Nazywamy to wielokulturowością, ale w rzeczywistości stworzyliśmy w Szwecji ekonomiczny, społeczny i ludzki apartheid; każdy rządzący przyczyniał się do wzrostu segregacji - pisze w piątek dziennik "Dagens Nyheter", krytykując model kraju otwartego na imigrantów.

Autor komentarza Janne Josefsson, znany w Szwecji autor wielu reportaży telewizyjnych, wspomina, że gdy kilka lat temu zadzwonił do ówczesnego dyrektora szkoły Sjumilasskolan w imigranckiej dzielnicy Biskopsgarden w Goeteborgu z pytaniem, ilu uczniów uczęszcza do tej placówki, otrzymał odpowiedź, że nieco ponad 500. A gdy dziennikarz zapytał, ilu z nich posługuje się językiem szwedzkim jako językiem ojczystym, usłyszał, jak jego rozmówca wylicza na palcach: jeden, dwóch, trzech, może czterech... Dyrektor przyznał, że prawie wszyscy uczniowie mówią po somalijsku lub arabsku. "(...) nie upiększał rzeczywistości jak władze lokalne" - wspomina Josefsson.

"Jak to możliwe, że sprawy zaszły tak daleko? - zastanawia się autor. - Jeszcze kilka lat temu rząd twierdził i prawdopodobnie w to wierzył, że jesteśmy pod względem integracji i różnorodności najlepsi na świecie. Gdy spytałem Goerana Perssona (premiera Szwecji do 2006 roku), czy mógłby zamieszkać w bloku w (mającej złą sławę dzielnicy imigrantów - dop. red.) Rosengard w Malmoe, odpowiedział, że tak". "Tam mieszkają mili ludzie i jest dobre środowisko" - mówił Persson. Ostatecznie po odejściu z polityki były premier powrócił do swojej posiadłości pod Sztokholmem.

Josefsson przypomina na łamach "Dagens Nyheter", że obecny minister ds. przedsiębiorstw Ibrahim Baylan, który urodził się w Turcji i przybył jako imigrant, stwierdził, że Szwecja przez 30 lat robiła błędy, ale teraz odniesie w integracji sukces. "Czy naprawdę władze wiedzą, co zrobić, aby przełamać segregację i zlikwidować społeczeństwo klasowe? Mówimy o kraju, w którym nierówności społeczne rosną najszybciej w Europie" - podkreśla autor komentarza.

Wspomina, że 30 lat temu zrealizował w Goeteborgu jeden ze swoich pierwszych materiałów telewizyjnych, w którym ostrzegał, do czego mogą doprowadzić podziały na tzw. białe dzielnice i te zamieszkane przez imigrantów. "Stało się jednak znacznie gorzej, niż przewidywałem. Wyobcowanie, nieszczęśliwe otoczenie społeczne, strzelaniny i wybuchy" - pisze komentator. "Młodzi ludzie z Biskopsgarden mieli trafić do klasy robotniczej, jak ich rodzice. Wielu z nich porzuciło szkołę średnią, mało kto poszedł na studia. Dzieci z dobrych dzielnic powtórzyły sukces swoich rodziców: poszły do lepszych szkół i osiadły w luksusowych dzielnicach mieszkaniowych" - uważa Josefsson.

Reklama

Dziennikarz przyznaje, że "gdziekolwiek jeździ po Szwecji, widzi to samo". "Szwecja nie jest już jednym krajem, istnieją dwa światy. To nie może być celem, wręcz przeciwnie - taki stan jest kompletną polityczną porażką. Niezależnie od tego, jaki rząd mieliśmy, każda władza obiecywała, że poradzi sobie z obszarami wykluczenia" - uważa komentator sztokholmskiej gazety. "Czyje dzieci powinny dorastać, być sąsiadami chłopców w kamizelkach kuloodpornych z dostępem do granatów i broni? Moje, twoje, dzieci innych ludzi?" - pyta.

Publicysta zauważa, że "gdy na ulicach i placach dochodzi do strzelanin, przeraża to wszystkich, ale teraz najbardziej ludzi poza Szwecją, w Europie". Według komentatora szwedzcy politycy przestali zaprzeczać rzeczywistości i mocne słowa padają już nie tylko od polityków skrajnej prawicy, ale także od rządzących. Socjaldemokratyczny premier Stefan Loefven wspomniał o możliwości wykorzystania wojska na niektórych obszarach, a minister sprawiedliwości Morgan Johansson po zastrzeleniu na ulicy w Malmoe matki spacerującej z małym dzieckiem sprawców nazwał "ohydnymi bestiami". "Wypowiedzi polityków stają się mocniejsze i populistyczne, gdy nie wiedzą oni, jak rozwiązać sytuację społeczną w kraju" - podkreśla Josefsson.

Według "Dagens Nyheter" w szkołach znajdujących się w 23 strefach określonych przez szwedzką policję jako "szczególnie wrażliwe" na akty przemocy głównie chłopcy nie kończą szkół podstawowych. "To tak, jakbyśmy stworzyli system, który dostarcza gotowy produkt gangom. Agencja pracy przestępców jest otwarta przez całą dobę i nie wymaga pozytywnych ocen z języka szwedzkiego, matematyki ani wiedzy o społeczeństwie" - czytamy.

W latach 2011-2015 przeprowadzono ankietę na temat losu chłopców, którzy uczęszczali do szkoły Sjumilasskolan w Biskopsgarden. Aż 26 proc. z nich miało do czynienia z wymiarem sprawiedliwości w związku z dokonaniem różnych przestępstw. "Co czwarty facet!" - alarmuje Josefsson.

>>> Czytaj też: Niemiecka paranoja budżetowa to nic w porównaniu ze szwedzkim lękiem przed długami