„Nie mamy jeszcze szczepionki, ani skutecznego leku na COVID-19, pozostaje nam, więc stosowanie środków zaradczych. Są to: zachowywanie dystansu społecznego, noszenie maseczek i dezynfekcja rąk. Na lockdown trudno będzie sobie już pozwolić, bo jest to rozwiązanie kosztowne” – powiedział prof. Antczak.

Od soboty obowiązują dodatkowe rygory w 19 powiatach. Rozporządzenie w tej sprawie zakłada wyodrębnienie dwóch stref: czerwonej i żółtej, w zależności od liczby nowych zachorowań na 10 tys. mieszkańców.

W strefie czerwonej obowiązywać będzie m.in. zakaz organizowania kongresów i targów oraz działania sanatoriów, wesołych miasteczek i parków rozrywki. W określono limit osób – jedna na 10 mkw. W kinach będzie mogło być 25 proc. publiczności. W kościołach lub innych obiektach kultu dopuszczalne będzie 50 proc. obłożenia budynku, na zewnątrz limit wyniesie 150 osób. Liczba osób biorących udział uroczystościach rodzinnych i w weselach została ograniczona do 50, z wyłączeniem obsługi. Wszędzie w przestrzeni publicznej konieczne będzie zakrywania nosa i ust.

Reklama

W strefie żółtej będzie obowiązywał m.in. limit jednej osoby na 4 mkw. w przypadku imprez takich, jak: targi, wystawy, kongresy czy konferencje. W siłowniach będzie obowiązywał limit osób – jedna na 7 mkw. W kinach będzie mogło być 25 proc. publiczności. Liczba osób biorących udział w imprezach rodzinnych, nie będzie mogła przekroczyć 100 osób, z wyłączeniem obsługi.

„Sytuacja jest bardzo różna w różnych regionach Polski i stąd te ograniczenia” – powiedział prof. Antczak. Jego zdaniem, „zbyt wcześnie w Polsce pozwolono zdjąć maski i nie dochowano dostatecznej staranności, jeśli chodzi o dystansowanie społeczne”.

„Spowodowało to myślenie, że choroba nie jest straszna i nas nie dotyczy, bo nikt w naszym otoczeniu nie umarł. Takie myślenie jest błędne, musimy pamiętać, że zachorować może każdy z nas” – powiedział prof. Antczak.

Profesor przypomina, że wprawdzie największe ryzyko zgonu dotyczy osób 59 plus, to jednak także u osób młodszych choroba może mieć różny przebieg. Zwraca również uwagę, że osoby młode mogą zarazić innych. „Nie jesteśmy izolowanymi wyspami. Warto uzmysłowić sobie, że zakażony młody człowiek, który nawet o tym nie wie, może zarazić swoją babcię, dziadka czy rodziców i doprowadzić do ich zgonu” – powiedział prof. Antczak.

Zdaniem profesora, nadal niebezpieczne jest branie udziału w imprezach masowych czy uczestniczenie w weselach. „Są na to dowody epidemiologiczne, że do zakażeń dochodzi tam, gdzie jest dużo ludzi” – powiedział. „Wesela, z epidemiologicznego punktu widzenia, nie powinny się w ogóle odbywać, a jeśli już, to powinny być znacznie ograniczone. Kiedy pije się alkohol, zbliża się do siebie, tańczy to takie zachowanie sprzyja zakażeniu koronawirusem” - dodał.

Tym, którzy nie chcą zrezygnować z organizowania przyjęcia weselnego, profesor doradza ograniczenie liczby gości i czasu trwania przyjęcia. W miarę możliwości należy zadbać chociaż o częste wietrzenie pomieszczeń i zachowanie dystansu społecznego. „Ograniczenie do 50 osób jest słuszne. Jeżeli nie zastosujemy się do zaleceń, będziemy mieli rozwój epidemii” – powiedział prof. Antczak.

Profesor przestrzega również przed rezygnowaniem z noszenia maseczek. „Ci, którzy plotą androny, mówiąc, że nosić maseczek nie trzeba lub że szkodzą one zdrowiu, robią po prostu złą robotę” - powiedział. Noszenie maseczek to jeden ze sposobów zapobiegania szerzeniu się epidemii. „Przeciwskazań do noszenia maseczek praktycznie nie ma. Jestem pulmonologiem i zaświadczenia o zwolnieniu z noszenia maseczki do tej pory żadnemu pacjentowi jeszcze nie wydałem” - zaznaczył.

Dodał, że nawet choroby obturacyjne układu oddechowego nie są przeciwskazaniem do noszenia maseczek. „Maseczka chirurgiczna może powodować pewien dyskomfort, ale nie utrudnia wentylacji” – powiedział.

Zdaniem profesora, sankcje dla osób, które nie przestrzegają przepisów powinny być zaostrzone. „Nie jest to wyłącznie osobista sprawa, ale dotyczy bezpieczeństwa nas wszystkich” – powiedział.

Dodał, że Polacy powinni brać przykład z Włochów, którzy „odrobili lekcję z pandemii, bo pamiętają upiorne chwile z Bergamo, gdzie ciała zmarłych na Covod-19 trzeba było wywozić ciężarówkami z miasta, gdyż brakowało miejsca na lokalnych cmentarzach”. „Tam kultura zachowania jest zupełnie inna, widać, że ludzie zrozumieli, że trzeba przestrzegać przepisów, bo nie jest to niczyj wymysł, a konieczność” – powiedział.