„Ten spór może zostać rozwiązany jedynie poprzez negocjacje” - powiedział PAP Harry Tzimitrias, dyrektor cypryjskiego biura Instytutu Badań nad Pokojem w Oslo (PRIO).

„Tak naprawdę obecne napięcie już maleje. Celem Ankary było przypomnienie zarówno Unii, jak i całemu Zachodowi, że Turcja jest ważnym graczem w regionie i nie może być ignorowana lub pomijana w jakichkolwiek lokalnych inicjatywach. Myślę, że cel ten został osiągnięty, więc teraz znowu nadszedł czas na rozmowy” - dodał.

Według Tzimitriasa w polityce zagranicznej Turcja od lat stosuje tą samą strategię. „Ankara umie czekać na odpowiedni moment, aby zareagować na sytuacje, na których jej zależy. Tak jest i tym razem. Stany Zjednoczone są w tej chwili właściwie w regionie nieobecne, obecna administracja albo popiera Turcję, albo nie jest zainteresowana tym, co się tu dzieje. Poza tym zbliżają się wybory. Unia Europejska przechodzi głęboki kryzys, różnice między północą a południem Unii są coraz bardziej widoczne, na dodatek mamy pandemię. Turcja to wszystko wykorzystuje” – uważa dyrektor cypryjskiego biura PRIO.

Reklama

Ahmet Sozen, politolog z Wschodniośródziemnomorskiego Uniwersytetu w Famaguście na Cyprze Północnym, także jest zdania, że decyzja Turcji o wznowieniu prac badawczych nad wydobyciem węglowodorów w rejonie Morza Śródziemnego, który Grecja uznaje za swoje wody terytorialne, oraz wysłanie tam statku badawczego w towarzystwie tureckich fregat, jest częścią o wiele poważniejszej rozgrywki geopolitycznej toczącej się w regionie.

„Z różnych powodów Turcja jest izolowana przez nowo powstałe Wschodniośródziemnomorskie Forum Gazowe, zainicjowane przez Cypr i Grecję, do których później dołączyły Izrael, Egipt i kilka innych państw. Działania Turcji, takie jak blokowanie w 2018 roku statku badawczego międzynarodowej korporacji gazowo-petrochemicznej Eni, kiedy ta chciała prowadzić odwierty w cypryjskiej wyłącznej strefie ekonomicznej, podpisanie w 2019 roku umowy z Libią o wyznaczeniu morskich granic czy teraźniejsza obecność statku badawczego Oruc Reis w towarzystwie tureckich okrętów wojennych w okolicach greckich wysp, są odpowiedzią na plany tego bloku. Przekaz Turcji jest wyraźny: +beze mnie w tym regionie nie ruszycie nawet palcem+” – powiedział PAP Sozen.

Ekspert dodaje, że chociaż nie pochwala metod Ankary, przyznaje jej częściowo rację, ponieważ zarówno fakt, iż Grecja nalega na to, aby nawet jej najbardziej oddalone od stałego lądu wyspy miały własne szelfy kontynentalne, jak i to, że od 2017 roku nie ma żadnych postępów w rozmowach na temat ponownego zjednoczenia Cypru nie dają zbytnich nadziei na to, aby zaistniała sytuacja sama się rozwiązała.

„Właściwie jak Ankara ma zareagować, jeśli druga strona jednostronnie wyznacza swoją wyłączną strefę ekonomiczną, zamykając jej tym samym dostęp do morza, oraz nie czyni żadnych kroków, żeby wznowić pokojowy dialog z Turkami cypryjskimi?” – pyta Sozen. Według niego, jednym z bardzo ważnych faktów leżących u podłoża obecnej eskalacji relacji grecko-tureckich jest właśnie brak rozwiązania problemu cypryjskiego i idący za tym brak uznania praw Turków cypryjskich do złóż gazu odkrytych pod dnem morskim w pobliżu wyspy.

„Od 2017 roku, kiedy negocjacje na temat ponownego zjednoczenia wyspy w Crans-Montanie zakończyły się fiaskiem, prezydent Republiki Cypryjskiej Nikos Anastasiades nie gra fair. Spór Turcji z Grecją to także pewnego rodzaju przedłużenie problemu cypryjskiego. Gdyby problem cypryjski był rozwiązany, myślę, że można by było także rozwiązać kwestię sporne z Atenami” - twierdzi ekspert.

Sozen wierzy, że rozwiązanie obecnego sporu dotyczącego morskich granic jest możliwe tylko przez dialog.

„Następna międzynarodowa konferencja na temat kwestii cypryjskiej powinna się odbywać przy trzech stołach jednocześnie (w Crans-Montanie były dwa - PAP). Przy jednym powinna się odbywać rozmowa na temat wewnętrznych spraw Cypru, przy drugim – powinno być omawiane bezpieczeństwo, a przy trzecim - gwaranci pokoju na wyspie, czyli Wielka Brytania, Grecja i Turcja, powinni rozwiązać problem granic morskich i wyłącznych stref ekonomicznych na Morzu Egejskim i wokół Cypru” – uważa Sozen.

Dodaje, że jeśli taka konferencja się nie odbędzie albo odbędzie i nie przyniesie rezultatów, „alternatywą jest kontynuacja eskalowania napięć”. „Jestem jednak optymistą. Kiedyś będą musieli usiąść i porozmawiać na ten temat. Inaczej czekają nas same problemy" - twierdzi.

Tzimitrias też uważa, że spór między Grecją a Turcją powinien być rozwiązany na poziomie politycznym lub prawnym, ku satysfakcji obu stron, oraz poprzez negocjacje. Twierdzi jednak, że brak zaufania między zainteresowanymi partiami bardzo utrudni zawarcie jakiegokolwiek kompromisu. Na przeszkodzie stanie też fakt, że w tej części świata kompromis często uważa się za porażkę. „W obu językach, i greckim, i tureckim, słowo +kompromis+ ma wydźwięk negatywny. Grecki rząd, który zgodzi się na negocjacje i szukanie kompromisu, będzie musiał zmierzyć się z wieloma politycznymi wyzwaniami” - wyjaśnia.

Obaj eksperci zgadzają się też, że mimo wysiłków rządów Grecji i Cypru na arenie międzynarodowej ani Unia Europejska, ani Stany Zjednoczone nie zrobią zbyt wiele, aby powstrzymać Turcję od potencjalnej dalszej eskalacji sytuacji.

„Jak dotąd jakoś nie widzę, żeby ktokolwiek próbował stanowczo zareagować na poczynania Ankary” – komentuje Sozen. „Mówi się o możliwości sankcji, ale prawda jest taka, że żadnych sankcji nie będzie. Co najwyżej będą powtarzane te same oświadczenia, że Turcja powinna szanować międzynarodowe prawo i relacje międzysąsiedzkie... Takich oświadczeń było już wiele i w praktyce nic nie oznaczają” - dodaje.

Obaj eksperci podkreślają też, że brak silniejszej reakcji ze strony Unii jest spowodowany faktem, że Bruksela potrzebuje pomocy Ankary zarówno przy kontroli sytuacji z migrantami jak i do walki z terroryzmem i utrzymywania równowagi na Bliskim Wschodzie.

„Wygląda na to, że w obecnej chwili większość krajów Unii wolałaby, aby Turcja znowu zbliżyła się do Europy. Nie chcą, żeby Ankara zwróciła się w innym kierunku. W kuluarach Brukseli mówi się nawet o rozpoczęciu nowych negocjacji na temat akcesji. W takiej sytuacji prawdopodobieństwo wprowadzenia znaczących sankcji jest bardzo małe” – twierdzi Tzimitrias.

Do wzrostu napięć między Turcją a Grecją doszło w lipcu, gdy Turcja ogłosiła wznowienie badań nad wydobyciem węglowodorów w rejonie Morza Śródziemnego, który Grecja uznaje za swoje wody terytorialne.

Mediacji między obiema stronami podjęły się Niemcy. Po zawarciu w zeszłym tygodniu przez Grecję i Egipt umowy w sprawie podziału wyłącznych stref ekonomicznych, Turcja wycofała się jednak z rozmów i wysłała do spornego rejonu statek badawczy w towarzystwie kilku okrętów wojennych. Grecja zareagowała, wysyłając własną flotę, a także przyjmując ofertę wspólnych ćwiczeń wojskowych z Francją.

Francja jest jak dotąd jedynym krajem, który w wyraźny sposób opowiedział się po stronie Grecji. Eksperci uważają, że głównym powodem tej decyzji jest zaangażowanie Paryża w Libii, gdzie popiera on Chalifę Haftara, przeciwnika legalnego rządu w Trypolisie, któremu pomaga z kolei Ankara.

W zeszły czwartek doszło do przypadkowej kolizji greckiej i tureckiej fregaty. Obyło się bez większych szkód.

W piątek unijni ministrowie spraw zagranicznych podczas wideokonferencji omówili sytuację we wschodniej części Morza Śródziemnego. Szefowie dyplomacji wyrazili solidarność z Grecją i Cyprem, ale także oświadczyli, że Turcja pozostaje ważnym partnerem UE w kwestiach m.in. migracyjnych i bezpieczeństwa, i że istniejące w stosunkach UE z Ankarą rozbieżności należy rozwiązywać w drodze dialogu. Kolejna debata na ten temat ma się odbyć jeszcze w sierpniu.