Obecnie około 184 mln osób, a więc 2,5 proc. ludności świata żyje poza krajem urodzenia, zauważa Bank Światowy. W przyszłości liczba ta może jeszcze wzrosnąć, choćby z powodów klimatycznych czy politycznych. Wywołuje to liczne obawy wśród mieszkańców krajów rozwiniętych. Szczególnie dotyczy rzekomej szkodliwości migrantów dla gospodarek ich nowych ojczyzn – dla ich budżetów i rynku pracy. Tymczasem liczne argumenty ekonomiczne dowodzą czegoś dokładnie przeciwnego. Otwarta (ale i mądra) polityka migracyjna zasadniczo sprzyja gospodarkom krajów przyjmujących przybyszów.

Wpływ na budżet

Zacznijmy od wpływu imigrantów na finanse publiczne. Dokładne badania dotyczące tej problematyki przeprowadzono w Stanach Zjednoczonych. Według raportu Instytut Brookings z 2022 r., w którym zacytowano dane amerykańskiej Narodowej Akademii Nauk, wynika, że wpływ imigrantów na system podatkowy USA jest dość zawiły. Przeciętny imigrant „włożył” w badanym okresie do systemu więcej w podatkach niż pobierał w postaci różnych świadczeń z federalnego budżetu.

Odmiennie jednak przedstawia się sytuacja na szczeblu lokalnym i stanowym. W tych przypadkach okazuje się, że przeciętny imigrant pobiera o 2104 dol. więcej w świadczeniach, niż płaci w podatkach. Jeśli więc zsumujemy wpływ migrantów na wszystkie sfery publiczne, okaże się, że obciąża on system kwotą o 944 dol. większą niż do niego wpłaca.

Reklama

Wydaje się to potwierdzać tezę o ekonomicznej szkodliwości migrantów. Wnikając głębiej, to okaże się, że ujemny wpływ migrantów na budżet dotyczy krótkiego okresu. Tymczasem, jak podaje Brookings Institute, w okresie 75 lat oczekiwany wpływ pojedynczego imigranta (oraz jego potomków) na finanse publiczne jest pozytywny (i prowadzi do wpływu do systemu finansów publicznych 94 do 312 tys. dol. – w zależności od metodologii).

Wiele zależy też od wykształcenia. Nawet w perspektywie 75 lat spodziewany wpływ imigranta bez szkoły średniej (high school) na budżet stanowy i lokalny będzie negatywny. Szacowany koszt to 79 388 do 90 380 dol. Nowy przybysz z wykształceniem wyższym od licencjata zagwarantuje jednak wpływ do budżetu w wysokości od 117 250 do 113 127 dol. (wartość dolara również z 2022 r.).

Nadmiernym uproszczeniem byłoby skupianie się wyłącznie na fiskalnym wpływie przybyszów. Ich znaczenie dla gospodarki i społeczeństwa wykracza bowiem poza tę sferę. Imigranci wywierają również korzystny wpływ na budżet państwa poprzez aktywność gospodarczą poszerzającą bazę podatkową. Ponadto – szczególnie ci wykształceni – przyczyniają się do wzrostu produktywności i innowacyjności gospodarczej. Sprzyjają więc gospodarce także w inny sposób niż przez wzrost wpływów podatkowych.

Przybysze zarobkowi niekoniecznie konkurują o te same miejsca pracy, co rodowici mieszkańcy. Często zdarza się, że starają się o prace wymagające mniejszych kwalifikacji

Imigranci a rynek pracy

Oprócz rzekomego drenowania finansów publicznych imigranci są „posądzani” o odbieranie miejsc pracy rodzimym mieszkańcom. Na pierwszy rzut oka pogląd ten jest w pełni zgodny z nauką ekonomii. Wzrost podaży danego dobra (w tym pracy) powoduje przecież spadek jej ceny.

Niekiedy zapomina się jednak o tym, że przybysze zarobkowi niekoniecznie konkurują o te same miejsca pracy, co rodowici mieszkańcy. Często zdarza się, że starają się o prace wymagające mniejszych kwalifikacji, w szczególności niewymagających doskonałej znajomości języka nowego kraju. To niekiedy zajęcia, których rodzima ludność nie chce wykonywać, choćby z uwagi na niższe płace. Tymczasem wskutek różnic w cenach nawet „niskie” zarobki w bogatym kraju mogą służyć do życia na wysokim poziomie rodzinie imigranta w państwie ubogim.

Z drugiej strony często wśród migrantów są także ludzie o szczególnie wysokich kwalifikacjach, których w danym kraju brakuje. Zarówno przybysze z niskimi jak i wysokimi kwalifikacjami nie stanowią często bezpośredniej konkurencji dla przeciętnych mieszkańców docelowych krajów.

Z kolei brytyjskie badanie wskazuje, że imigracja przyczynia się do spadku płac mniej zarabiających i wzrostu lepiej zarabiających, jednak w obydwu przypadkach jest on nieznaczny. Christian Dustmann, Yannis Kastis i Ian Preston z brytyjskiego Institute for Fiscal Studies w tekście opublikowanym w listopadzie 2022 r. zauważyli, że imigracja doprowadziła do spadku płac realnych pracowników 5 percentyla (osoby zarabiające gorzej od 95 proc. rynku pracy) o 0,47 pensa na godzinę. Z kolei w przypadku osób z 10 percentyla było to 0,64 pensa. Z drugiej strony jednak wskutek imigracji osoby z 90 percentyla (a więc zarabiające lepiej od ok. 90 proc. pracujących) cieszyły się związanym z imigracją wzrostem pensji o 1,68 pensa na godzinę rocznie. W efekcie wpływ przybyszów na średnią płacę okazał się bliski zeru.

W tym kontekście warto też odwołać się do przykładu z 1980 r., gdy imigranci z Kuby masowo przybyli do Miami, zwiększając podaż siły roboczej o 7 proc. Jak zauważa późniejszy noblista David Card, wpływ tej fali na rynek pracy okazał się praktycznie zerowy.

W tym przypadku ważną rolę odegrało doświadczenie Miami we wchłanianiu rzesz imigrantów. Do podobnych sytuacji dochodzi także w innych krajach. Choćby w Polsce.

Jeśli porównamy bezrobocie w Polsce, po inwazji Rosji na Ukrainę (luty 2022) i związanym z tym masowym napływem Ukraińców, to okazuje się, że liczba bezskutecznie poszukujących pracy w tym okresie… spadła. Według danych GUS bezrobocie w lutym 2022 r. było mniejsze niż w analogicznym miesiącu 2021 r., a w marcu 2022 r. niższe niż w marcu 2021 r. Zasada ta obowiązuje w każdym miesiącu 2022 r. Również od stycznia do maja 2023 r. bezrobocie w każdym miesiącu jest niższe niż w odpowiednim miesiącu 2022 i 2021 r.

Średnie wynagrodzenie z kolei rośnie. Według GUS w czerwcu 2023 r. wyniosło 7181,67 zł. Tymczasem przed inwazją, w styczniu 2022 r. średnia pensja wynosiła 6064,24 zł.

Oczywiście mówimy tu o wartościach nominalnych, nieuwzględniających inflacji. Widać jednak, że imigracja nie doprowadziła bynajmniej do katastrofy na rynku pracy. Warto przy tym pamiętać, że przybysze z innych państw, to nie tylko konkurencja dla rodzimych pracowników, to również nowi przedsiębiorcy, którym „miejscowi” zawdzięczać będą miejsca pracy.

Przybysze z innych państw, to nie tylko konkurencja dla rodzimych pracowników, to również nowi przedsiębiorcy, którym „miejscowi” zawdzięczać będą miejsca pracy

Szerszy wpływ na gospodarkę

Polityka antyimigracyjna wywiera niekiedy także negatywny wpływ na wycenę firm. Jak bowiem zauważają Dany Bahar, Prithwiraj Choudhury i Britta Glennon na łamach „Global Working Paper” Instytutu Brookings dekret prezydenta Stanów Zjednoczonych z 2020 r. skutkujący niemożnością wstępu na teren USA nawet 200 tys. przybyszy i ich rodzin doprowadził do poważnych strat firm z listy Fortune 500. Związany z tym spadek ich wyceny przez inwestorów jest odpowiednikiem strat wynoszących ponad 100 mld dol. Stało się to w ciągu raptem kilku miesięcy od wydania dekretu. Autorzy badania wzięli pod uwagę wycenę 471 przedsiębiorstw.

Migracja szansą dla systemu emerytalnego

Kolejna kwestia związana z imigracją to emerytury. W świetle kryzysu demograficznego przyjmowanie imigrantów staje się dla systemu emerytalnego koniecznością. Im mniej osób w wieku produkcyjnym przypada na ludzi w wieku poprodukcyjnym (głównie emerytów), tym większe trudności dla funkcjonowania systemu. Skutkiem jest malejąca stopa zastąpienia (stosunek emerytury do ostatniej pensji) lub większe obciążenie składkami pracujących. Albo jedno i drugie.

Wiek poprodukcyjny w Polsce dla kobiet wynosi obecnie 60 lat, a dla mężczyzn 65. Tymczasem średnia długość życia rośnie. To oczywiście dobra wiadomość, lecz skutkiem ubocznym mogą stać się rosnące problemy z utrzymaniem obecnej wysokości emerytur.

Zauważmy, że liczba ludzi w wieku poprodukcyjnym w Polsce dynamicznie rośnie. W 2021 r. na 100 osób w wieku pozwalającym na pracę przypadało 38,1 osób starszych. To aż o 14 więcej niż w 2005 r., czytamy w opublikowanym w 2022 roku raporcie GUS.

Z kolei według założeń ZUS na 1000 mieszkańców w wieku produkcyjnym w 2023 r. będzie przypadać 390 Polaków w wieku poprodukcyjnym. Wskaźnik ten będzie systematycznie wzrastał. W 2061 r. „dojdzie” do 806 osób, a w 2080 r. do 839 osób.

Choć ZUS twierdzi, że nie grozi mu bankructwo (a wręcz przeciwnie), to trudno nie uważać powyższych prognoz za niepokojące. Zresztą przeciążenie systemu emerytalnego to problem także innych krajów. Dość powiedzieć, że według szacunków Europejskiego Banku Centralnego do 2070 r. na 100 mieszkańców strefy euro w wieku produkcyjnym przypadać będą 54 osoby w wieku emerytalnym. Oznacza to w przybliżeniu, że na utrzymanie jednego emeryta pracować będzie tylko dwóch zatrudnionych. W rzeczywistości nie wszyscy w wieku produkcyjnym płacą składki emerytalne. Problem jest więc jeszcze poważniejszy.

Jednym z rozwiązań sprzyjających zwiększeniu liczby osób w wieku produkcyjnym (w przyszłości) jest wzrost dzietności. Choć odpowiednia polityka prorodzinna to konieczność, musimy pamiętać, że nie stanowi ona panaceum. Wpływ rządu na demografię jest bowiem ograniczony. Władza może proponować pewne zachęty, lecz ich skuteczność jest niepewna i odroczona w czasie. Minie wiele lat nim obecne noworodki zasilą klasę pracującą.

Dlatego też w sytuacji poważnych problemów demograficznych imigracja to doskonałe uzupełnienie polityki prorodzinnej. Napływ pracowników, szczególnie wykwalifikowanych do kraju prowadzi do natychmiastowego niemal zasilenia systemu ubezpieczeń społecznych. Oczywiście pod warunkiem umożliwienia im legalnej pracy i opłacania składek.

Większa liczba osób z różnych kręgów kulturowych oznacza więcej szans rozwoju, niekonwencjonalnych sposobów myślenia, a także wymiany idei

Korzyści ze zróżnicowania poznawczego

Pozytywne skutki imigracji wiążą się także ze zwiększeniem różnorodności talentów na rynku pracy. Większa liczba osób z różnych kręgów kulturowych oznacza więcej szans rozwoju, niekonwencjonalnych sposobów myślenia, a także wymiany idei. Jak zauważa Amir Goldberg z Uniwersytetu Stanforda, odmienność rozwiązywania problemów i twórczych stylów myślenia (ang. creative perspectives) przyczynia się do sukcesu zespołów, w tym przedsiębiorstw.

Warto pamiętać o konieczności wypracowania polityki służącej przyciąganiu kompetentnych imigrantów, którzy wzmocnią krajowy kapitał intelektualny. Pewną wskazówką może tu być kanadyjski Federal Skilled Workers Program, który oparty jest na systemie punktowym.

W 2023 r. osoba aplikująca o kanadyjską stałą rezydenturę mogła uzyskać maksymalnie 100 punktów. Punkty można otrzymać za umiejętności językowe, wykształcenie, doświadczenie zawodowe czy wiek.

Zatem obawa przed negatywnym wpływem imigrantów na rynek pracy i gospodarkę w ogóle opiera się na podobnym błędzie, co lęk o ekonomiczną szkodliwość wzrostu demograficznego. Obydwa wynikają z założenia, jakoby ekonomia była grą o sumie zerowej. Zwolennicy tego myślenia wierzą, że gra toczy się tylko o podział tortu, a nie o jego rozmiar. Tymczasem ludzka praca, kreatywność, wynalazki mogą powiększyć to ciastko. To człowiek bowiem, jak zauważył wybitny ekonomista Julian Simon oraz Jan Paweł II, jest najcenniejszym zasobem i to bez względu na kraj pochodzenia.

Marcin Jendrzejczak,dr nauk ekonomicznych w zakresie ekonomii i finansów; dziennikarz i publicysta.
ikona lupy />
Obserwator Finansowy - otwarta licencja / obserwatorfinansowy.pl