Własny wolnostojący dom jednorodzinny to bardzo charakterystyczny element budownictwa w USA i jednocześnie jeden z symboli dobrobytu tamtejszej klasy średniej. Realia w Stanach Zjednoczonych zaczynają się jednak szybko zmieniać. Świadczą o tym nie tylko dane na temat ubożejącej klasy średniej. Niedawno niektóre amerykańskie miasta, a nawet stany podjęły działania, których znaczenie nie jest doceniane na Starym Kontynencie. Mowa o decyzjach w zakresie zagospodarowania przestrzennego, które mają zwiększyć liczbę i dostępność lokali mieszkalnych (kosztem nowych domów wolnostojących). Takie domy od dawna znajdują się na cenzurowanym, jeżeli chodzi o argumenty aktywistów ekologicznych. Warto jednak wiedzieć, że nie tylko aspekty ekologiczne wpłynęły na decyzję władz niektórych stanów (m.in. Kalifornii oraz Oregonu), a także miast (np. Minneapolis, Seattle i Charlotte). Istotne zmiany w podejściu do budownictwa jednorodzinnego zachodzą również w Niemczech. Niedawno pojawiły się tam postulaty dotyczące zakazu budowy domów jednorodzinnych.

Amerykańskie władze sprzyjały rozwojowi wielkich przedmieść

Rozbudowane przedmieścia z dużą liczbą niewielkich i podobnie wyglądających domów już od dawna są charakterystycznym elementem amerykańskich miast. Rozwój takiej formy budownictwa był nie tylko konsekwencją powojennego boomu gospodarczego i hojnej pomocy państwa gwarantującego kredyty mieszkaniowe (m.in. dla weteranów i młodych małżonków). Znaczenie miało również podejście wielu miast, które wyznaczyły duże części wolnych terenów wyłącznie pod budownictwo jednorodzinne. Do tej pory w USA znajdziemy miasta, gdzie na ponad 70% - 80% wolnych gruntów przeznaczonych pod budownictwo mieszkaniowe można wznosić jedynie domy wolnostojące.

Reklama

Wieloletnia polityka lokalnych władz w zakresie zagospodarowania przestrzennego oczywiście przekłada się na udział domów jednorodzinnych. Wspomniane domy stanowią aż 81% amerykańskich budynków mieszkalnych (według danych z 2021 r.). Jednakże, nie we wszystkich większych miastach USA poziom rezerwacji działek pod zabudowę jednorodzinną jest bardzo wysoki. Przykładowo, na terenie Nowego Jorku wynosi on zaledwie 15% wszystkich działek przeznaczonych pod budownictwo mieszkaniowe, a w stołecznym Waszyngtonie - około 36%.

W USA kwestie mieszkaniowe są mocno związane z polityką

Eksperci portalu RynekPierwotny.pl zwracają uwagę na fakt, że pod względem udziału gospodarstw domowych żyjących w domach jednorodzinnych (ok. 68%), Stany Zjednoczone mocno różnią się na przykład od unijnej średniej (53%) oraz wyniku dotyczącego Polski (56%). Z drugiej strony, wyniki zbliżone do amerykańskich notuje chociażby Francja oraz Dania. Znacznie większą popularnością budownictwa jednorodzinnego niż USA cechuje się natomiast Holandia, Belgia, Norwegia oraz Irlandia, gdzie domy zamieszkuje odpowiednio 75%, 77%, 77% i 91% całej populacji. Trzeba jednak pamiętać, że w Stanach Zjednoczonych budownictwo jednorodzinne (zwłaszcza wolnostojące) ma specyficzny podtekst społeczny oraz historyczny.

Decyzje władz części amerykańskich miast o zwiększeniu udziału bloków nie są podyktowane tylko troską o poprawę dostępności metrażu i zużycie mniejszej ilości zasobów (dzięki efektywnemu wykorzystaniu wolnych gruntów). Zresztą sami decydenci związani głównie z Partią Demokratyczną nierzadko wskazują, że wpływ na nowe decyzje o zagospodarowaniu terenów mają kwestie społeczne. Regulacje promujące budownictwo jednorodzinne (zwykle wolnostojące) od dawna są krytykowane przez lewicowych aktywistów jako rasistowski relikt. Ma to związek z dość odległą już historią sąsiedzkich porozumień, które do 1968 r. mogły zabraniać sprzedaży nieruchomości (głównie domów) osobom z mniejszości etnicznych. Jeżeli chodzi o obecną sytuację, to duże emocje wzbudza fakt, że biali mieszkańcy USA cechują się znacznie wyższym udziałem właścicieli nieruchomości mieszkaniowych (73%) niż chociażby Afroamerykanie (42%).

W Niemczech ograniczenie budowy nowych domów to nie tabu

Nieco inne realia widzimy u naszych zachodnich sąsiadów, gdzie od pewnego czasu również pojawiają się argumenty przeciwko budowie nowych domów. Dyskusję rozpoczął przykład Hamburga, który zmaga się z małą dostępnością działek pod zabudowę i wysokimi cenami metrażu. W 2021 r. jedna z dzielnic tego hanzeatyckiego miasta (Hamburg-Nord) wprowadziła roczny zakaz budowy nowych domów jednorodzinnych. Kontrowersje wśród niemieckiej opinii publicznej wywołała także wypowiedź Antona Hofreitera. Jest on liderem parlamentarnej frakcji Zielonych, która aktualnie wchodzi w skład koalicji rządowej. Ponad rok temu, Hofreiter zasugerował, że budowa nowych domów jednorodzinnych powinna zostać w najlepszym razie ograniczona. Partyjny kolega Hofreitera, Chris Kühn zapowiedział nawet, że czas nowych domów dobiegł końca. Można przypuszczać, że ten temat jeszcze powróci, choć wprowadzenie ogólnokrajowych ograniczeń odnośnie budowy domów na razie wydaje się mało prawdopodobne.

Autor: Andrzej Prajsnar, ekspert portalu RynekPierwotny.pl