W czwartek francuska minister ds. sił zbrojnych Florence Parly zapowiedziała, że Francja „nie odmawia sobie prawa do cyberataków” i ujawniła, że jest to „broń, której już używamy w operacjach zagranicznych”.

Od wyboru Joe Bidena na prezydenta USA kraj ten stał się celem niebywałych dotąd i coraz częstszych cyberataków. Nowością jest również to, że firmy specjalistyczne, a nawet instytucje państwowe, nie wahają się wskazywać ich domniemanych autorów – oceniano podczas debaty zorganizowanej na antenie stacji BFM TV.

„Napięcia między Waszyngtonem a dwoma pozostałymi supermocarstwami (tj. Rosją i Chinami - PAP) doszły do szczytu” – oceniał we francuskiej telewizji dla zagranicy France24 Guillaume Tissier, specjalista od szpiegostwa ekonomicznego i cyberbezpieczeństwa.

Reklama

Jak twierdzi, Moskwa spodziewa się, że Biden mniej będzie pojednawczy niż jego poprzednik Donald Trump, tym bardziej, że nowy lokator Białego Domu „sygnalizował, że w kwestiach handlu i technologii nie zamierza się +cackać+ z Pekinem”.

Pokazując, że są w stanie atakować interesy amerykańskie, Rosja i Pekin dają do zrozumienia, że wiedzą, gdzie są najczulsze punkty Ameryki i nie boją się w nie uderzyć – skomentował ekspert niedawne wydarzenia.

France 24 podobnie jak inne media omawiała „skandal SolarWinds”, gdy ofiarą cyberataku pod tym kryptonimem padło w ubiegłym roku dziewięć amerykańskich agencji rządowych i około 100 prywatnych firm. Atak pozwoli hakerom - jak się przypuszcza, rosyjskim – obserwować przez wiele tygodni, co dzieje się w amerykańskich instytucjach państwowych.

Następnie „w sposób zmasowany”, jak mówił prezenter programu France 24, hakerzy – zapewne chińscy – uderzyli w Outlook, program pocztowy Microsoftu, atakując serwery nie tylko w USA, ale i na całym świecie.

Na łamach dziennika „Le Monde” ukazał się artykuł analizujący najnowsze serie cyberataków. Autorka tekstu omawia również środowe problemy w funkcjonowaniu portali rosyjskich instytucji, takich jak obie izby parlamentu czy Kreml. Niektórzy eksperci widzą w tym ripostę Waszyngtonu na rosyjskie cyberataki – wskazuje „Le Monde”.

Według "Le Monde" wyłonienie się „podwójnego frontu” chińsko-rosyjskiego to rodzaj testu, mającego osłabić nową administrację amerykańską w trudnym dla niej okresie przejściowym. Gazeta cytuje Juliena Nocettiego, profesora Akademii Wojskowej Saint-Cyr Coetquidan, który ocenia, że „nawet podejrzenie odwetu” to bardzo "śliski teren".

„Dotąd panowała zasadnicza zgoda co do tego, że tego rodzaju wydarzenia to incydenty albo szpiegostwo – czyli rutynowa sprawa w tym przedmiocie”, jeśli jednak do sprawy podchodzić inaczej, to „przesuwamy się w kategorię aktów wojny” - twierdzi ekspert, według którego „jesteśmy w punkcie zwrotnym”.