W sondażach idą łeb w łeb. Według jednego z nich, przeprowadzonego przez pracownię MAK, Kılıçdaroğlu ma szansę na zwycięstwo już w pierwszej turze, która odbędzie się 14 maja. O włos - z wynikiem prawie 51 proc.

Dzień przed opublikowaniem wyników sondażu, w Stambule trwa wiec opozycji. Rozbrzmiewa muzyka techno, w powietrzu powiewają czerwone flagi z białym półksiężycem. Prezenter gromkim głosem zachęca wiwatujący tłum do entuzjastycznych okrzyków. Za chwilę na scenę wejdzie krzepki 74-latek - to Kemal Kılıçdaroğlu, kandydat zjednoczonej opozycji na prezydenta Republiki Turcji. Prawą ręką trzymać będzie zaciśniętą na dłoni żony - Selvi. Lewą pozdrowi swoich zwolenników. W pewnym momencie oboje przystaną i podniosą dłonie, formując je w kształt serc.

"Polityka miłości” alewity

Reklama

To nie jest przypadkowy symbol. To, jak mówi mi Aleksandra Maria Spancerska, analityczka Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, element przemyślanej taktyki, która pochodzi jeszcze z wyborów samorządowych z 2019 roku.

-Opozycja stawia na optymizm, na tzw. "politykę miłości" - tłumaczy Spancerska. -Kılıçdaroğlu nie paraduje w wojskowej kurtce jak Erdoğan, zamiast tego na wiecach pokazuje symbol serca do swoich wyborców. Kandydat na prezydenta nie boi się tematów stabuizowanych - ostatnio w mediach społecznościowych otwarcie mówił o swojej wierze; jest alewitą - to mniejszościowe wyznanie. W kraju, w którym dominuje większość sunnicka, niektórzy radykalni muzułmanie uważają alawitów za odszczepieńców. Retoryka opozycji jest inkluzywna, stara się nie dzielić Turków.

To jedna z wielu cech, które różnią strategie opozycji i obozu rządzącego. Jak zauważa analityczka PISM, opozycję cechuje również gra zespołowa. Dzięki temu są w stanie prowadzić kampanię dynamicznie; na przykład organizując wiece równolegle w kilku miejscach naraz, na których przemawiają razem liderzy partii opozycyjnych i burmistrzowie dużych miast. Recep Tayyip Erdoğan uprawia grę jednego aktora. Jeśli zabraknie go na jakimś politycznym spędzie, jego koledzy z partii raczej nie przyciągną tłumów. To w symboliczny sposób przekłada się także na myślenie o polityce i władzy w ogóle, co rozwinę za chwilę.

W przeciwieństwie do Kılıçdaroğlu, jego oponent nie stroni od ostrej retoryki. Posługuje się nią między innymi po to, żeby stygmatyzować społeczność LGBT. Poświęca wiele miejsca temu, co nazywa “obroną tureckiej rodziny” i straszy: że opozycja sprzyja Kurdom, gejom i knuje ze Stanami Zjednoczonymi.

-To rezonuje, bo w Turcji jest wysoki poziom antyamerykanizmu - mówi Aleksandra Maria Spancerska z PISM. - Erdoğan odwołuje się także do propagandy sukcesu Turcji, jej pozycji międzynarodowej, do potęgi armii. Podkreśla, że Turcja jest potęgą globalną. Zmienił ostatnio swoje profilowe na Twitterze na zdjęcie w kurtce wojskowej, stawiając się w roli naczelnego wodza.

“Mili ve yerli” nacjonalisty

Prezydent Turcji gdzie może, tam promuje produkty lokalne. Jak zauważa Spancerska, w swojej retoryce stawia na technonacjonalizm, a jednym z jego ważniejszych haseł jest fraza “Mili ve yerli”, którą tłumaczy się na “narodowy i krajowy”.

-W swojej kampanii porusza temat realizacji wielkich projektów: budowy mostów, kolei szybkiej prędkości, lotnisk, ale także tureckiego samochodu elektrycznego marki TOGG, którym to z resztą samochodem porusza się sam prezydent i jego świta. Podarował go także prezydentom Uzbekistanu i Azerbejdżanu - mówi analityczka. - Ponieważ cały aparat państwowy i blisko 90% mediów podporządkowano obozowi rządzącemu, ta propaganda sukcesu jest eksploatowana, a marginalizuje się tematy, które interesują przeciętnego Turka.

Takim tematem jest z całą pewnością inflacja. Jak twierdzi Spancerska, to problemy gospodarcze są dla obywateli Turcji najważniejszym tematem, bo dotykają ich bezpośrednio - gdy ludzie idą na bazar i muszą przeliczać każdą lirę, zastanawiają się czy będą mieli co spakować dzieciom do szkoły na lunch, albo jak jeszcze ograniczyć wydatki, by domowy budżet się spiął. Tymczasem oficjalna inflacja wynosi około 50 procent - to dane z tureckiego urzędu statystycznego. Niektórzy eksperci i pracownicy instytucji badawczych uważają jednak, że obliczenia te są bardzo niedoszacowane, a inflacja faktycznie oscyluje wokół nie 50, a 100 procent.

Co ciekawe, jak podaje BBC, skutki tragicznego trzęsienia ziemi w południowo-wschodniej Turcji, które pochłonęło 50 tysięcy żyć (znów - to dane oficjalne) nie wpłynęły znacząco na sondaże. Choć wielu ludzi oskarża władze o opieszałość, zbyt późną reakcję i - przede wszystkim o jedną z przyczyn tragedii - przymykanie oka na łamanie prawa budowlanego przez wykonawców i deweloperów. Miasta, takie jak założona w starożytności, spektakularna niegdyś Antiocha, są ponurymi gruzowiskami. To nie nadchodzące wybory, ale próba ułożenia sobie życia po tej tragedii jest priorytetem dla mieszkańców regionu. Kataklizm, który wydarzył się 6 lutego, wciąż definiuje ich codzienne życie.

Czkawka prezydenta

Can Selçuki, analityk polityczny ze Stambułu, w rozmowie z telewizją BBC stwierdził, że nadchodzące wybory są przede wszystkim sprawą tożsamościową. Ludzie, którzy utożsamiają się z urzędującym prezydentem i są zarazem jego twardym elektoratem, zagłosują na niego bez względu na wszystko.

-Elektorat Erdoğanajest konserwatywno-nacjonalistyczny - mówi w Aleksandra Maria Spancerska z PISM. - To także osoby, które wcześniej miały poczucie marginalizacji, a dzięki rządom AKP (red.: Partii Sprawiedliwości i Rozwoju) ich status społeczny się polepszył. Z resztą pierwsze lata rządów AKP to było gospodarcze prosperity. Ci ludzie pamiętają o tych latach świetności, ale istotna jest dla nich także sfera symboliki: przekształcenie Hagi Sophii w meczet, turecka marka i wielkie projekty, które promuje Erdoğan. Ważna jest także sama postać obecnego prezydenta. To, że ma silną osobowość, że potrafi walnąć pięścią w stół i postawić się Zachodowi.

Za Kılıçdaroğlu, szefem Republikańskiej Partii Ludowej opowiada się bardzo szeroka opozycja – tzw. “Stół Sześciu”, który skupia ugrupowania od centrolewicy, poprzez stronnictwa prokurdyjskie, aż po prawicowców. W tym obozie politycznym znaleźli się także politycy związani niegdyś z AKP. Głównym postulatem opozycji jest deklaracja posprzątania po rządach Erdoğana. Jak pisałem wcześniej, symboliczne pokazywanie się wielu polityków opozycji naraz przekłada się na ich myślenie o Turcji w kategoriach demokracji, w której rządów nie sprawuje się samodzielnie. To podejście staje w wyraźnym kontraście do one man shows urzędującego prezydenta, który konsekwentnie rozmontowuje instytucje demokratyczne w kraju i doprowadził do centralizacji władzy w rękach prezydenta, przekształcając Turcję w państwo coraz bardziej przypominające kraj autorytarny. Tylko w ostatniej dekadzie jego rządów Turcja spadła w rankingu wolności prasy o 27 miejsc. Zajmuje obecnie 165 miejsce na 180 branych pod uwagę w badaniach państwa. W tym samym czasie wskaźnik liczby osadzonych w Turcji prawie się podwoił - do czego walnie przyczyniły się czystki polityczne po nieudanym puczu w 2016 roku.

Nieprzypadkowo większość dyskusji dotyczących wyborów w kraju skupia się na prezydenckich, a nie parlamentarnych (choć w tych drugich, to ugrupowanie Erdoğana przoduje w sondażach). Nawet jeśli AKP wygra wybory do jednoizbowego Wielkiego Zgromadzenia Narodowego, to nie wybierze sobie premiera, który mógłby realizować ich agendę, bo… w Turcji już nie ma takiego stanowiska. Doprowadził do tego sam Erdoğan, przekształcając system polityczny Turcji z parlamentarno-gabinetowego na prezydencki w 2018 roku i przyznając urzędowi prezydenta bardzo szerokie uprawnienia. Co teraz, jeśli by przegrał, odbije mu się czkawką.

Cebule opozycji

Obok wzmocnienia swobód obywatelskich, opozycja deklaruje, że po wygranych wyborach chciałaby także odpolitycznić bank centralny, sądownictwo i media. Zapowiadają powrót do dobrych stosunków z Zachodem i wsparcie dla walczącej Ukrainy. Straszą, że kryzys gospodarczy pogłębi się, jeśli na tureckiej scenie politycznej nie dojdzie do przetasowań. Mówią o tym na wiecach i jedynych mediach, w których są w stanie konkurować z władzą - w mediach społecznościowych. Furorę w internecie zrobił filmik, w którym Kemal Kılıçdaroğlu trzyma w rękach cebulę i przekonuje: “Teraz kilogram cebuli kosztuje 30 lir. Jeśli on zostanie, będzie to 100 lir!”. Obiecują także przywrócenie systemu parlamentarno-gabinetowego. Sojusz sześciu partii z jednej strony rodzi pewne szanse, a z drugiej zagrożenia.

-Przekaz kierowany jest do przeróżnych grup - do feministek, kurdów, lewicowców i prawicowców. Kluczowa będzie zdolność chodzenia na kompromisy, ale ich siłą jest właśnie silne pragnienie zmiany na tureckiej scenie politycznej - uważa Aleksandra Maria Spancerska z PISM. - Opozycja uważa, że system prezydencki jest dla państwa destrukcyjny, że centralizacja władzy jest niebezpieczna - co też pokazało trzęsienie ziemi w południowo-wschodniej Turcji.

Wyborcze machlojki

“Nieważne kto głosuje, ważne, kto liczy głosy” - ta maksyma przypisywana Józefowi Stalinowi zdaje się znajdować swoje odzwierciedlenie w obawach opozycji. Sam Kılıçdaroğlu powiedział w jednym z wywiadów, że nie ufa ani Wysokiej Komisji Wyborczej, ani ministrowi spraw wewnętrznych (który już zdążył zapowiedzieć, że 14 maja szykuje się “zachodni pucz”) ani sędziom. Ma ku temu powody.

-Jest wysokie ryzyko manipulacji w procesie głosowania - mówi Spancerska. - Wysoka Komisja Wyborcza podjęła decyzję o rezygnacji ze stosowania niebieskiego niezmywalnego atramentu, który był używany we wszystkich poprzednich wyborach. Dużo wolontariuszy opozycji będzie pilnować urn wyborczych, tak jak to było przy wyborach samorządowych w 2019 roku.

Obawy mogą wynikać także z tego, jak wyglądały poprzednie wybory, przy których nie obyło się bez kontrowersyjnych działań ze strony władzy.

Tak było na przykład podczas wyborów samorządowych w 2014 roku. Jak przypomina “Foreing Policy” - wówczas spodziewano się, że kandydat AKP przegra wybory na burmistrza w Ankarze. Nagle jednak zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Już zamknięciu lokali wyborczych, w kilkudziesięciu miejscach na terenie całego kraju dochodzić zaczęło do awarii prądu, które utrudniały komisjom wyborczym pracę. Później, gdy wszystko wskazywało na to, że kandydat z partii Erdoğana przegrywa, na kilka godzin przestano podawać oficjalne informacje o liczeniu głosów, po wznowieniu wynik przedstawiał się zgoła inaczej. Pozew wyborczy opozycji został odrzucony przez turecki Trybunał Konstytucyjny

Podobnie rzecz się miała z już wspomnianym procesem przekształcana systemu politycznego Turcji z parlamentarnego na prezydencki. Sędziowie, którzy nadzorowali głosowanie w referendum, ogłosili, że będą liczyć także te karty, które nie mają oficjalnej pieczęci. Nikt nie wie, ile takich kart było, ale referendum przeszło z wynikiem… 51 procent.

W 2019 roku, podczas kolejnych wyborów samorządowych, kandydat AKP przegrał wyścig o urząd burmistrza Stambułu. Sędziowie, argumentując, że doszło wówczas do rzekomych nieprawidłowości w lokalach wyborczych, unieważnili głosowanie i trzeba było przeprowadzić je ponownie. Nota bene - te powtórzone wybory opozycja wygrała z jeszcze większą przewagą.

-Mówi się, że to bardzo ważne wybory - uważa Aleksandra Maria Spancerska - analityczka Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. - Według "The Economist" najważniejsze w całym 2023 roku. Moim zdaniem są rozstrzygające jeśli chodzi o stosunki międzynarodowe: czy Turcja postawi na Zachód, czy zostanie przy euroazjatyckim zwrocie. Istotny jest także wymiar polityki wewnętrznej, jeśli koalicja utrzyma się przy władzy, wciąż będzie obowiązywał system prezydencki, postępować będzie dedemokratyzacja. W sytuacji zwycięstwa opozycji może dojść do uzdrowienia systemu politycznego Turcji.

Czy do tego uzdrowienia faktycznie dojdzie - przekonamy się albo 14 maja, albo po spodziewanej drugiej turze wyborów prezydenckich.