Pierwszy był jeszcze bardziej spektakularny – przydarzył się w 2000 roku. Do historii biznesu przeszedł już tzw. krach dot.comów, znany lepiej jako pęknięcie bańki internetowej. Na przełomie tysiącleci było głośno o tym, że inwestorzy mocno przeceniali firmy, których podstawą działania była przestrzeń internetu. Akcje Amazona straciły wtedy 80 proc. wartości. Do tego rekordu jeszcze tym razem nie doszedł, choć rok zamyka mocno poturbowany.

Wszyscy wiemy, co poszło nie tak

Wraz z nadejściem pandemii internetowi giganci mogli tylko zacierać ręce. Siedzieliśmy w domach i kupowaliśmy dostępy do wszystkich możliwych kanałów streamingowych, kontaktowaliśmy się z ludźmi za pośrednictwem internetu i wykorzystywaliśmy go do robienia zakupów. Biznesy sieciowe zaliczały wzrosty.

Reklama

Wraz ze złagodzeniem obostrzeń zaczęliśmy sobie odbijać czas przymusowego zamknięcia podróżując, wychodząc do kin i na koncerty. Branże, które zapewniały nam relacje i rozrywkę w czasach zarazy, musiały to odczuć, choć mogły też przewidzieć, że tak się stanie. Wygląda na to, że wybuchu wojny w Ukrainie przewidzieć im się nie udało.

Następstwa nieprzewidzianego

Wojna w Ukrainie pociągnęła za sobą inflację, wzrost kosztów utrzymania i przerwy w łańcuchach dostaw. To był cios, który sprawił, że technologiczni giganci mają problem z utrzymaniem rozbuchanej pandemią infrastruktury.

W 2021 roku dyrektorem Amazona został Andy Jassy, zastępując na tym stanowisku założyciela firmy Jeffa Bezosa. Przyznał, że w tym czasie przedsiębiorstwo, chcąc nadążyć za wygenerowanym przez pandemię popytem, zatrudniało pracowników i rozbudowywało sieć magazynów. Pod jego dyrekcją zatrudnienie zostało zredukowane, a część inwestycji – porzucona. W listopadzie Amazon rozpoczął proces największych w swojej historii zwolnień pracowników, docelowo chcąc usunąć ze stanowisk nawet 10 tys. osób.