Upadek Wuhłedaru, miasta w Doniecku, które od dwóch lat stawiało zacięty opór rosyjskiemu najeźdźcy, spowodował potężną wyrwę w ukraińskich liniach obronnych. W weekend Rosjanie zaczęli posuwać się dalej na zachód, a tymczasem na Ukrainie na światło dzienne wychodzą szokujące kulisy tego, co działo się w ostatnich dniach obrony twierdzy.
Wuhłedar padł, bo wojsko nie przyszło z odsieczą
Miasta od dwóch lat broniła zahartowana w bojach 72. Brygada, jednak w ostatnich dniach przed upadkiem twierdzy jej oddziały miały być poważnie przetrzebione i niezdolne już do dalszego stawiania oporu. Jak informują ukraińskie media, coraz częściej w jej szeregach mówiło się o konieczności wycofania się z miasta, a najwyraźniej pomruki te dotarły do dowództwa, które w kierunku miasta skierować miało z odsieczą 123. Brygadę Obrony Terytorialnej.
Jej żołnierze zbliżyli się do linii walk i jak ujawnia portal Suspilne, wydane miały być już konkretne rozkazy przedostania się do miasta. Wtedy żołnierze podnieść mieli bunt. W połowie ubiegłego tygodnia ponad 100 wojskowych ze 187. batalionu upuściło szeregi i zorganizowało w pobliskim Wozniesieńsku wiec. Alarmowali, iż wysyłano ich do boju bez odpowiedniego wyposażenia, odpowiedniej liczby karabinów i amunicji.
Na stawiane przez zbuntowanych żołnierzy zarzuty zareagowała armia, a z informacji przekazanych przez Oleksandra Puhalskiego, szefa wydziału wsparcia psychologicznego dowództwa sił ukraińskich, wojsko posiadało właściwe wyposażenie. Zapowiedział też, że w sprawie opuszczanie stanowisk każdy może być pociągnięty do odpowiedzialności karnej.
Dowódca batalionu popełnić miał samobójstwo
Na samym proteście żołnierzy 187. batalionu jednak się nie skończyło, a wiele wskazuje na to, iż podobne nastroje panowały w innych jednostkach 123. Brygady, która miała iść na odsiecz Wuhłedarowi. Po zorganizowaniu odprawy ze swymi żołnierzami, kłopoty z zaprowadzeniem dyscypliny miał mieć również dowódca 186. batalionu. Z przytaczanych przez portal Suspilne relacji żołnierzy tej jednostki wynika, że wielu również odmówiło pójścia do Wuhłedaru.
Tym razem jednak decyzja ta okazała się tragiczna w skutkach. Opuszczony przez swoich podkomendnych dowódca batalionu, podpułkownik Igor Hryb, popełnić miał samobójstwo. Armia nie potwierdza, czemu do niego doszło, ale przyznaje, że w jednostce coś poszło nie tak.
„Trwa obecnie dochodzenie w sprawie okoliczności śmierci Igora Griba(…). wszyscy musimy zrozumieć i dać czas kierownictwu brygady i dowództwu, uporządkować okoliczności jakie miały miejsce w sztabie wojskowym i rozwiązać wszystkie problemy dla dalszego wykonywania zadań bojowych” – informuje dowództwo 123. Brygady.
Igor Hryb był doświadczonym wojskowym, a w armii służył od początku konfliktu, czyli od 2014 roku. Brał udział między innymi w obronie Maryanki i Krasnohoriwki, a dowódcą batalionu został w 2021 roku. Z przytaczanych przez ukraińskie media rozmów z żołnierzami, był bardzo lubianym dowódcą, który dbał o swych podkomendnych.