Jeszcze do niedawna Morze Czerwone kojarzyło się Polakom albo z cudownym ocaleniem Izraelitów przed wojskami faraona, albo z luksusowymi wakacjami. Aż nagle, zaledwie kilka tygodni temu, zaczęły napływać informacje o incydentach zbrojnych na tym akwenie. Niestety rejon ten może się stać jednym z najbardziej zapalnych miejsc naszego globu.

Krwawa kariera

Dla porządku: w gruncie rzeczy rzadko było tam naprawdę spokojnie. Ani w czasach antycznych, ani w średniowieczu, gdy nad brzegami Morza Czerwonego przewalały się wielkie wojny i wędrówki ludów, a na wodzie, oprócz kupców i rybaków, uwijali się piraci. Krew na morzu i na lądzie obficie przelewano w tej okolicy także w czasach kolonialnych, choćby podczas słynnego, sudańskiego powstania Mahdiego.

W czasach nam bliższych areną brutalnych zmagań Izraela z Egiptem stał się wrzynający się w morze od północy półwysep Synaj. Na afrykańskim brzegu akwenu też całkiem niedawno rozegrały się poważne konflikty: m.in. wojna o oderwanie Erytrei od Etiopii, potem konflikt pomiędzy etnicznymi grupami Issów i Afarów w sąsiednim Dżibuti, a także bratobójcze rzezie i zamachy stanu w Sudanie.

Reklama

Cały tekst dostępny w cyfrowej subskrypcji DGP.