Szef PIE, który uczestniczył w środę Europejskim Kongresie Gospodarczym w Katowicach, podkreślił w rozmowie z PAP, że Polska poradziła sobie nieźle z najgorszą fazą kryzysu związaną z "bezpośrednim uderzeniem koronawirusa w gospodarkę europejską i globalną".

Jak tłumaczył, jest to m.in. możliwe dzięki temu, że nie mamy monokultury produkcyjnej. "Ale również związane z dosyć dużym impulsem po stronie państwa i szybko zaimplementowanymi rozwiązaniami w ramach tarcz gospodarczych" - np. z wypłatą zasiłków dla osób, które utraciły kontrakty, a są np. na umowach cywilno-prawnych". Dodał, że marginalny jest też odsetek przedsiębiorstw, które nie mają kapitału, by przetrwać kilka kolejnych miesięcy.

Arak zaznaczył, że wynik relatywnie niezły dla polskiej gospodarki jest związany z tym, że będziemy musieli ponieść koszty deficytu i zwiększonego długu w roku 2020 i 2021. "Dla całego sektora finansów publicznych w ciągu tych dwóch lat przekroczymy limit 60 proc. - nie da się tego uniknąć, wliczając wydatki PFR-u, BGK, samorządów, pełnego limitu zadłużenia" - tłumaczył. Dodał, że był to koszt, "który chcieliśmy ponieść właśnie po to, by spadek zatrudnienia w II kwartale wynosił zaledwie 150 tys. etatów".

Reklama

W Polsce nie dokonała się katastrofa na rynku pracy - podkreślił szef PIE. "Nie ma u nas pandemii bezrobocia, w odróżnieniu od tego, co się wydarzyło w innych krajach" - wskazał. Jak tłumaczył, w momencie, w którym Polacy zaczęliby na dużą skalę tracić pracę, skutki kryzysu byłyby odczuwalne przez więcej niż "te dwa lata, kiedy będziemy musieli ponosić wyższy koszt długu publicznego".

Według niego z długu "jesteśmy w stanie zejść w perspektywie średnioterminowej" i powrócić do mniejszych wysokości zadłużenia państwa polskiego. "O wiele gorsza jest sytuacja, w której mielibyśmy pandemię bezrobocia, jak w Hiszpanii, Wielkiej Brytanii i we Włoszech” - przyznał.

W opinii Araka, bogatsi o doświadczenia zgromadzone od początku pandemii, jesteśmy w stanie przejść przez jesień bez dodatkowych ograniczeń, innych niż noszenie masek, częściową pracę zdalną czy częściową opiekę nad dziećmi, gdy znajdujemy się w jednym z regionów z bardzo dużą liczbą zachorowań.

Zaznaczył, że ryzyko, iż odbicie gospodarcze z powodu powrotu pandemii będzie słabsze w III i IV kwartale, jest duże. "Polska nie wraca na razie na ścieżkę ogromnego wzrostu gospodarczego; odbijamy się od zapaści, która miała miejsce w kwietniu" - powiedział. Wyjaśnił, że widać to w naszym przemyśle, usługach, konsumpcji, w tym, że chodzimy do restauracji i wydajemy pieniądze.

"Natomiast to nie oznacza, że bardzo szybko sytuacja powróci do tej sprzed doby wskaźników wzrostu z 2019 r. Na to będziemy musieli poczekać do I kwartału przyszłego roku" - ocenił.

Arak przyznał, że dużo zależy od naszych partnerów handlowych, "którzy zmagają się nie tylko z większą umieralnością na COVID-19, ale także z reperkusjami gospodarczymi" - np. w Hiszpanii kilkaset tysięcy ludzi popadnie w ubóstwo, a w Argentynie osoby bezrobotne zaczynają osiedlać się na nieużytkach wokół stolicy. (PAP)

autor: Magdalena Jarco