ikona lupy />
Mariusz Cielma, redaktor naczelny miesięcznika „Nowa Technika Wojskowa” / Materiały prasowe
Inwazja rosyjska na Ukrainę rozpoczęła się prawie trzy tygodnie temu. Jak teraz wygląda sytuacja na froncie?
Widać, że Rosjanie największe zdobycze terenowe osiągają jeszcze w rejonie Donbasu. Komunikaty rosyjskiego resortu obrony mówią jednak tylko o zdobywaniu kolejnych wiosek i nielicznych miasteczek. Ale na innych kierunkach operacyjnych: kijowskim, charkowskim czy nawet krymskim, gdzie na początku mieli spore sukcesy, w ostatnich dniach nie widać żadnego przełomu. I to mimo tego, że co najmniej od kilku dni słychać o trwających przegrupowaniach Rosjan, którzy mają się przygotowywać do podjęcia kolejnej ofensywy. Ale jej na razie nie widać, bo trudno tak nazwać stosunkowo małe i szybko rozstrzygnięte ostatnie walki pod Kijowem.
A co się stało z tą słynną, liczącą kilkadziesiąt kilometrów długości kolumną Rosjan na północ od Kijowa?
Reklama
Tam były głównie jednostki wsparcia i pomocnicze. Ona po prostu została podzielona na mniejsze części i wydaje się, że dzięki temu udało się Rosjanom ten 60-kilometrowy korek rozładować.
Czego się spodziewać w najbliższych dniach?
Najbliższy tydzień, dwa tygodnie pokażą, czy Rosjan stać na podjęcie kolejnej ofensywy. Słyszymy o przerzucie kolejnych jednostek z głębi Rosji, Czeczenii czy nawet werbowanych najemnikach z Syrii. Zobaczymy, czy to faktycznie się wydarzy. Jeśli się tak nie stanie, to oznacza, że weszliśmy w fazę wojny pozycyjnej, w której największą ofiarę poniosą cywile i kiedy to dalej będzie niszczona infrastruktura w miastach.