Prof. Gielerak z Wojskowego Instytutu Medycznego przyznał, opowiadając na pytanie, gdzie w tej chwili jesteśmy, jeśli chodzi o walkę z epidemią, że "zdecydowanie z fazy obrony okrężnej przechodzimy do kontrataku".

"Wiele czynników przemawia za tym, że mamy ogromną szansę odnieść sukces. Najbliższe 5-6 tygodni to jest okres, w którym będzie działo się najwięcej, również tych rzeczy trudnych w walce z koronawirusa. I osobiście wierzę, że to ostatni trudny moment tej epidemii. Najbliższe miesiące – do końca wakacji – to jest czas, w którym musimy zaszczepić reprezentatywną część, która gwarantuje nam uzyskanie odporności zbiorowej" – wyjaśnił.

Dodał, że właśnie w perspektywie najbliższych tygodni, miesięcy zmienia się strategia – z tej, która miała na celu ochronę najsłabszych osób, na strategię masowości szczepień, czyli ograniczania transmisji wirusa w populacji. Ten cel powinien być – jak zaznaczył – priorytetem.

Reklama

Prof. Gielerak przypomniał też, że liczba zgonów jest pochodną liczby zakażeń.

"Czynnikiem, który może wpłynąć na relatywnie niższą liczbę zgonów jest to, że zaszczepiliśmy osoby obarczone największym ryzkiem zgonu, a zatem odsetek umierających może być mniejszy, ale to wszystko zależy od liczby osób zakażonych oraz wydolności systemu ochrony zdrowia. W jakim stopniu będziemy w stanie zapewnić osobom, które ciężej przechodzą tę chorobę, optymalną opiekę medyczną" – wyjaśnił.

Nie podzielił też optymizmu ministra zdrowia, który w czwartek przekazał, że są pierwsze sygnały przełamania trendu w trzeciej fali epidemii. Szef resortu zdrowia zaznaczył, że trzeci dzień z rzędu widoczny jest spadek zleceń POZ na testy w stosunku do poprzedniego tygodnia.

"Tutaj nie byłbym takim optymistą, dlatego że biorąc pod uwagę polski system testowania, kiedy skupiliśmy się głównie na testowaniu osób objawowych, nasz system nie spełnia podstawowej roli – identyfikacji rozmiarów epidemii" – wyjaśnił. Dlatego – jak zaznaczył prof. Gielerak – "nie opierałbym się na testowaniu, ale na tym, ile osób jest hospitalizowanych i na liczbie zgonów".

Szef WIM zauważył, że sporo osób obecnie, by uniknąć decyzji administracyjnych nie wykonuje testów. I jest to kolejny powód – wskazał – dla którego obecnie ten parametr nie jest obiektywnym czynnikiem w ocenie rozmiarów epidemii.

Zapytany o to, czy dobrym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie zakazu przemieszczania się, stwierdził, że na tym etapie epidemii nie rekomendowałby tego, bo "biorąc pod uwagę to co mamy za sobą – okres trwania epidemii i jakie jest napięcie społeczne, wprowadzenie dodatkowych obostrzeń o charakterze antywolnościowym może przynieść rezultaty wręcz przeciwne".

Prof. Gielerak przedstawił też swoją prognozę rozwoju epidemii. Uważa, że około 14 dni po świętach nie będzie spadku zakażeń, tylko utrzymanie "pewnego plateau". Stwierdził dalej, że ten spadek będzie odroczony o mniej więcej dwa tygodnie.

"Czy będziemy mieć do czynienia z pewnym pikiem zakażeń, to wszytko jest w naszych rękach. Jeśli okażemy się zdyscyplinowani, roztropni i mądrzy, to zapewniam, że od połowy maja będziemy obserwować bardzo szybki spadek liczby osób zakażonych" – prognozuje.

Przyznał, że czwartkowe zamieszanie wokół uruchomienia kolejnej grupy wiekowej na szczepienia "traktuje z pewną nadzieją, bo jest takim impulsem, który – jak zaznaczył – w perspektywie najbliższych dni będzie czynnikiem, który przyspieszy program szczepień. Jego zdaniem była to pomyłka komunikacyjna, a jej waga, jeśli chodzi o program szczepień, "nie jest aż tak duża".