Wprawdzie oficjalne zakończenie wycofywania wojska amerykańskich z Afganistanu nastąpi 31 sierpnia, ale talibowie nie chcą czekać. Nie muszą, bo wierna rządowi armia po wyjściu sił NATO zupełnie utraciła morale. Padają więc kolejne miasta, a prezydent Aszraf Ghani Ahmadzai powinien pomyśleć o ewakuacji. Podobnie jak ok. 70 tys. Afgańczyków, którzy pracowali dla Amerykanów, za co administracja Joego Bidena obiecała im pozwolenie na osiedlenie się w USA. Jeśli nie zdążą uciec, grozi im koniec podobny do tego, jaki spotkał Mohammada Nadżibullaha – niegdyś prezydenta Afganistanu z nadania Kremla. Gdy talibom udało się go ująć, najpierw torturowali polityka przez kilka godzin (wedle niepotwierdzonych źródeł nawet wykastrowali), na koniec zaś jego ciało zawisło na jednej z kabulskich latarni. Stulecie wcześniej w Afganistanie równie okrutnie rozprawiano się z osobami współpracującymi z Brytyjczykami, kiedy ci zajęli górzysty kraj.
Kolejne próby podbicia ubogiego państwa w sercu Azji zdawały się odmienne, ale kończyły się tak samo.

Strategiczne pustkowia

Afganistan wyróżnia położenie. Od starożytności krzyżują się tam główne szlaki handlowe Azji. Do tego jeszcze kraj ten leży niezmiennie na styku stref wpływów wielkich mocarstw co jakiś czas zastępowanych przez nowe. Niegdyś były to Chiny, Persja i Indie. Potem Rosja i Wielka Brytania. Wreszcie centralnym punktem Azji zainteresowały się ZSRR i Stany Zjednoczone, czemu nie zamierzały bezczynnie przyglądać się leżące po sąsiedzku Chiny, Pakistan oraz Iran. W tej grze zawsze celem było przejęcie kontroli nad strategicznie kluczowym regionem. I zawsze okazywało się to niezwykle trudne, bo górzysty Afganistan zamieszkują wyjątkowo bitne plemiona, które nie zamierzają akceptować obcej władzy. Niezależnie od tego, pod jakimi sztandarami przybyła.
Reklama
Z Europejczyków pierwsi na własnej skórze przekonali się o tym Brytyjczycy.