Niewykorzystany potencjał osób niepełnosprawnych

Rynek pracy w 2025 roku pokazuje dwa kontrastujące obrazy. Z jednej strony, mamy rekordowo niską stopę bezrobocia i permanentny deficyt rąk do pracy. Z drugiej strony, setki tysięcy osób z niepełnosprawnościami mimo kompetencji i gotowości do działania, wciąż stoją pod drzwiami firm.

Ten rozdźwięk nie wynika z braku narzędzi. Wzmacniane są dopłaty i rozwinięto model zatrudnienia wspomaganego. Coraz więcej organizacji potrafi projektować stanowiska pod człowieka, a nie odwrotnie. Problem leży w praktyce. Chodzi o to, jak codziennie rekrutujemy, wdrażamy i zarządzamy pracą. Problem leży w praktyce: czy naprawdę potrafimy porzucić myślenie o „pomocy” na rzecz realnej współpracy?

Realna współpraca z osobami niepełnosprawnymi zamiast pomocy

Grzegorz pamięta ten moment bardzo dokładnie. Lekarz spojrzał na niego z powagą i powiedział: Niech się pan cieszy, że pan żyje. Miał wtedy kilkanaście lat, nowotwór mózgu i poczucie, że świat właśnie się zatrzymał. Od tamtej pory każda rzecz – wstanie z łóżka, dojście do sklepu, próba powrotu do pracy była walką z ciałem, a także z własnymi myślami.

Dziś uśmiecha się szeroko. Mówi, że jego Ferrari to samodzielność i nie ma w tym ani grama patosu. To wdzięczność za codzienność: za to, że może wstać, pójść do pracy, zapłacić rachunki. Normalność, o której większość z nas nawet nie myśli, dla niego jest luksusem.

Po latach leczenia i rehabilitacji Grzegorz próbował różnych zajęć w gastronomii, w zakładzie aktywności zawodowej, na stażu. Codziennie wstawał o piątej rano, by dojechać kilka godzin komunikacją miejską, a potem jeszcze pokonać pieszo trzykilometrowy odcinek. Zmęczenie, brak dopasowania oraz narastające poczucie, że jego wysiłek nie jest widoczny, zniechęcały go coraz bardziej. W końcu usłyszał zdanie, które utkwiło mu w głowie: „Trzymaj się tego pracodawcy, bo to twoja ostatnia szansa”.

Wtedy postanowił zawalczyć o siebie inaczej. Zgłosił się ponownie do Fundacji Aktywizacja. Z doradcą zawodowym i job crafterem przepracował wszystko od nowa: swoje umiejętności, oczekiwania, ograniczenia. Wysłano dziesiątki CV. Odbyły się rozmowy, także te, które kończyły się milczeniem. W końcu nadszedł sukces: zatrudnienie w dużej sieci handlowej. Dziś Grzegorz pracuje już ponad pół roku. Wynajął własny pokój, a wkrótce przeprowadzi się do pierwszego mieszkania. Kiedy mówi, że „wreszcie czuje się dorosły”, w jego głosie słychać ulgę.

Największe marzenie? Żeby właściciel pozwolił mu sprowadzić ukochanego psa od rodziców. - Moje Ferrari to nie luksusy – śmieje się - To samodzielność, możliwość wyboru. To, że mogę po prostu żyć po swojemu - dodaje.

Talenty osób z niepełnosprawnościami

Patrycja i jej siostra od dziecka mierzyły się z ograniczeniami, które utrudniały im znalezienie pracy. Obie urodziły się z chorobą genetyczną. Ich życie toczyło się w jednym pokoju – z mamą, w małym mieszkaniu, na parterze bloku na warszawskim Targówku. Utrzymywały się z rent oraz świadczeń. Dni płynęły powoli i cicho. Każda próba wejścia na rynek pracy kończyła się frustracją. Brak wykształcenia, brak doświadczenia i brak wiary, że ktoś naprawdę ich potrzebuje.

Kiedy Fundacja Aktywizacja zaproponowała im zatrudnienie przy produkcji gier planszowych, poczuły się potrzebne. To była prosta praca, ale dawała rytm, sens i satysfakcję. - Pierwszy raz od dawna czułyśmy, że coś zależy od nas – mówi Patrycja. - Niestety, po roku przyszły zwolnienia grupowe, a kilka miesięcy później tragedia… - śmierć siostry.

Patrycja wspomina ten czas jako pustkę. Nie miałam siły wstać z łóżka. Wszystko, co mnie otaczało, było bez znaczenia, ale wiedziałam, że jeśli się poddam, to jej śmierć pójdzie na marne – opowiada Patrycja. Uratowały ją kwiaty. Zawsze lubiła je układać. Zaczęła od małych kompozycji na parapecie. Potem kupiła kilka sztucznych kwiatów i próbowała tworzyć z nich bukiety. W końcu zrobiła zdjęcie jednej ze swoich prac, po czym wysłała je do fundacyjnego doradcy.

Specjaliści dostrzegli jej talent. Fundacja pomogła jej zapisać się na kurs florystyki i znaleźć miejsce, w którym mogła uczyć się zawodu w spokojnym tempie. Nauka była terapią. Patrycja poznawała ludzi, uczyła się obsługi klienta, zaczynała wierzyć w siebie. Po kilku miesiącach znalazła zatrudnienie w kwiaciarni. Dziś pracuje tam na stałe, tworząc bukiety na śluby, pogrzeby i urodziny. Kiedy tworzę kompozycje, czuję, że świat znów ma kolory – mówi.

Nie lubi, gdy ktoś mówi o niej „bohaterka”. - Nie jestem od odwagi. Po prostu się nie poddałam – mówi.. W pracy najbardziej lubi poranki i zapach świeżych roślin i rozmowy z klientami. Z czasem zrozumiała, że to nie jest tylko zawód. To sposób na przywrócenie sensu i spokoju. - Kwiaty też trzeba umieć traktować z wyczuciem. Jeśli się je zbyt mocno ściśnie, łamią się. Z ludźmi jest podobnie – mówi Patrycja.

Praca po wielu latach ciszy

Daniel był po trzydziestce, kiedy wypadek samochodowy przerwał jego dotychczasowe życie. Stracił obie nogi. Początkowo mówił sobie, że to tylko „chwila zawieszenia”. Chwila trwała dziewięć lat. Dziewięć lat bez pracy, z rosnącą izolacją i poczuciem, że świat pędzi dalej bez niego. Próbował wracać. Wysyłał CV, pojawiał się na rozmowach, słyszał: „odezwiemy się”. Nie odzywał się nikt. Każda cisza bolała coraz bardziej.

Kiedy trafił do Fundacji Aktywizacja, był bliski rezygnacji. Job crafter pomógł mu przełamać impas: razem przygotowali dokumenty, rozpisali mocne strony, odbyli symulacje rozmów. Po kilku tygodniach Daniel dostał pracę jako kasjer w dużym markecie.

- Pierwszy dzień był jak egzamin do życia – wspomina. - Bałem się, że nie dam rady, że ludzie będą się gapić. Ale nikt się nie gapił. Przyszli, uśmiechnęli się, zapłacili, poszli dalej. To było jak oddech – dodaje.

Po pewnym czasie pojawił się nowy problem – protezy, które nosił od lat, zaczęły pękać i ranić ciało. Los jednak znów się uśmiechnął. Inna klientka Fundacji, która dzięki wsparciu znalazła zatrudnienie w firmie produkującej nowoczesne protezy, usłyszała o jego sytuacji i pomogła mu nawiązać kontakt ze swoim pracodawcą. Wkrótce Daniel otrzymał nowe, idealnie dopasowane protezy.

- To był jak prezent od życia – mówi. - Nie chodzi o wygodę, tylko o to, że mogę chodzić bez bólu. Że mogę po prostu wyjść z pracy i pójść do sklepu jak każdy – dodaje. Dziś Daniel jest jednym z tych ludzi, którzy dają innym przykład, że wsparcie społeczne to nie hasło, a system wzajemnych połączeń. Jego historia pokazuje, że inkluzja działa wtedy, gdy zaczyna się od zaufania.

Setki tysięcy kompetentnych osób poza rynkiem

Według danych Eurostatu (opublikowanych we wrześniu 2025 r.) aktywizacja zawodowa osób z ograniczeniami zdrowotnymi w krajach CEE jest średnio o 25–30 punktów procentowych niższa niż u osób pełnosprawnych. W Polsce różnica ta utrzymuje się na poziomie 30 punktów, mimo rekordowo niskiego bezrobocia (2,8%). To znaczy, że setki tysięcy kompetentnych osób pozostaje poza rynkiem – nie z braku chęci, lecz z braku otwartości po drugiej stronie.

Z kolei dane PFRON pokazują, że od 2025 roku pracodawcy mogą otrzymać do 4 140 zł miesięcznie na zatrudnienie osoby z niepełnosprawnością, a ci, którzy nie realizują ustawowego wskaźnika, płacą 3 556 zł miesięcznie za każdy brakujący etat. Ekonomicznie to już nie „dobry gest”, ale logiczna inwestycja.

Na tym tle historie Grzegorza, Patrycji i Daniela wyglądają jak mapa działań, które po prostu się sprawdzają: precyzyjny job crafting, mądre wdrożenie, wsparcie pierwszej linii i mierzenie utrzymania w pracy, a nie tylko jednorazowego zatrudnienia. To właśnie te praktyki stają się dziś osią dyskusji o inkluzywnym rynku pracy – tej, która coraz częściej wychodzi poza niepoparte działaniami hasła. Zbliżający się III Kongres Inclu(vi)sion będzie jednym z miejsc, gdzie doświadczenia takich ludzi jak oni spotkają się z perspektywą biznesu, HR-u i administracji. Nie po to, by wygłaszać deklaracje, lecz by przełożyć je na konkretne decyzje: jak projektować stanowiska, szkolić menedżerów, budować organizacje otwarte na różnorodność.

Źródło: Fundacja Aktywizacja