PAP.PL: Dużo mówi się o idącym za kryzysem migracyjnym zagrożeniu terrorystycznym.

Dr Magdalena El Ghamari: - Z pewnością większość osób przybywających na granicę polsko-białoruską, znalazła się tam w poszukiwaniu spokojnego życia, stabilności i bezpieczeństwa. Niestety nikt nie da nam gwarancji, że wśród nich nie ma osób powiązanych z kręgami przestępczymi czy terrorystycznymi. Dlatego też tak ważny jest cały proces identyfikacji cudzoziemców, który nie tylko wymaga czasu, ale i wyszkolonych ludzi, którzy będą efektywnie wykonywać swoje działania.

PAP.PL: Od lat zajmuje się pani szkoleniem Straży Granicznej. Jaki jest ich zakres?

M.E.: - Staram się na tyle, na ile to możliwe, szkolić polskie służby graniczne w obszarze wielokulturowości, islamu, komunikacji międzykulturowej. Nie tylko Straż Graniczną, ale i inne formacje działające w Polsce. Natomiast, z pewnością, szkoleń dla SG przeprowadziłam najwięcej i są one najbardziej wymagające. Uwzględniają symbolikę, propagandę terrorystyczną, wiedzę z zakresu szeroko pojętego bezpieczeństwa kulturowego. Celem szkoleń jest uwrażliwienie funkcjonariuszy na elementy, które powinny ich zaniepokoić, ale również poszerzenie ich wiedzy dotyczącej Bliskiego Wschodu. Moim zadaniem jest oddzielanie faktów od fikcji i te praktyczne umiejętności staram się przekazać polskim służbom. Bliski Wschód nie jest gdzieś daleko, tylko jest już u nas, czy tego chcemy, czy nie. To ważne, żebyśmy znali i rozumieli kulturę ludzi, którzy stają się bezpośrednio naszymi sąsiadami. Im szybciej będziemy potrafili ich identyfikować, tym łatwiej będzie nam wspólnie żyć. Pamiętajmy, że część migrantów tu zostanie, bo zwyczajnie nie ma już do czego wracać. Mówię tu na przykład o Syryjczykach lub Afgańczykach.

Reklama

PAP.PL: Kim właściwie są migranci? Kto koczuje na granicy?

M.E.: - Według danych FRONTEXU wschodnie granice lądowe nielegalnie przekraczają kolejno: Irakijczycy, Afgańczycy, Syryjczycy, Kongijczycy oraz Rosjanie. Dane SG z ostatniego kwartału pojawią się prawdopodobnie w styczniu 2022 r., wtedy dokładnie będziemy wiedzieć, kto w tym trudnym czasie przekracza nie tylko granicę polsko-białoruską, która liczy 418 km, ale i inne odcinki, w tym ukraiński (535 km). Dlatego też sam proces identyfikacji jest tak trudny i długi. Mówimy tu o osobach mówiących w wielu różnych językach, pochodzących z różnych krajów, będących w różnym wieku. Pamiętajmy, że część migrantów dotknięta jest traumą, a inni uciekają od jakiś problemów, które spotkały ich w miejscu, z którego pochodzą.

PAP.PL: Mamy do czynienia z pełnym spektrum ludzi, o których de facto nie wiemy nic...

M.E.: - Dlatego też nie ma łatwego wyjścia z zaistniałej sytuacji, która - jak widzimy - tylko się zaostrza. Nie znamy historii tych ludzi. Nie wiemy, ani ile czasu przebywali na terytorium Białorusi, ani gdzie przebywali wcześniej. Zdarza się, że podczas identyfikacji dany cudzoziemiec mówi, że jest Irakijczykiem, a potem okazuje się, że jest Kurdem, który co prawda z Iraku pochodzi, ale przez lata przebywał na terytorium Federacji Rosyjskiej.

PAP.PL: Z jakimi problemami zgłaszają się teraz do pani funkcjonariusze?

M.E.: - Najczęściej są to trudności z identyfikacją cudzoziemca, brakiem odpowiednich mechanizmów komunikacji. Staram się odpowiadać na pytania i pomagać w tłumaczeniu materiałów, które służby znajdują podczas podstawowych czynności operacyjnych w telefonach i rzeczach cudzoziemców. Nie wiadomo, czy zostały one wgrane na siłę, czy może wynikają z niewiedzy. Jaka jest faktyczna zawartość tego rodzaju materiałów. Zdarza się, że funkcjonariusze, widząc informację w obcym języku, automatycznie zakładają, że jest to arabski. Często jednak, okazuje się, że tekst napisany jest w pasztu lub urdu. Wyjątkami nie są sytuacje, w których po dokładnym przeanalizowaniu sprawy, okazuje się, że dana osoba nie miała pojęcia, że w jej telefonie znajdowały się materiały sugerujące przynależność do organizacji terrorystycznych. Żeby być w stanie oddzielić to co dobre od złego, trzeba najpierw wiedzieć, kim są ci ludzie. Czy przybywający cudzoziemcy faktycznie są tymi, za kogo się podają i czy ich dokumenty się zgadzają.

PAP.PL: Jak dostosowuje pani swoje szkolenia do obecnej sytuacji?

M.E.: - Właściwie cały czas zmieniam poszczególne elementy, względem tego, jakie grupy znajdują się w danym momencie na granicy. Sytuacja jest bardzo dynamiczna. Pamiętajmy też, że zmiany zachodzą również na Bliskim Wschodzie. Po dekadzie wojny całe społeczeństwa zmieniają kody kulturowe. Przykładem może być tu Syria czy Irak. Musimy to wszystko analizować i interpretować właśnie w kontekście bezpieczeństwa oraz lokalnej sytuacji na miejscu w całym regionie MENA (Bliski Wschód i Północna Afryka - PAP).

PAP.PL: Czy założenie, że migranci będą coraz bardziej agresywni, jest słuszne?

M.E.: - Jak już wspominałam cudzoziemcy znajdujący się w obszarze przygranicznym, różnią się od siebie językiem, pochodzeniem i religią. Możemy spodziewać się powtórki z Bałkanów, gdzie po czasie, między grupami migrantów dochodziło do spięć i bójek. Dodatkowo wzrasta frustracja związana z sytuacją, w której się znajdują, zimnem i głodem. Niechęć i agresja wśród migrantów będzie tylko narastać. Przykładem może być próba sforsowania polsko-białoruskiej granicy z 18 listopada, na odcinkach ochranianych przez SG w Dubiczach Cerkiewnych i Mielniku. Jedna z grup liczyła około 500 osób. Migranci byli bardzo agresywni, w kierunku żołnierzy i funkcjonariuszy Straży Granicznej zaczęto rzucać kamieniami oraz gałęziami. Osoby z tłumu użyły również gazu łzawiącego. Innym przykładem może być szturm z przejścia granicznego w Kuźnicy, gdzie wykorzystano kije, kamienie, metalowe rury, granaty hukowe i łzawiące, którymi atakowano polskie służby.

PAP.PL: Czy ludzie na Bliskim Wschodzie mają świadomość, jak wygląda sytuacja na naszej wschodniej granicy? Wiedzą, w co się pakują?

M.E.: - Niestety nie. Oczywiście ostatnie wydarzenia zwróciły uwagę wszystkich mediów międzynarodowych. Stacje arabskojęzyczne codziennie informują o sytuacji na granicy polsko-białoruskiej. Ale czy to powstrzyma migrantów przed wyprawieniem się w drogę? Nie wiem. Jest to proces zaprojektowany od A do Z przez reżim białoruski. Istnieją całe grupy, które nie tylko pośredniczą w sprzedaży nieruchomości w Iraku, ale również organizują przelot i zapewniają, że za równowartość całego dobytku, pomogą migrantom przedostać się na teren UE. Kończą uwięzieni w pasie przygranicznym. Na każdym etapie cudzoziemcy są nie tylko niepoinformowani, ale też nie zdają sobie sprawy z tego, jak wygląda sytuacja. A przecież przyjazd do Europy mógłby być bezpieczniejszy i przede wszystkim legalny. Co najmniej 2 tys. cudzoziemców utknęło w obozach przy granicy, zaś szacuje się, że na Białorusi pozostaje ok. 5 tys. migrantów.

Dr Magdalena El Ghamari - ekspertka ds. terroryzmu, bezpieczeństwa kulturowego, islamu, prowadzenia operacji militarnych w odmiennym środowisku kulturowym – High Risk Area. Pracowniczka naukowo-dydaktyczna w Instytucie Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych Collegium Civitas (INPiSM) oraz Kierowniczka Pracowni Bezpieczeństwa Kulturowego Collegium Civitas w Warszawie. Szkoleniowiec dla: Grup Interwencyjnych Służby Więziennej, Straży Granicznej, Policji oraz PKW, jak również uczestników polskich i międzynarodowych kontyngentów wojskowych z zakresu środowiska prowadzenia operacji – Afganistan, Kosowo, Irak, Libia.

Rozmawiała: Daria Al Shehabi-Krotoska