Dokładnie 10 lat temu – we wrześniu 2014 r. – rebelianci Huti, wykorzystując chaos spowodowany trwającymi przez kilka tygodni zamieszkami społecznymi, pokonali rządową armię Jemenu i zajęli stolicę kraju Sanę. Rząd upadł, a wraz z nim z kraju zniknęły resztki pokoju, nadziei i normalności. Dla milionów mieszkańców Jemenu zaczęło się trwające do dziś wojenne piekło.
Podłoże konfliktu w tym 34-mln arabskim kraju jest wielowymiarowe. Kreśląc najprostszy schemat, wyróżnić można trzy wzajemnie zwalczające się siły: oficjalną stronę rządową (wspieraną przez m.in. Arabię Saudyjską i USA), stronę rewolucyjną na czele z Ruchem Huti (wspieranym przez m.in. Iran i Rosję) oraz stronę dżihadystów spod mrocznych flag Al-Kaidy i Państwa Islamskiego (walczących dodatkowo między sobą). Wojna na dobre nasiliła się w styczniu 2015 r., gdy siły Huti zajęły pałac prezydencki oraz siedzibę szefa rządu.
Od tego momentu Jemen stał się jednym z pól rywalizacji między Iranem a Arabią Saudyjską oraz USA a Rosją. Huti, wspierani przez Teheran i Moskwę, kontrolują większą część terytorium Jemenu, w tym stołeczną Sanę. Społeczności międzynarodowej dali też się poznać przez ataki na przepływające przez Morze Czerwone statki handlowe.
Dramatyczne skutki społeczne wojny
Dziewięć lat pełnoekranowej wojny, a 10 licząc od początku konfliktu, doprowadziło kraj do ruiny. Organizacje międzynarodowe szacują, że ok. 4,5 mln mieszkańców kraju musiało uciekać ze swoich domów (niektórzy wielokrotnie), a 21,6 mln wymaga pilnego wsparcia humanitarnego. Nad państwem wisi groźba wybuchu kolejnych klęsk - głodu, epidemii i konfliktów etnicznych. Już teraz 6 mln mieszkańców Jemenu znajduje się na krawędzi głodu.
Sytuację pogarsza dodatkowo fakt, że Jemen stał się miejscem schronienia dla ok. 100 tys. uchodźców z Somalii i Etiopii. Choć oba kraje leżą na innym kontynencie, to cieśnina Bab al-Mandab rozdzielająca Afrykę od Azji ma w najwęższym miejscu raptem 26 km, przez co Somalijczykom i Etiopczykom łatwiej jest uciec z własnych krajów właśnie w kierunku północno-wschodnim.
Polska pomaga, głównie w szpitalach
Ratunek do Jemenu idzie m.in. z Polski. Na miejscu od 2019 r. działa Polska Akcja Humanitarna, a także Caritas Polska – obie organizacje połączyły swoje siły, by pomoc udzielana Jemeńczykom była jak najefektywniejsza. Polacy pomagali m.in. szpitalowi w Rasad (południe kraju) wspierając tamtejszy personel, kupując leki i sprzęt, a także dostarczając mobilne kliniki wraz z wyposażeniem.
- Z perspektywy krajów funkcjonujących w stabilności problemy Jemenu są trudne do wyobrażenia: połowa tutejszych placówek służby zdrowia w ogóle nie funkcjonuje z powodu zniszczeń lub braku finansowania. Tymczasem chroniczne niedożywienie i trudne warunki życia prowadzą do chorób i wysokiej śmiertelności, szczególnie wśród kobiet i dzieci – opowiada nam Helena Krajewska, rzeczniczka PAH.
Podobnymi obserwacjami dzieli się z nami Marcin Majewski, rzecznik Caritas Polska, który uważa, że największym obecnie problemem ludności cywilnej jest właśnie fatalny stan służby zdrowia. Caritas Polska prowadzi w Adenie, drugim największym mieście kraju, pięć placówek medycznych, z których korzystają przede wszystkim kobiety w ciąży i dzieci.
- Jemenki mają niezwykłe ciężkie warunki porodu. Wyposażenie sal pochodzi sprzed 30 lat, więc kupujemy np. łóżka porodowe. Mieszkanki Adenu mogą w tych placówkach liczyć na dobrą opiekę okołoporodową. To bardzo ważne, bo według danych ONZ w Jemenie co dwie godziny umiera kobieta w ciąży na skutek powikłań okołoporodowych, których można było uniknąć – mówi nam Majewski, dodając, że Caritas Polska dostarcza też nowoczesne inkubatory i sprzęt do wykonywania USG.
Wartość pomocy przekazanej od 2019 r. przez Polską Akcję Humanitarną przekracza 4,2 mln dolarów, a przez Caritas Polska – 3,6 mln dolarów.
Polska Akcja Humanitarna, oprócz pomocy w obszarze służby zdrowia, działa też w regionie Ma’rib (środkowa część kraju), gdzie wspiera pięć obozów przeznaczonych dla osób wewnętrznie przemieszczonych (tzw. IDP - internally displaced people).
– Osoby uciekające przed ubóstwem i przemocą przychodzą do obozów z niewielkim dobytkiem, potrzebują pilnej i bardzo rozległej pomocy. Trzeba im jak najszybciej udostępnić wodę, żywność, medykamenty, ale też artykuły gospodarstwa domowego czy umożliwić porady prawne – opisuje sytuację Krajewska z PAH.
Gospodarka Jemenu w ruinie, ludność w ubóstwie
Destrukcyjny wpływ trwającego 10 lat konfliktu zbrojnego na gospodarkę kraju najlepiej obrazują liczby. Jeszcze w 2014 r. PKB per capita w Jemenie szacowany był przez Bank Światowy na 1.500 dolarów, a więc na poziomie ówczesnych Indii i Kenii. W ciągu dekady wojny wskaźnik obniżył się trzykrotnie. Dziś PKB na obywatela na poziomie zaledwie 530 dolarów oznacza, że przeciętny Jemeńczyk jest uboższy nawet od Somalijczyka czy Erytrejczyka. To wynik, który plasuje obecnie Jemen jako 7. najbiedniejszy kraj świata. Dla złapania kontrastu – państwa, które 10 lat temu były na poziomie Jemenu dziś są od niego bogatsze 4-krotnie (Kenia - 2,0 tys. dol.) i 5-krotnie (Indie - 2,5 tys. dol.)
W rozmowie z Forsalem lokalna koordynatorka działań Polskiej Akcji Humanitarnej w Jemenie, Manal Abdulhafid, potwierdza, że wojna ma również niszczycielski wpływ na gospodarkę i infrastrukturę kraju. - Konflikt zakłóca handel i działalność gospodarczą, prowadzi do niedoborów niezbędnych towarów i usług. Zniszczenie infrastruktury utrudnia również dostęp do podstawowych usług, takich jak opieka zdrowotna i edukacja – mówi Abdulhafid.
ONZ szacuje, że gospodarka Jemenu na wojnie doznała strat w wysokości 90 mld dolarów, a ok. 600 tys. mieszkańców straciło pracę. Majewski z Caritas Polska opowiada nam, że mieszkańcy Adenu próbują żyć w miarę normalnie, ale – jak sam zaznacza - do europejskiej normy jeszcze bardzo daleka droga. - Choć dzieci chodzą do szkoły, to wiele z nich żebrze, a handel na ulicach prowadzą nawet 5-latkowie. Wielu z nich nie ma butów, są zaniedbane – opisuje jemeńską rzeczywistość. Dodaje, że średnia miesięczna płaca w Jemenie wynosi obecnie 40 dolarów, a skromny obiad to koszt ok. 1 dolara.
Wiele zniszczonych i nadburzonych budynków jest wciąż zamieszkałych, lokatorzy palą w nich paleniska, by móc podgrzać żywność. W Adenie, jak i w całym Jemenie, nasila się problem z dostępem do wody pitnej, życie uprzykrzają też ciągłe ograniczenia w dostawie prądu. Energia elektryczna włączana jest co kilka godzin, ale tylko chwilowo, np. na dwie godziny.
Światełko nadziei świeci lekko. Ale świeci
Choć wojna w Jemenie trwa już dekadę, to wciąż nie widać optymistycznych scenariuszy mających zakończyć dramat milionów Jemeńczyków. Niemniej Manal Abdulhafid z PAH dostrzega pewne oznaki nadziei. Odwołuje się do wydarzeń sprzed dwóch lat, które mogą pozytywnie wpłynąć na jemeńską przyszłość.
- W kwietniu 2022 r. ONZ wynegocjowała dwumiesięczny rozejm między stronami konfliktu. Rozejm w dużej mierze się utrzymuje i przynosi pewną ulgę cywilom. Otworzył też okno możliwości do wznowienia rozmów o trwałym pokoju – mówi Abdulhafid.
Jej zdaniem również obecna sytuacja polityczna w Jemenie jest obiecująca. - W kwietniu 2022 r. utworzono nową radę prezydencką. Jej zadaniem jest przeprowadzenie Jemenu przez okres przejściowy i wynegocjowanie trwałego porozumienia pokojowego. Rada składa się z ośmiu członków, którzy reprezentują różnorodne interesy polityczne i regionalne – tłumaczy.
Niemniej sytuacja w Jemenie wciąż jest bardzo trudna. Perspektywy powrotu do względnej normalności są niepewne. Sytuację na Bliskim Wschodnie utrudnia także przedłużający się konflikt zbrojny między państwem Izrael a Palestyną, a także ogólna napięta sytuacja geopolityczna.