W piątek 25 marca Niemcy ogłosiły plany odejścia od rosyjskiej ropy naftowej. To szczytny cel, ale logistyka jego realizacji stanowi ogromną przeszkodę – pisze Julian Lee w opinii dla serwisu Bloomberg. Niemcy nie mają (prawie) żadnego własnego wydobycia ropy naftowej, są więc uzależnione od importu. Import przyjmuje dwie formy: ropy naftowej do przerobu w krajowych rafineriach oraz produktów gotowych, takich jak olej napędowy, który zasila niemiecki przemysł i transport towarowy. Duży udział w niemieckim imporcie ma Rosja, która każdego dnia dostarcza prawie 550 tys. baryłek ropy i 100 tys. baryłek oleju napędowego. Odejście od tych dostaw spowoduje, że Niemcy będą miały ogromne luki do wypełnienia.

Jak poradzić sobie bez rosyjskiej ropy?

Zastąpienie rosyjskiego oleju napędowego wymaga znalezienia nowych dostawców i pokonania nowej konkurencji – innych nabywców chcących dokonać podobnej zmiany. Będzie to prawdopodobnie kosztowne, ale nie niemożliwe. Zastąpienie rosyjskiej ropy naftowej to jednak zupełnie inna historia.

Niemcy to tak naprawdę trzy odrębne rynki, jeśli chodzi o dostawy ropy naftowej: zachodnia i północno-zachodnia część kraju jest uzależniona od połączeń z portami nad Morzem Północnym i Bałtyckim, zarówno z Wilhelmshaven w Niemczech, jak i z Rotterdamem w Holandii. Rafinerie na południu kraju są zaś uzależnione od ropy naftowej przesyłanej rurociągami z Marsylii we Francji i Triestu we Włoszech. Z kolei na wschodzie kraju rafinerie uzależnione są od ropy dostarczanej rurociągami z pól naftowych Syberii Zachodniej. Ten ostatni strumień będzie najtrudniejszy do zastąpienia.

Reklama

Każda ropa jest inna

Rafinerie we wschodnich Niemczech były przystosowane do pracy z ropą radziecką, a obecnie rosyjską. Każda ropa jest inna, a instalacje są projektowane tak, aby zmaksymalizować korzyści z przetwarzania poszczególnych surowców. Zastąpienie ropy rosyjskiej będzie wymagało od rafinerii poszukiwania alternatyw o podobnych właściwościach. Z pewnością istnieją takie alternatywy na Bliskim Wschodzie i w innych miejscach. Problem w tym, że szukają ich także wszyscy inni, którzy starają się unikać zakupów w Rosji. Konkurencja jest ostra.

Ale nawet jeśli uda się znaleźć alternatywne rozwiązania, jeszcze większym problemem będzie dostarczenie ich do rafinerii we wschodnich Niemczech, gdzie są potrzebne. Rurociąg z nadbałtyckiego portu w Rostoku mógłby zaspokoić mniej niż jedną trzecią łącznego zapotrzebowania wschodnich rafinerii Schwedt i Leuna. Pozostałoby więc blisko 300 tys. baryłek dziennie ropy, którą należałoby przesyłać innymi drogami.

Berlin liczy na dostawy z Gdańska

Rząd niemiecki prowadzi rozmowy z Polską w celu zapewnienia dostaw przez port w Gdańsku i polski odcinek rurociągu, którym obecnie płynie rosyjska ropa naftowa. Problem polega na tym, że Polska już wykorzystuje tę linię do własnej dywersyfikacji dostaw, by nie polegać jedynie na Rosji. Zgodnie z umową podpisaną na początku tego roku z Saudi Aramco, bliskowschodnia firma będzie dostarczać do Polski nawet 400 tys. baryłek dziennie swojej ropy. Pozostawi to niewielką, jeśli w ogóle jakąkolwiek, wolną przepustowość rurociągu z Gdańska do Płocka, którym można by dostarczać ropę do Niemiec.

Niemcy mają problem logistyczny

Przepustowość rurociągu można zwiększyć, ale to nie jest zadanie na jedną noc. Niemcy muszą znaleźć inne rozwiązania swoich problemów logistycznych. Kolej niewątpliwie może tu pomóc, ale z trudem poradzi sobie z obsługą wymaganych ilości. Największe wagony cysterny kolejowe z ropą naftową mają zazwyczaj pojemność około 100 metrów sześciennych, czyli 630 baryłek. Dostarczenie wymaganych 300 tys. baryłek ropy dziennie do rafinerii Schwedt i Leuna wymagałoby, aby zakłady te były w stanie obsłużyć około 480 wagonów kolejowych dziennie, a do realizacji dostaw potrzebna byłaby flota prawdopodobnie co najmniej pięciokrotnie większa. Ustawione jeden za drugim wagony, potrzebne do dostarczenia miesięcznej dostawy zastępczej ropy, ciągnęłyby się z Berlina do Hamburga na odległość około 240 km.

Nie jestem przekonany, czy sieci kolejowe Niemiec i Holandii poradziłyby sobie ze zwiększonym ruchem, ani czy port w Rostoku poradziłby sobie ze swoim udziałem w tym przepływie. W dłuższej perspektywie można zbudować więcej zbiorników magazynowych w Rostoku, zwiększyć przepustowość rurociągu do Schwedt i przekierować przepływy. Jednak osiągnięcie tego celu do końca roku wydaje się niewykonalne.