Modę na „składaki” zapoczątkował Samsung swoim Foldem. Jednak z perspektywy czasu widać, że to mniejsze smartfony pokroju Flipa będą rządzić na rynku. Jedną z głównych przyczyn takiego stanu rzeczy są koszty. I to dla obu stron, czyli producentów i konsumentów. Zacznijmy od tych pierwszych.

Nakład musi się zwrócić

Firmy przez kilka lat musiały zainwestować sporo środków w opracowanie całkiem nowych konstrukcyjnych elementów: elastycznych ekranów oraz mechanizmów składania. To wszystko kosztuje, a ponieważ nie są to instytucje charytatywne, to w końcowym rozliczeniu opłacić je muszą klienci. Z tego powodu pierwsze urządzenia były bardzo drogie w porównaniu z klasycznymi smartfonami. By to jakoś uzasadnić, firmy pakowały do nich najlepsze procesory. Tyle że w takich urządzeniach nie one są najważniejsze, a do normalnego działania wystarczyłby chip ze średniej półki. Ale wtedy trudno byłoby wytłumaczyć wysoką cenę… I tak pojawiała się kwadratura koła, z której nikt nie chciał się wyrwać. Aż do teraz.

Reklama
ikona lupy />
motorola razr 40 / dziennik.pl

Firmą, która postanowiła przerwać ten zaklęty krąg, okazała się Motorola. W zeszłym tygodniu pokazała dwa składane modele – bezpieczny, czyli raz 40 ultra. Bezpieczny, bo wyposażony topowo, we flagowy (choć już nie najnowszy) Snapdragon 8+ Gen 1. I ryzykowny, czyli razr 40. Ryzykowny, bo wyposażony w procesor ze średniej półki – Snapdragon 7 Gen 1.

Nie ma on dużego zewnętrznego ekranu jak ultra, ale ma co innego. Sporą baterię i cenę, która wynosi 3999 zł. To obiektywnie wciąż dużo, ale już nie, jeśli mówimy o nowym składanym urządzeniu.

Do tej pory było drogo. Albo bardzo drogo

Lider tego rynku, czyli Samsung, startował w zeszłym roku z modelem Galaxy Z Flip 4 w cenie 5149 zł za najsłabszą wersję 8/128. Motorola razr 2022 kosztowała 5999 zł (co ciekawe, tańsza jest tegoroczna 40 ultra, za którą trzeba zapłacić 5499 zł). Za OPPO N2 Flip trzeba dać 4999 zł. Na tym tle 3999 zł za razr 40 wydaje się więc naprawdę dobrą ceną.

ikona lupy />
Samsung Galaxy Z Flip / Materiały prasowe

Tzw. próg wejścia był tym, co skutecznie powstrzymywało wiele osób przed spróbowaniem czegoś nowego. A kupno składaka używanego obarczone jest ryzykiem – pytania o trwałość ekranów czy zawiasów wciąż są otwarte. Motorola postanowiła więc zaryzykować. Wzięła starszy i mało już popularny procesor ze średniej półki. Zrezygnowała z nowoczesnego, dużego ekranu zewnętrznego. Postawiła na praktyczność, dając bardzo dużą jak na tego typu smartfony baterię. Zabezpieczyła się drugim – flagowym „składakiem”. I będzie czekać na to, jak rynek przyjmie ten model.

Największym problemem mogą się okazać starsze modele innych producentów. Choć z drugiej strony rynek jest na tyle świeży, że nie ma ich znów tak wiele. Galaxy Z Flip 4 kosztuje wciąż sporo ponad 4 tys. zł. Weźmy też pod uwagę, że 3999 zł to cena na start, a z czasem, tak jak w przypadku każdego smartfona, ona również będzie coraz niższa.

Jeśli się uda, inni pójdą jej śladem

Dla wielu osób z branży komentujących premierę urządzeń Motoroli ciekawszym był model droższy i co tu dużo mówić, lepszy. Dla mnie jednak to właśnie ten tańszy może stać się przebojem i tym, co ożywi rynek. A przy okazji być może zmusi też innych producentów do pomyślenia nad tym, w jaki sensowny sposób można obniżyć ceny. Topowe procesory sprawdzają się w smartfonach z topową optyką czy takich, na których można np. grać. A przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie kupi składaka po to, by zabijać na nim zombie. Składaki kupuje się po to, by zajmowały mniej miejsca w kieszeni czy torebce, przy okazji sensownie działając. A do tego procesor ze średniej półki wystarcza z nawiązką.

ikona lupy />
motorola razr 40 ultra / Materiały prasowe

Na pewno inni producenci z uwagą będą śledzić słupki sprzedaży motoroli razr 40 na całym świecie. I jeśli jej się uda, pójdą przetartym szklakiem.