Rynek smartfonów przez długie lata rozwijał się własnym tempem. Wpływ na nie miała głównie konkurencja między firmami. W ostatnich latach do gry wkroczyła najpierw polityka, a potem kryzys gospodarczy, co dość mocno zmieniło układ sił. Chińscy producenci w naszym rejonie są w odwrocie, niektóre firmy wycofują się nawet z wybranych rynków, dominującą pozycję zdobywają Apple i Samsung, pojawiają się nowi gracze.

Myliłby się jednak ten, kto sądzi, że na tym koniec i sytuacja się uspokoi. Teraz do głosu dochodzi Unia Europejska. A pomysły jej urzędników będą miały spory wpływ na rynkową sytuację w najbliższych latach.

ikona lupy />
Shutterstock
Reklama

Dlaczego Nokia upadła

Na pewno wszyscy pamiętamy Nokię. Komórkę tego producenta miał chyba każdy i trudno było sobie wyobrazić, by coś zagroziło jego dominującej pozycji na rynku. Okazało się jednak, że życie pisze różne, czasem zupełnie zaskakujące scenariusze. Nokia przespała swój czas, zupełnie zlekceważyła rozwój smartfonów, a gdy się zorientowała, że popełniła błąd, było już za późno. Klienci nie potrzebowali trzeciego gracza i trzeciego systemu operacyjnego, mariaż z Microsoftem też nie na wiele się zdał. Nokia przechodziła kolejne zmiany właścicielskie, w końcu produkcją smartfonów z tą nazwą zajęła się spółka HMD Global. Pochodzi z Finlandii, ma powiązania z Nokią, która teraz stawia głównie na technologie komunikacyjne, m.in. sieci 5G. I ma zupełnie inny pomysł na biznes niż konkurencyjne firmy. Robi budżetowe smartfony, a do tego chce, by klienci używali ich jak najdłużej. I jeszcze, w razie jakiejś awarii, mogli naprawić je sami…

ikona lupy />
Shutterstock

Znowu łatwo wymienimy baterię w smartfonie?

Wróćmy teraz do Unii Europejskiej. Ochrona środowiska nie była dla niej najważniejszą rzeczą, jednak w ostatnich latach to się zmieniło. Recykling, ograniczenie produkcji plastiku, emisji gazów, zakaz produkcji aut z silnikami spalinowymi, zielona energia – ekologia stała się jej oczkiem w głowie. W konsekwencji firmy i rządy wielu państw, w tym Polski, zastanawiają się, jak spełnić nowe wymogi.

Jednym z nich będzie możliwość łatwej wymiany baterii w urządzeniach elektronicznych, m.in. w smartfonach.

Pamiętacie pierwsze tego typu urządzenia? Wszystkie miały plastikowe plecki, które można było łatwo zdjąć. Pod spodem była bateria, którą bez trudu zastępowaliśmy nową. Pierwszą firmą, która z tego zrezygnowała było tajwańskie HTC, kiedyś wyznaczające trendy w smartfonowym świecie. Metalowa, nierozbieralna konstrukcja w modelu One była prawdziwą rewolucją. Za przykładem HTC poszli kolejni producenci i o możliwości prostej wymiany baterii wszyscy szybko zapomnieli. Liczyła się jakość wykonania i spełnianie norm wodoszczelności.

ikona lupy />
HTC One / Bloomberg / Krisztian Bocsi

Pewnie, choć oczywiście nikt tego oficjalnie nie powie, liczył się również, a może nawet przede wszystkim, czysty biznes. Za smartfony lepiej wykonane można było żądać większych pieniędzy. A dodatkowo skrócił się czas ich używania. Gdy bateria była już słaba, użytkownicy sięgali do portfela i ruszali na poszukiwanie kolejnego modelu. A zyski producentów rosły.

UE wymusi ułatwienie naprawy smartfonów

Czerwcowa decyzja Unii Europejskiej powoduje, że na pomysł HMD Global trzeba popatrzeć zupełnie inaczej. Bo za kilka lat wszystkie smartfony sprzedawane w Unii Europejskiej będą musiały mieć możliwość łatwej naprawy – tak jak to jest w modelu G42.

Tam za pomocą specjalnego zestawu naprawczego możemy wymienić pęknięty ekran, wygięte porty ładowania i zużytą baterię.

Producenci mają czas na przygotowanie się do zmian, bo nowe prawo wejdzie w życie najwcześniej w 2027 r., ale HMD Global może być wtedy o krok przed nimi. A jeśli do swojego portfolio doda smartfony ze średniej półki, być może znów będzie się liczyć.

ikona lupy />
Nokia G42 5G / Materiały prasowe

Co zrobią inne firmy? Teoretycznie możliwy jest powrót do zdejmowanych plastikowych klapek i wyjmowanych baterii. Ale bardziej prawdopodobne wydaje się opracowanie przez każdego producenta zestawów naprawczych. Wtedy teoretycznie naprawienie każdego smartfona będzie możliwe i unijne wymogi zostaną spełnione. W praktyce jednak korzystać z tego będzie minimalna liczba osób, bo nie będzie to wcale takie proste.

Możliwy jest jeszcze inny scenariusz. Firmy mogą zacząć produkować smartfony w dwóch wersjach – globalnej i przeznaczonej do sprzedaży w Unii Europejskiej. To jednak będzie się wiązało z większymi kosztami, a ponieważ z biznesie nie ma nic darmo, w końcowym rozrachunku pewnie zapłacą za to klienci.

Co ciekawe, samodzielna wymiana baterii jest już możliwa np. w iPhonie. I choć jest to bardzo skomplikowane, to jednak za pomocą zestawu naprawczego, który można wypożyczyć, każdy użytkownik, przynajmniej w teorii, ma taką możliwość.

Unia już raz to zrobiła

Możliwość samodzielnej naprawy smartfona nie jest jedyną nowością, jaką dla producentów przygotowała Unia. Urzędnicy wprowadzili w zeszłym roku obowiązek stosowania wejścia USB-C w portach ładowania.Więcej na ten temat przeczytasz tutaj >>>.

To uderza gównie w Apple, który stosuje swój własny standard, czyli port Lightning. Firma bardzo długo protestowała przeciwko planowanym regulacjom, ale ostatecznie uległa i najnowsze iPhony z serii 15 mają już mieć wejście USB-C. Od dłuższego czasu taki standard jest już stosowany w innych urządzeniach tego producenta, np. w iPadach czy komputerach Mac.

ikona lupy />
Shutterstock

Unia ma więc moc sprawczą i potrafi wymusić stosowanie pewnych rozwiązań na firmach. Pytanie jednak brzmi – jakim kosztem i kto za to zapłaci?