„Ten konflikt prawdopodobnie zrewolucjonizuje sposób prowadzenia wojny bardziej niż jakikolwiek inny od czasów II wojny światowej” – powiedział Rusłan Puchow, szef Centrum Analiz Strategii i Technologii, think tanku obronnego w Moskwie.

Oto kilka przykładów, jak inwazja Rosji na Ukrainę już zmieniła postrzeganie wojny i zagrożeń.

Drony - mała, ale skuteczna broń

Reklama

Zamiast czołgów i samolotów preferowaną bronią wojny w Ukrainie stały się zwinne drony, które okazały się skuteczną bronią przeciwko potężnym czołgom. Skutecznie eliminują też żołnierzy piechoty i pozwalają obu stronom siać spustoszenie za liniami wroga. Natomiast wykorzystanie przez Ukrainę niedrogich, bezzałogowych łodzi morskich (UMV) do ataków na rosyjską Flotę Czarnomorską spopularyzowało zdalnie sterowane drony morskie. Prymat dronów na polu walki zapoczątkował inny rodzaj obrony, którego celem jest ich unieruchomienie poprzez zakłócanie sygnału.

Świat dostrzega rosnące znaczenie tych małych jednostek. Według szacunków branżowych do 2030 roku globalny rynek dronów ma osiągnąć 260 miliardów dolarów, co oznacza prawie dziesięciokrotny wzrost w porównaniu z rokiem poprzedzającym pełnoskalową inwazję Rosji na Ukrainę.

Bezzałogowe statki zapewniają dowódcom obu stron widok z lotu ptaka na pole bitwy, umożliwiając im monitorowanie ruchów wroga w czasie rzeczywistym, co jest jednym z powodów, dla których konflikt przekształcił się w wojnę na wyniszczenie. Oznacza to, że pomimo całego postępu technologicznego na linii frontu dominowała wojna okopowa w stylu I wojny światowej, wspierana przez ostrzał artyleryjski.

ikona lupy />
W czasie gdy Zachód wstrzymuje dalszą pomoc dla Ukrainy, utrudniając jej zdolności obronne, Rosja napiera naprzód we wschodniej / Bloomberg

Dwubiegunowy świat

Wojna w Ukrainie stworzyła bardziej dwubiegunowy świat. Nieuzasadniony atak Rosji na sąsiedni kraj sprawił, że Szwecja i Finlandia, po wielu latach neutralności wynikającej z obaw przed zantagonizowaniem Rosji, zdecydowały się dołączyć do NATO.

Decyzja państw skandynawskich stała się symbolem tego, jak świat, który trzydzieści lat temu zakończył zimną wojnę, obecnie ponownie pogrąża się w starych podziałach, choć w nieco innych granicach. Teraz także Ukraina ponowiła swoje wysiłki na rzecz przyłączenia się zarówno do NATO, jak i do Unii Europejskiej.

Nie wszystkie kraje spieszyły się z wyborem jednej ze stron. Turcja, choć jest członkiem NATO, stylizuje się (nie bez powodu) na pośrednika pomiędzy walczącymi frakcjami, nie przyłączyła się do sankcji wobec Kremla. Podobną postawę przyjął Izrael i wiele państw z tak zwanego Globalnego Południa.

Wojna zjednoczyła Stany Zjednoczone i ich sojuszników, nauczyła ich czegoś na temat wiarygodności tych więzi. Wiele osób w Europie zaczyna wątpić w niezłomność swojego transatlantyckiego sojusznika. Powodem tego zwątpienie są miesiące politycznych spektakli, które wstrzymywały uwolnienie ponad 60 miliardów dolarów pomocy wojskowej dla Ukrainy. Perspektywa powrotu Donalda Trumpa na fotel prezydenta USA po listopadowych wyborach jeszcze bardziej pogłębia ich niepokój.

Sankcje to nie jest złoty środek

W ciągu ostatnich dwóch lat grupa G7 nałożyła na Rosję imponujący zestaw sankcji, odcinając jej rynki energii, podstawowych towarów i technologii. Zablokowali znaczną część dostępu Moskwy do międzynarodowego systemu finansowego, unieruchomili jej rezerwy banku centralnego, zamrozili aktywa setek osób i podmiotów powiązanych z rosyjskim reżimem.

Jednak sankcje, które miały wywołać „masowe i poważne konsekwencje” (przewidywane na początku wojny), nie powstrzymały Rosji przed wojną ani nie doprowadziły do załamania jej gospodarki. Częściowo wynika to ze zdolności kraju do obejścia ograniczeń lub złagodzenia ich skutków.

Jednak z biegiem czasu Rosji będzie coraz trudniej utrzymać te wysiłki, ponieważ musiała przekierować znaczne środki na wydatki wojskowe i została odcięta od kluczowych rynków eksportowych. Wzrosły też koszty importu.

W tym kontekście państwa G7 skupiają się na tłumieniu prób uniknięcia przez Moskwę wybranych sankcji, takich jak zakaz sprzedaży Rosji technologii i elektroniki wykorzystywanej do produkcji broni, którą pomimo ograniczeń agresor nadal pozyskuje, ale za pośrednictwem krajów trzecich.

Niezależność od łańcucha dostaw jest najważniejsza

Wojna ujawniła krytyczne znaczenie krajowych łańcuchów dostaw. Kiedy Ukraina potrzebuje większych dostaw wojskowych, zwykle musi negocjować z sojusznikami. Kiedy Rosja potrzebuje dostaw uzbrojenia, to jest w stanie zwiększyć produkcję w kontrolowanych przez siebie branżach, płacąc za to w rublach.

Chociaż Rosja ma pewne niedobory, a jej produkty są dużo gorsze od produktów jej przeciwników, to udało się jej szybciej przestawić produkcję na tryb wojenny, a zakazane komponenty Rosjanie pozyskują kanałami dostaw przez państwa trzecie.

Natomiast sojusznicy Ukrainy powoli zwiększali produkcję wojskową. Ich zdolność do produkcji i pozyskiwania artylerii jest mniejsza niż w Rosji, przez co Kijów musi racjonować amunicję.

Kijów zaczyna zwiększać własną produkcję, aby uniknąć tak dużej zależności od sojuszników, ale transformacja wymaga czasu.

To może się powtórzyć

W przemówieniu wkrótce po rozpoczęciu inwazji niemiecki kanclerz Olaf Scholz nazwał tę chwilę głębokim punktem zwrotnym w historii.

Wcześniej rozpieszczana Europa przez długi czas wierzyła, że wojna na taką skalę nigdy nie mogłaby wybuchnąć na Starym Kontynencie, przez co armie większości państw były niedoinwestowane. Dopiero teraz, po dwóch latach wojny, Niemcy same osiągają natowski cel wydatków wojskowych wynoszący 2 proc. PKB. Niewiele więcej niż połowa z pozostałych 30 członków dotrze do tego poziomu w tym roku. I chociaż jest to duży skok (w porównaniu z okresem sprzed rozpoczęcia walk), to jednak przełożenie zrozumienia zagrożenia ze strony Rosji na działania zajęło zbyt dużo czasu.

Przyłapane na nieprzygotowaniu, europejskie kraje próbują nadgonić wieloletnie zaniechania. Państwa od Danii po Niemcy pracują nad wzmocnieniem swojej obrony w obawie, że za kilka lat Putin może być gotowy do ataku na państwo NATO.