Wiele znanych i popularnych aplikacji internetowych, takich jak na przykład Twitter wykorzystuje ludzi do wykonywania prostych prac, z którymi nie radzą sobie komputery. To tzw. praca widmo, którą para się już co dwunasty Amerykanin - piszą Mary L. Gray i Siddharth Suri w książce „Ghost Work: How to Stop Silicon Valley from Building a New Global Underclass”.

Dolina Krzemowa to słynne kalifornijskie zagłębie firm z sektora nowych technologii kojarzące się z dobrze płatnymi i pożądanymi na rynku miejscami pracy dla wykwalifikowanych informatyków. Ale ma ono także drugą twarz. Oto algorytmy pisane przez tychże dobrze opłacanych pracowników umożliwiają zlecanie prac, które nie są trudne, ale których z różnych powodów nie są w stanie wykonać komputery, nisko opłacanym pracownikom z całego świata. To tzw. ghost work, czyli praca widmo (nawiązanie do pojęcia „ghostwriter”, czyli „pisarz widmo” określający osoby, które piszą książki w imieniu znanych osób i zwykle nie podpisują się pod swoją pracą). Jak to wygląda w praktyce?

Oto autorzy publikacji (jej polski tytuł to „Praca widmo: Jak powstrzymać Dolinę Krzemową przed tworzeniem nowego, globalnego marginesu społecznego”) podają przykład takiej giełdy prostych prac organizowanej przez Amazon i nazywanej MTurk (skrót od Amazon Mechanical Turk, czyli Mechaniczny Indyk Amazon-u – nawiązanie do XVII w. historii o rzekomej maszynie do grania w szachy, która okazała się być przebranym człowiekiem).

Oferty pracy

Gray i Suri opisują mechanizm działania tej strony internetowej przez historię jednej z osób, która za jej pośrednictwem zarabia pieniądze, niejakiej Joan z Houston w stanie Texas. Joan od 2012 r. pracuje w domu, ponieważ musi się opiekować 81-letnią matką. Nie mogąc wychodzić na dłużej z domu, ma ograniczone możliwości zarobkowania. Dlatego zdecydowała się na ofertę MTurka.

Reklama

Jej praca polega na ocenianiu czy zdjęcia wrzucane przez użytkowników platform takich jak Twitter czy Match.com są obraźliwe, czy zawierają na przykład wulgarne albo obsceniczne obrazy (algorytmy częściowo mogą tę pracę wykonać, ale potrzebują wiele przykładów ludzkiej pracy, by się „nauczyć” jak rozpoznawać co jest na zdjęciu).

Mając lata praktyki w takiej pracy, Joan jest w stanie zarobić w ten sposób ok. 40 dol. za dziesięciogodzinny dzień pracy, czyli ok. 4 dol. – 16 zł za godzinę. To mniej więcej tyle, ile wynosi minimalna stawka godzinowa za pracę w Polsce. Jak na standardy jednego z najbogatszych krajów świata nie jest to wysoka płaca. Dlatego wiele tego typu prac wykonują osoby z biedniejszych krajów, na przykład Indii.

>>> Czytaj też: Pracownicy już nie biją się o Facebooka i Google. Oto 10 najlepszych miejsc do pracy według Glassdoor

Amerykańscy klienci i kierowcy Uber-a mogą sobie nie zdawać sprawy z tego, że ich kurs zależy od pracy wykonanej przez internet przez osobę znajdującą się na innym kontynencie. Autorzy podają hipotetyczny przykład kierowcy Uber-a, który zgolił brodę. Uber wymaga przed rozpoczęciem pracy zrobienia sobie „selfie” przez kierowców, aby potwierdzić ich tożsamość (to tzw. Uber’s Real-Time ID Check).

Po zgoleniu brody przez taksówkarza system komputerowy nie będzie już w stanie ocenić, czy na obu fotografiach będzie ta sama osoba. Dlatego do takiej szybkiej oceny zatrudnia się osoby przez internet za pomocą na przykład oprogramowania zwanego CrowdFlower. Od oceny takiej osoby zależy czy kierowca Uber-a otrzyma kolejny kurs.

Pracownicy-widmo

Ile osób w USA zajmuje się taką pracą „na żądanie”, jak się ją często nazywa? Nie ma dokładnych statystyk, a to dlatego, że „pracownicy-widmo” w zestawieniach są różnie klasyfikowani. Czasami jako osoby wykonujące „alternatywne rodzaje organizacji pracy”, innym razem jako samozatrudnieni albo pracujący tymczasowo. W opinii autorów najlepszym szacunkiem jest ankieta firmy PEW z 2016 r., z której wynika, że 8 proc. pracujących Amerykanów wykonywało „pracę na żądanie” zarówno za pośrednictwem internetu, jak i bez niego. To oznacza, że „pracownikiem-widmo” jest jeden na dwunastu obywateli USA w „pracującym” wieku.

- W 2055 r. 60 proc. wszystkich prac będzie wykonywane jako „praca widmo” -

Inne badanie z 2015 r. podaje, że w 2015 r. pracę na żądanie tylko za pośrednictwem internetu wykonywało 25 mln osób. To może nie wygląda imponująco, ale gdyby tempo wzrostu się utrzymało to Gray i Suri oceniają, iż w 2055 r. 60 proc. wszystkich prac będzie wykonywane jako „praca widmo”. Oczywiście wszystkie prognozy na 35 lat do przodu należy traktować z ostrożnością, ale bez wątpienia każą one zwrócić większą uwagę na fenomen „pracy na żądanie”. Tym bardziej, że już w 2025 r. ma ona generować 2 proc. globalnego PKB (2,7 bln dol.).

„Ghost Work” jest o tyle ciekawą książką, że w natłoku artykułów i książek o tym jak komputery i maszyny zabierają ludziom pracę, pokazuje tzw. „wielki paradoks automatyzacji”, jak to nazywają autorzy. Chodzi o to, że dążenie do eliminacji ludzkiej pracy zawsze generuje nowe rodzaje prac dla ludzi. Chodzi o tzw. „ostatnią milę”, czyli przepaść między tym co jest w stanie robić człowiek a komputer.

Czyli im więcej „sztucznej inteligencji” będzie dookoła nas, tym więcej będzie prostej pracy dla ludzi. Problem polega na tym, że ten rodzaj prac nie wymaga wysokich kwalifikacji, może ją wykonywać prawie każdy, a więc duże firmy, wykorzystując swoją przewagę na rynku pracy, będą narzucać niskie stawki za jej wykonanie.

Autorami „Ghost Work” są antropolog i informatyk. Książka jest owocem ich pięcioletniej pracy. Przeprowadzili ponad dwieście wywiadów i wykorzystali informacje z tysięcy badań. Całość czyta się jak reportaż połączony z analizą. Ale autorzy nie ograniczyli się tylko do zbadania zjawiska i pokazania osób, które czerpią dochód z tego rodzaju pracy.

>>> Czytaj też: Ci, którym roboty zabiorą pracę, będą zarabiać więcej [PROGNOZA NA 2025]

Pokazują także co musi się zmienić, by los „pracowników-widm” był lepszy. Zresztą już się zmienia, ponieważ na przykład 30 kwietnia 2018 r. Kalifornijski Sąd Najwyższy wydał wyrok, w którym stwierdził, iż część kierowców pracujących za pośrednictwem aplikacji Uber powinni być traktowani jak pracownicy, a nie niezależni zleceniobiorcy. Chodziło oczywiście o to, że od klasyfikacji zależało czy firma będzie musiała zapewnić im dodatkowe świadczenia pracownicze.

„Ghost Work” to ciekawa publikacja, w atrakcyjny sposób opisująca zjawisko, o którego istnieniu wiele osób nie zdaje sobie sprawy. Książka jest odkrywcza i po jej przeczytaniu odniosłem wrażenie, że lepiej rozumiem otaczającą mnie rzeczywistość. Podsumowując: gorąco polecam.

Autor: Aleksander Piński