzn, zwłaszcza młodych. Pokazują to zarówno dane GUS, jak i badania socjologiczne, z których wynika, że odsetek pogubionych i poszukujących rozpaczliwie jakiegoś wzorca męskości jest wśród nastolatków i dwudziestolatków wielokrotnie wyższy niż u starszych mężczyzn.

Reklama

Największy paradoks 2024 jest taki, że jeśli szukać w Polsce zdeklarowanych tradycjonalistów, to nie wśród facetów z pokolenia Baby Boomers, lecz tych z generacji Z i Y. Co na to młode kobiety? „Spadajcie, chłopaki!”.

Młodzi mężczyźni - ofiary patriarchatu

Jeśli ktoś mnie zna, a zwłaszcza dłuższą chwilę czyta, ten wie, że od wielu lat zwracam uwagę na wszelkie przypadki i odcienie dyskryminacji, której kobiety są niewątpliwą ofiarą - i to na wielu poziomach. Zaangażowany jestem w liczne przedsięwzięcia służące wyrównywaniu szans i równemu traktowaniu. Od zawsze przeciwstawiam się przy tym narracji o walce, czy wręcz wojnie płci – bo to, moim zdaniem, skrajnie głupie i do niczego dobrego nas nie zaprowadzi. Jestem bardziej niż pewien, że działania na rzecz równości wymagają realnego zaangażowania obu płci – po to, byśmy razem zbudowali WSPÓLNOTĘ NA NOWE CZASY.

Trudno nie dostrzec, że aspiracje kobiet, ich cele życiowe, pomysły na siebie i świat - bardzo się w ostatnich dekadach zmieniły. W przypadku mężczyzn te zmiany idą opornie, przede wszystkim dlatego, że są reaktywne („Baby czegoś chcą, no dobra...”), a nie wynikają z głębszych przemyśleń czy nowych strategii. O sytuacji mężczyzn się nie rozmawia, bo to "niemęskie" lub „mizoginiczne”. Są zatem Kongresy Kobiet i Skwery Kobiet – bardzo potrzebne (sam wspieram!), natomiast ewentualne Kongresy Mężczyzn i Skwery Mężczyzn byłyby mazgajskie lub szowinistyczne, czyli z założenia niesłuszne. Wszakże mamy wyjść z ery dominacji mężczyzn, prawda?

Warto jednak spytać: dokąd chcemy wyjść? Zakładam, że nie chodzi nam wszystkim o Seksmisję, w której, notabene, sterującą wszystkim „Ekscelencją” okazał się być wychowany przez troskliwą mamusię facet. To jaki świat chcemy zbudować? Musimy to wiedzieć, żeby i kobiety, i mężczyźni mogli się w nim odnaleźć. Kobiety same tego nie wymyślą, a jeśli nawet (co już czasem robią), to będzie to Kolejny Bardzo Zły Pomysł na Ludzkość – z tego prostego powodu, że kobiety są równie nieświęte i niedoskonałe, jak mężczyźni.

Coraz więcej mężczyzn żyje dziś pod presją skrajnie sprzecznych oczekiwań wynikających z jednej strony z szybkiej, a słusznej emancypacji kobiet we wszystkich obszarach, a z drugiej – z przekonania niemałej części pań (partnerek, mam, ciotek, babć, sąsiadek, nauczycielek…), że jak przychodzi co do czego, to „facet ma być facetem”. Czyli – tak naprawdę: kim?

Aby odpowiedzieć na to pytanie, musimy wiedzieć, co się w ostatnich latach wydarzyło w relacjach damsko-męskich w Europie i świecie. A większość z nas nie ma o tym bladego pojęcia. Również większość kobiet. A to przecież – paradoksalnie - głównie one w tradycjonalistycznych krajach, jak Polska, wychowują chłopców na mężczyzn w duchu patriarchatu – jako mamy, babcie, ciotki i nauczycielki, a później – partnerki, żony, kochanki.

Skłodowska do potęgi entej

Zacznijmy od nauki i techniki. Jeśli spytać przeciętego Polaka, a zwłaszcza Polkę, kto dominuje w tym obszarze, wskaże mężczyzn. 95 proc. polskich uczniów proszonych o narysowanie naukowca - rysuje faceta. Tymczasem, jak wynika z opublikowanego przez GUS „Raportu SDG 2023 - Kobiety na drodze zrównoważonego rozwoju”, w 2022 r. wśród aktywnych zawodowo Polek (w wieku 25-64 lata) co trzecia miała jednocześnie wyższe wykształcenie i pracowała w sferze nauka i technika (w 2010 r. – co czwarta), zaś „mężczyzn pod tym względem było znacznie mniej; w 2022 r. co piąty z nich posiadał wyższe wykształcenie i pracował dla nauki i techniki (w 2010 r. – co ósmy)”.

Główny wniosek GUS brzmi: „Dzięki swoim wysokim kwalifikacjom kobiety w Polsce stanowią od lat większą część tzw. rdzenia zasobów ludzkich dla nauki i techniki (Core of Human Resources in Science and Technology – HRSTC). Są to osoby z wyższym wykształceniem, które wykonują zajęcia związane z tworzeniem, rozwojem, rozpowszechnianiem i zastosowaniem wiedzy naukowo-technicznej”. Przewaga kobiet nad mężczyznami w tym obszarze w ciągu dekady powiększyła się: w 2022 r. udział kobiet i mężczyzn w liczbie pracujących w HRSTC wyniósł odpowiednio 62 proc. i 38 proc.

Trzeba przy tym wiedzieć, że rewolucja nie odbywa się we wszystkich krajach Europy i świata w tym samym huraganowym tempie, co w Polsce. Jeśli zerkniemy na tzw. twarde dane, to okaże się że Polki idą jak burza, a np. Niemki – zwyczajnie idą. Albo też – patrząc z innej perspektywy – niemieccy mężczyźni cały czas nadążają za swoimi ambitnymi i emancypującymi się rodaczkami, natomiast polscy zdecydowanie zostali w tyle i nawet nie próbują ścigać. I to w niemal wszystkich objętych statystykami obszarach!

We wspomnianym „rdzeniu zasobów ludzkich w nauce i technice” wyższy – ponad 65-procentowy - udział kobiet Eurostat odnotował tylko w małych krajach Unii, czyli Estonii, Łotwie i na Litwie. Zbliżony jest w Bułgarii. We Francji, Włoszech, Hiszpanii wynosi ok. 55 proc. Podobnie w – do niedawna tradycjonalistycznej – Irlandii. W Austrii panie lekko przeważają, a dynamika zmian jest o wiele wolniejsza niż w Polsce. Mężczyźni utrzymali liczebną dominację jeszcze tylko w Luksemburgu i na Malcie (ale zdaje się, że to kwestia paru lat i będzie remis), oraz w Niemczech (54:46).

Szybki wzrost roli i znaczenia Polek w nauce i technice jest konsekwencją ich zdecydowanie lepszego wykształcenia. Na 100 męskich absolwentów uczelni w Polsce przypada już blisko 190 absolwentek. Wraz z Łotyszkami Polki osiągnęły tu rekordowy wynik w Europie i świecie. W Estonii i Szwecji jest ok. 170 absolwentek na 100 absolwentów, w Czechach, Bułgarii i Chorwacji – ponad 150, we Włoszech 140, w Hiszpanii – 130. Średnia unijna wynosi 134. Poniżej niej, czyli bardziej zrównoważone w tym obszarze, są m.in. Dania (128), Holandia (127), Francja (125), Luksemburg (122) i Irlandia (119).

Jedynym unijnym krajem, w którym panuje tutaj niemal idealny parytet płci (100,5 kobiet na 100 mężczyzn) są Niemcy. Wynika to z faktu, że aspiracje edukacyjne chłopców nie odstają od aspiracji dziewcząt. W Polsce mamy pod tym względem prawdziwą przepaść.

Reduty władzy mężczyzn będą upadać

W tradycyjnych modelach i definicjach męskości stałym elementem była dotąd szeroko pojęta władza. Feministki słusznie zwracają uwagę, że to obszar, w którym nadal trudno mówić o równości. Statystyki są jednoznaczne: w przytłaczającej większości krajów kobiety stanowią większość populacji (w Polsce 53 proc.), a mimo to w organach władzy i na kierowniczych stanowiskach jest ich wyraźnie mniej. Uderzające jest przy tym, że im ważniejsza funkcja, tym większa liczebna dominacja mężczyzn.

Właśnie z tego powodu w wielu równościowych narracjach wciąż pojawia się twierdzenie, że „mężczyźni rządzą światem”. W Polsce nie trzeba się specjalnie namęczyć, by udowodnić prawdziwość tej tezy – wystarczy włączyć dowolny kanał informacyjny, by zobaczyć, że Kaczyński nienawidzi Tuska, a Tusk odbiera kolejne narzędzia władzy Kaczyńskiemu. Kluczowe dla państwa decyzje podejmują: Hołownia, Bodnar, Sienkiewicz, Budka. Opierają się im Duda, Adamczyk, Czarnek, Błaszczak, Sellin. Za kratami siedzą Kamiński i Wąsik. Wpływ kobiet na to, co dzieje się na najwyższym szczeblu polityki, wydaje się mocno ograniczony.

Ale to się powoli zmienia. W poprzedniej kadencji Polska zajmowała w UE ósme miejsce od końca pod względem reprezentacji kobiet w parlamencie krajowym – mieliśmy ich w Sejmie 27,5 proc. To wprawdzie dwa razy więcej niż na Węgrzech (gdzie trwa Orbanowski eksperyment powrotu do maczyzmu i „tradycyjnych chrześcijańskich wartości rodzinnych”) i na Cyprze, ale dużo mniej niż w Szwecji (46,4), Finlandii (45,5), Belgii (43,8), Danii (42,5) oraz – uwaga! – Austrii (41,4) i Hiszpanii (41). W wyborach 2023 ten odsetek nieco się wzrósł – do 29,6 proc., a po ewentualnym zastąpieniu Wąsika i Kamińskiego przez posłanki może wynieść nawet 30 proc. Będzie to jednak nadal mniej niż we Włoszech (33) czy Niemczech (35).

Problem zaczyna się już na etapie tworzenia list wyborczych. Wprawdzie kobiety stanowiły w ostatniej kampanii ok. 44 proc. wszystkich kandydatów, ale na tzw. miejscach biorących, zwłaszcza na jedynkach, było ich o wiele mniej. Najlepiej wypadła pod tym względem Koalicja Obywatelska – panie stanowiły 41,5 proc. kandydujących z pierwszego miejsca na listach. W przypadku Nowej Lewicy było tu już tylko 34,2 proc., a Trzeciej Drogi – 20 proc. W PiS kobiety zajęły 24,4 proc. miejsc na szczycie list, a w Konfederacji, mającej w kwestiach obyczajowych podobne poglądy i zamiary, jak Orban na Węgrzech, zaledwie 2,4 proc.

Ostatecznie kobiety stanowią w Sejmie 39,5 proc. reprezentacji KO, 29 proc. Trzeciej Drogi, 46 proc. Lewicy i 22 proc. PiS. W sejmowej drużynie Konfederacji jest tylko jedna posłanka - Karina Bosak, (nieprzypadkowo?) żona Krzysztofa. Znacznie gorzej wygląda to w Senacie, w którym zasiada 19 pań i 81 panów.

Polski parlament podlega tu z pewnym opóźnieniem trendom obserwowanym wcześniej w Europie Zachodniej. W pierwszej bezpośrednio wybieranej kadencji Parlamentu Europejskiego w 1979 r. było tylko 16,6 proc. kobiet, a w 2019 r. już 36,1 proc. To mocno powyżej średniej światowej dla parlamentów narodowych, wynoszącej wtedy 24,2 proc. Reprezentacje poszczególnych krajów w Europarlamencie są jednak silnie zróżnicowane: w fińskiej jest aż 76,9 proc. kobiet, w chorwackiej i irlandzkiej po 54,5 proc., natomiast w estońskiej i cypryjskiej po 16,7 proc., a w bułgarskiej 17,6 proc. W polskiej jest to 34,6 proc., a w niemieckiej 38,5 proc.

Wedle danych Unii Międzyparlamentarnej, kobiety stanowią w parlamentach jednoizbowych lub izbach niższych parlamentu:

  • w państwach skandynawskich – 42,5 proc.
  • w krajach europejskich poza Skandynawią – 27,2 proc.
  • w Ameryce – 30,6 proc.
  • w Afryce subsaharyjskiej – 23,9 proc.
  • w Azji – 19,9 proc.
  • na Bliskim Wschodzie – 19 proc.
  • w krajach Pacyfiku – 16,3 proc.

Kolejnym ważnym miernikiem udziału we władzy jest odsetek kobiet w rządach poszczególnych krajów. W świecie nie przekracza on 20 procent, a w Unii Europejskiej sukcesywnie rośnie: w 2010 r. wynosił średnio 25 proc., a w 2022 r. już 33,9 proc. Polska miała bardzo różne okresy – w 2010 r. (za pierwszego rządu Tuska) odsetek kobiet wynosił zaledwie 18,1 proc., ale kilka lat później (za drugiego rządu Tuska, a zwłaszcza w gabinecie Ewy Kopacz) zbliżyliśmy się do 30 proc. W rządach PiS udział pań spadł znowu poniżej 20 proc. – najniższy był w 2019 r. (15,1). W ostatnim czasie ledwie przekraczał 20 proc. Obecny gabinet uczynił duży krok naprzód – panie stanowią 35 proc., choć pierwsze przymiarki mówiły o 20 proc. Nie da się jednak ukryć, że najbardziej eksponowane stanowiska i kluczowe resorty przypadły panom.

Raport SDG 2023 zwraca uwagę, że zupełnie inaczej wygląda w Polsce struktura władzy sądowniczej: kobiety mocno przeważają tu nad mężczyznami, co wynika głównie z faktu, że częściej niż oni wybierają studia prawnicze (od lat stanowią ok. 60 proc. studiujących prawo). W 2021 r. wśród osób powoływanych na sędziów kobiety stanowiły 60 proc. Działa tu jednak podobny mechanizm jak w samorządach i administracji państwowej: im wyżej, tym odsetek kobiet mniejszy. W 2021 r. panie stanowiły 39 proc. sędziów Naczelnego Sądu Administracyjnego i 23 proc. sędziów Sądu Najwyższego; to nawet regres w stosunku do stanu sprzed dekady.

W wyborach samorządowych 2010 r. kobiety stanowiły na listach wyborczych 33 proc. ogółu kandydujących, a w 2018 – 41 proc. W 2022 r. kobietą była co trzecia osoba zasiadająca w radach gmin, miast na prawach powiatu i w sejmikach województw oraz co czwarta – w radach powiatów (podczas gdy w 2010 r. odpowiednio co czwarta i co piąta). W tych obszarach kobiety sukcesywnie zwiększają swój udział, wzorem Skandynawii, natomiast wciąż znacznie rzadziej od mężczyzn sprawują funkcję wójta, burmistrza lub prezydenta miasta. Mimo że z kadencji na kadencję o władzę w tych jednostkach ubiega się ich coraz więcej (w 2010 r. stanowiły 14 proc. wszystkich kandydatów, w 2018 r. – 18 proc.), nadal 88 procent pełniących kluczowe role w samorządach to mężczyźni. Dynamicznie – z 30 do ponad 44 proc. - wzrósł natomiast w ostatniej dekadzie odsetek kobiet w fotelach sołtysów.

Równie symptomatyczne jest to, że o ile kobiety pełnią w Polsce połowę funkcji kierowniczych (60 proc. w sektorze publicznym i 40 proc. w prywatnym), to wśród przedstawicieli władz publicznych, wyższych urzędników i dyrektorów generalnych ich odsetek oscyluje wokół 30 procent. Wiele zależy jednak od sektora i branży: w handlu detalicznym i hurtowym, gastronomii i hotelarstwie oraz obsłudze biznesu i zarządzania udział kobiet na kierowniczych stanowiskach przekracza 60 proc., a sektorze ICT, górnictwie, przemyśle, budownictwie i dystrybucji oraz w rolnictwie – rzadko zbliża się do 20 proc. Co nie oznacza, że nie ma tu żadnych zmian. Przeciwnie – w niespełna dekadę udział menedżerek w rolnictwie podwoił się i trend w ostatnim czasie się nasila. Podobnie jest w ICT czy niektórych dziedzinach medycyny (np. w chirurgii) przypisywanych dotąd powszechnie mężczyznom.

Bardzo ciekawie wypadają tu analizy feminizacji i maskulinizacji poszczególnych zawodów. W 2020 r. najbardziej sfeminizowane były w Polsce:

  • Opieka osobista i pokrewne – z 92 proc. udziałem kobiet
  • Pomoce domowe i sprzątaczki – 90 proc.
  • Zdrowie – 85 proc.
  • Nauczanie i wychowanie – 78 proc.
  • Przygotowanie posiłków i inne proste prace – 78 proc.

Mężczyźni przeważali wciąż w następujących profesjach:

  • Robotnicy budowlani i pokrewni – 98 proc.
  • Kierowcy i operatorzy pojazdów – 97 proc.
  • Elektrycy i elektronicy – 96 proc.
  • Technicy i informatycy – 85 proc.
  • Specjaliści od technologii informacyjno-komunikacyjnych – 80 proc.

Trzeba przy tym zwrócić uwagę na dwa bardzo istotne zjawiska: w zawodach sfeminizowanych wymagających wysokich kompetencji umacnia się dominacja kobiet, a równocześnie kobiety odbijają krok po kroku profesje uchodzące dotąd za męskie (i wciąż mocno zmuskulizowane), a wymagające wysokich kompetencji; ten drugi trend będzie się w kolejnych latach nasilał – wskazuje na to rosnący odsetek dziewcząt na takich kierunkach, jak informatyka czy robotyka, a także energetyka jądrowa czy przemysł kosmiczny oraz w kołach naukowych w tych przyszłościowych dziedzinach.

Dziewczyno, możesz wszystko

Liczne kobiece organizacje i grupy wsparcia kierują do młodych Polek jasny i w miarę spójny komunikat: możesz wszystko, nie ma betonowych, ani szklanych sufitów, a jak są, to je wraz z nami rozbijaj, zadbaj o swoją finansową i życiową niezależność, o swoje potrzeby, nie hamuj swoich aspiracji, nie bój się marzyć, nie bój się wyjechać do innego miasta lub innego kraju, nie bój się awansować, twoje kompetencje są lepsze od kompetencji twoich rówieśników.

Efekt: mężczyźni okopali się na stanowiskach w branżach, którymi kobiety nie są zainteresowane i w zawodach, których kobiety z różnych powodów wykonywać nie chcą – jak robotnik budowlany czy operator maszyn, bo są to profesje niewdzięczne. Ba, część z tych stanowisk zostanie w ciągu dekady zastąpiona przez roboty. Równocześnie rośnie udział kobiet w fabrykach najbardziej zrobotyzowanych i zautomatyzowanych, czyli w przemyśle 4.0., a więc na dobrze płatnych stanowiskach wymagających kompetencji – a nie siły mięśni.

Eksperci zwracają uwagę, że Polska ma już jeden z najwyższych w Europie odsetków kobiet na wysokich stanowiskach kierowniczych – dekadę temu było to 38 proc. (przy średniej unijnej poniżej 33 proc.), a obecnie 43 proc. (wobec unijnych 35 proc.). Nieco lepszy wskaźnik osiągnęła tylko dużo mniejsza Łotwa. W 2022 r. wyprzedziliśmy nawet Szwecję. W Niemczech, podobnie jak we Włoszech i Czechach, a także - uchodzących za progresywne - Danii i Holandii, udział kobiet na kierowniczych stanowiskach nie przekracza 30 proc. W Chorwacji jest to nieco ponad 20 proc.

Polki, zwłaszcza te z pokolenia obecnych trzydziestolatek oraz młodsze, idą zatem jak burza. To samo zjawisko można zaobserwować w organizacjach pozarządowych – kobiety liczebnie tu dominują, a ich udział w zarządach wzrósł w dekadę z 30 do blisko 40 proc. i nadal szybko rośnie. Ostatnimi bastionami mężczyzn pozostały właściwie tylko koła łowieckie, związki wędkarskie i ochotnicze straże pożarne; choć w tych ostatnich udział kobiet także dynamicznie rośnie.

Wedle zeszłorocznego raportu GUS, w dekadę odsetek zarządów organizacji non-profit składających się wyłącznie z kobiet zwiększył się prawie dwukrotnie – z 12 do 21 proc., gdy odsetek zarządów złożonych wyłącznie z mężczyzn zmniejszył się z 36 do 30 proc.

Dlaczego mężczyźni żyją krócej

W dominującej w przestrzeni publicznej narracji kobiet, mężczyźni są uprzywilejowani na wielu poziomach i generalnie, poza kariera zawodową, nie robią zbyt wiele (piwko, meczyk, tapczan…), a kobiety zasuwają na dwóch etatach - w pracy i w domu; normą stały się wyliczenia „nieodpłatnej pracy wykonywanej przez kobiety”. Są one bardzo cenne i słuszne, sęk w tym, że przy ich tworzeniu wychodzi się przeważnie z założenia, że mężczyźni takiej „nieodpłatnej pracy domowej” nie wykonują. A to nieprawda.

Rzadko zwraca się też uwagę na wartość pracy zawodowej wykonywanej przez mężczyzn. Panowie - zwłaszcza w Polsce, będącej ostatnim krajem UE o innym wieku emerytalnym dla obu płci – pracują zawodowo o wiele dłużej i (obiektywnie) ciężej od kobiet, częściej biorą nadgodziny i dodatkowe zlecenia (fuchy), „aby utrzymać rodzinę” lub „odłożyć na mieszkanie”.

  • W 2010 r. na 100 osób w wieku produkcyjnym przypadało w Polsce 38 kobiet w wieku poprodukcyjnym i 15 mężczyzn w wieku poprodukcyjnym
  • W 2022 r. na 100 osób w wieku produkcyjnym przypadało w Polsce 55 kobiet w wieku poprodukcyjnym i 25 mężczyzn w wieku poprodukcyjnym

Przy tym mężczyźni w Polsce mogą się cieszyć emeryturą – na którą harują zawodowo o 5 lat dłużej – znacznie krócej od kobiet, bo umierają statystycznie o prawie 8 lat szybciej od Polek (w UE różnica ta wynosi 5,7, na Litwie prawie 10, a w Holandii 3)? Pisałem niedawno, że z tej przyczyny co roku kresu dobiega ponad 250 tys. małżeństw, z czego tylko ok. 60 tys. za sprawą rozwodów, zaś reszta głównie z powodu zgonu męża. Oto dane GUS:

  • 2019: 115 879 zakończonych małżeństw z powodu śmierci męża, 44 454 z powodu śmierci żony
  • 2020: 139 290 z powodu śmierci męża, 51 393 z powodu śmierci żony
  • 2021: 151 098 z powodu śmierci męża, 57 058 z powodu śmierci żony
  • 2022: 123 527 z powodu śmierci męża, 47 189 z powodu śmierci żony

Na wsiach te proporcje wyglądają gorzej niż w miastach (3 do 1 wobec 2,5 do 1).
Uderzające, że kobietom emerytura (w Polsce o pięć lat wcześniejsza niż u mężczyzn) generalnie służy, ponieważ większość z nich pozostaje aktywna - zarówno towarzysko, jak i intelektualnie (rzadziej fizycznie). Grubo ponad 90 proc. słuchaczy uniwersytetów III wieku to seniorki. A mężczyzn emerytura... zabija. Oczywiście - nie wszystkich, ale zbyt wielu. Powodem jest bezczynność, brak życia towarzyskiego, brak poczucia sensu. Panie spotykają się z psiapsiółkami, faceci ćwiczą kciuki na pilocie - tak to wygląda w wielu domach.

Co więcej: mężczyźni mają znacznie większy od kobiet problem z tym, by w ogóle dożyć do emerytury. Wykonują najcięższe prace związane z największym ryzykiem utraty życia i zdrowia. Mniej dbają o siebie, badają się od wielkiego dzwonu, od najmłodszych lat wykazują zdecydowanie bardziej ryzykowne zachowania (kilkaset razy częściej giną na motocyklach, rowerach, nartach...). Również ścieżki kariery zawodowej i modele (strategie) funkcjonowania w firmach (instytucjach, przestrzeni publicznej, polityce), wciąż bazujące na różnych - mocno stresogennych - wariantach zmagań samców alfa o terytorium i łupy oraz stroszeniu piórek, przyczyniają się do przedwczesnych zgonów.

Zjawisko ma charakter globalny: wedle danych Banku Światowego i ONZ, w 2021 r. średnia długość życia wynosiła na świecie 73,8 lat dla kobiet i 68,4 lat dla mężczyzn. Najniższą różnicę - poniżej roku - odnotowano w ponad 200-milionowej już Nigerii, ale trudno się z tego cieszyć, bo mężczyźni żyją tam średnio 52,3 lata, a kobiety 53,1. W Indiach oczekiwana długość życia kobiet wynosi 68,9, a mężczyzn 65,8, w Chinach - odpowiednio - 81,2 i 75,5, w Turcji - 79 i 73, w Arabii Saudyjskiej - 79 i 76, w Japonii - 88 i 82, w Holandii - 83 i 80, we Włoszech - 85 i 80,5, w Austrii - 84 i 79, w UK - 83 i 79, w Niemczech - 83,5 i 78,5, w Monako 88 i 85.

Polska różnica należy zatem do największych w krajach rozwiniętych (i nie tylko), a wynikać może w ogromnej mierze z… zagubienia. Tak jak napisałem na wstępie - aspiracje kobiet, ich cele życiowe, pomysły na siebie i świat - bardzo się w ostatnich dekadach zmieniły, zaś w przypadku mężczyzn te zmiany idą opornie, przede wszystkim dlatego, że są reaktywne, a nie wynikają z głębszych przemyśleń czy nowych strategii. Aby stworzyć męskie strategie na nowe czasy, na wspólną przyszłość, potrzeba nam rozmowy i dokładnych analiz – zarówno sytuacji, w jakiej znaleźli się mężczyźni, jak i tego, co im w związku z tym w głowach siedzi.

Porozmawiajmy o facetach

Bodaj najbardziej ambitnym i najwartościowszym przedsięwzięciem zmierzającym w tym kierunku jest przeprowadzone w zeszłym roku badanie IRCenter, Kantar Polska i Adres:Media zatytułowane „Looking At The Man. Mężczyźni o mężczyznach”. Raport końcowy zaczyna się, jak u mnie, od opowieści o kobietach, które „wyzwoliły się ze swoich narzuconych kulturowo ról: pną się po szczeblach kariery zawodowej, zostają pilotkami samolotów, robią tatuaże, dbają o samorozwój i nikt kobiecie nie powie, że czegoś jej nie wypada. A mężczyźni? Kiedyś to oni utrzymywali rodziny, więc po pracy siadali przy stole i czekając na obiad, podejmowali arbitralne decyzje. Teraz w drzwiach domu spotykają swoją partnerkę, która właśnie biegnie na pilates, rzucając krótko, że obiad stoi w mikrofali. I muszą się zmierzyć z nową rzeczywistością. Coraz częściej mężczyźni są też singlami i nie pełnią roli partnera czy rodzica”.

Autorzy raportu zauważają, że „w powszechnym rozumieniu takie zmiany kończą się kryzysem męskości”. Ale czy tak jest naprawdę? A może po prostu potrzeba nam nowych wzorców męskości – dla różnych typów mężczyzn, bo – podobnie jak kobiety – nie są oni wcale grupą jednorodną, którą można by wtłoczyć w jeden schemat. Jak zauważa Michał Boni, „mamy świat rozproszonych wzorców kulturowych i jest ich wiele”.

Oto garść ważnych, jak mi się wydaje, obserwacji z tego raportu:

  • tradycyjny wizerunek męskości w codziennym życiu jest reprezentowany znacznie rzadziej niż kilkanaście lat temu, ale kulturowo, społecznie i komunikacyjnie nie zawsze nadążamy za zmianami, co widać choćby w warstwie językowej, gdzie na określenie mężczyzny znamy mnóstwo słów lekceważących czy prześmiewczych (np. leser, lowelas), brakuje natomiast określeń mężczyzny jako człowieka mądrego, wykształconego, wrażliwego;
  • kiedyś mężczyzna definiował się przede wszystkim poprzez pracę: w niej osiągał sukcesy, lokował się w hierarchii społecznej i to dawało mu wymierne korzyści (finansowe i społeczne, jak np. uznanie, posłuch, pozycję). Dziś praca jest ważna dla 45 proc. mężczyzn, a coraz ważniejsze dla budowy tożsamości stają się: rodzina i relacje partnerskie; 88 proc. polskich mężczyzn opowiada się za partnerstwem w związkach, choć praktyka większości jest tradycjonalistyczna.
  • mężczyźni znacznie rzadziej niż kiedyś określają się jako „prezesi”, „fajterzy”, „fachowcy”, a zdecydowanie częściej jako „przyjaciele”, „opiekunowie”, „rodzice”, „wzory dla swoich dzieci”. Jednocześnie definiują się także poprzez rozwój osobisty – na znaczeniu zyskują pasje związane z zainteresowaniami i podnoszeniem swoich umiejętności
  • sukcesywnie zmienia się sposób dbania mężczyzn o siebie zarówno w sferze wyglądu, ciała, jak i potrzeb duchowych
  • kobiety (matki, partnerki, żony) mają duży, często wręcz kluczowy, wpływ na satysfakcję z życia mężczyzn, ich poczucie spełnienia i kompletności oraz poczucie własnej wartości; różne typy mężczyzn przyjmują jednak w związku tym calkiem odmienne postawy: jedni równości i docenienia, inni wolnościową, jeszcze inni tradycjonalistycznych wymagań, a kolejni - niepewności i frustracji
  • bardzo ciekawe jest to, że tradycjonalistyczne podejście do relacji z kobietami – wbrew utrwalonym stereotypom - wcale nie dominuje wśród seniorów, lecz w najmłodszych grupach mężczyzn: aż 44 procent męskich zetek uważa, że istnieją zawody, w których kobiety nie dadzą sobie rady (wśród seniorów ten odsetek jest dwa razy mniejszy); aż 38 proc. męskich igreków popiera opinię, że „mężczyźni są od polowania, a kobiety od dbania o ognisko domowe”; w Baby Boomers – znowu – dwa razy mniej.
  • 67 procent męskich zetek uważa, że kobiety dostają dziś znacznie więcej wsparcia niż mężczyzni; pogląd ten podziela tylko 24 proc. mężczyzn 55+; większość tych ostatnich (61 proc.) popiera postulaty feministek; wśród młodych mężczyzn jest to tylko jedna trzecia; może to wynikać z faktu, że starsi mają większe poczucie bezpieczeństwa i są przekonani o swej pozycji, nie czują też potrzeby walki o kontrolę i uwagę kobiet
  • tradycjonalistyczne poglądy dużej grupy młodych mężczyzn znajdują odzwierciedlenie w preferencjach politycznych: w ostatnich wyborach w grupie wiekowej 18-29 lat wśród mężczyzn wygrała Konfederacja zdobywając aż 26,3 proc. głosów, przed KO (25,8) i TD (17,8); u młodych kobiet Konfederacja była na szarym końcu (6,3 proc.), a wygrała KO (31,5) przed Lewicą (23,6) i TD (17,6). W gronie trzydziestolatków poparcie dla Konfederacji było wyraźnie mniejsze, ale wśród mężczyzn wciąż prawie trzy razy większe niż wśród kobiet (15,7 wobec 5,8 proc.); w gronie seniorów na Konfederatów głosowało tylko 1,1 proc. mężczyzn i 0,9 proc. kobiet.
  • tym, co czyni mężczyzn szczęśliwymi, jest miłość, spełnienie, wzajemne zrozumienie, poczucie bezpieczeństwa, intymność relacji i brak presji.
  • kluczowe dla mężczyzn wartości to: szczerość, autentyczność, uczciwość, godność, ambicja, samorozwój, docenienie i wytrwałość; jednocześnie mężczyźni pragną korzystać z życia i je doceniać.
  • 76 proc. polskich mężczyzn jest dumnych z bycia mężczyznami. Wielu z nich uważa, że „mówienie o kryzysie męskości to wymówka facetów, którzy nie umieją sobie radzić w życiu”
  • równocześnie większość mężczyzn przyznaje, że „czują bardzo samotni w swoich zmaganiach i stają przed pytaniami, lękami i osobistymi demonami”, nie mając pewności, że „to, jak się realizują w życiu, nadal ma sens, czy może też dogania ich depresja lub nerwica, tak charakterystyczna dla współczesnych czasów, a do której trudno się przyznać, bo przecież tradycyjnie kulturowo to jest niemęskie i oznacza słabość”.

Młodzi Polacy przeżywają zatem dylematy, a wielu z nich – jak wynika z raportu – próbuje uciec od tego typu rozważań w ciężką pracę łączoną z pasjami i rozrywkami. Nie mają dobrych wzorców (jak być dobrym ojcem, troskliwym partnerem pielęgnującym równość, a zarazem nie stracić atrybutów męskości), ale najbardziej cierpią z powodu braku wspólnoty. Wypady do klubów, na mecze czy koncerty, nawet częste, są jedynie namiastką wsparcia, jakiego umieją sobie wzajemnie udzielać, w coraz bardziej zorganizowany sposób, ich rówieśniczki. Kobiety stały się przy tym wyjątkowo krytyczne i wymagające wobec ewentualnych partnerów, a zarazem – z powodu powiększającej się luki edukacyjnej i innych względów – rzadziej niż kiedykolwiek wchodzą w związki. W roli matek odnajduje się mniejszość, na samodzielność i samorealizację stawia większość. Na tradycyjnie postrzeganych mężczyzn coraz częściej brakuje w ich świecie miejsca.

Jak ma się w tym odnaleźć targany hormonami nastolatek lub jego niewiele starszy kolega?