Gdy oczy całego świata zwrócone były w stronę Syrii i błyskawicznych postępów tamtejszych rebeliantów, pokonujących wojska prezydenta Asada, wspierane przez Rosjan, Kreml postanowił zaznaczyć swoją obecność na drugim końcu świata. Niemałe zamieszanie wzbudziło tam pojawienie się rosyjskiego okrętu podwodnego typu Kilo.

Rosja prowokuje, tym razem Japonię

Jednostka najpierw wynurzyła się na terenie strefy ekonomicznej należącej do Filipin, wzbudzając w tym kraju alarm. Na miejsce wysłano od razu marynarkę wojenną i nawiązano kontakt z rosyjską jednostką. Dowiedziano się, że zmierza ona w kierunku Władywostoku, ale jej dowódca nie odpowiedział na pytania, co robi na terenie wód Filipin.

- To bardzo niepokojące. Każda ingerencja w akwenie Morza Zachodniofilipińskiego, w naszą wyłączną strefę ekonomiczną lub morskie linie podstawowe jest bardzo niepokojąca – powiedział mediom Ferdinand Marcos Jr., prezydent Filipin.

Dzień później alarm się powtórzył, ale tym razem na nogi postawione zostały japońskie siły zbrojne, gdy rosyjski okręt podwodny zauważono w okolicy wysp japońskich. Jednostka przepływała pomiędzy wyspami Yonaguni i Iriomote, tym razem w towarzystwie holownika ratowniczego Ałtaj. Jego obecność i przyznanie się, że okręt kieruje się w stronę portu we Władywostoku mogą co prawda sugerować, że jednostka mogła ulec awarii, jednak sam jej fakt pojawienia się na wodach niezbyt przyjaznych Rosji państw budzi pewien niepokój. Skąd tam się wzięła i czemu Rosjanie posunęli się do tego, by prowokować dalekowschodnie państwa?

Rosjanie musieli pokazać się Chińczykom

W ocenie generała Stanisława Kozieja, byłego szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, niewiele wskazuje na to, aby Rosjanie sami z siebie pojawili się w tym rejonie. Bardziej prawdopodobne jest, iż musieli pokazać, że nadal liczą się w światowej rozgrywce mocarstw.

- Zakładam, że to jest realizacja współpracy rosyjsko-chińskiej i tu chodzi raczej o pokazanie wsparcia rosyjskiego dla Chin. Być może te aktywności rosyjskiego okrętu podwodnego są w ramach jakichś wspólnych manewrów rosyjsko-chińskich i realizują elementy ćwiczeń, sprawdzających system bezpieczeństwa w tym regionie. Oceniam to jako zacieśnianie relacji i pokazywanie partnerstwa strategicznego między Rosją i Chinami – mówi Forsalowi generał Koziej.

Samo zdenerwowanie Japończyków nie jest dla Rosjan niczym nowym, bowiem państwa te od lat spierają się o przynależność Wysp Kurylskich. Podobnie coraz bliższy jej sojusznik, czyli Chiny, na wszelkie możliwe sposoby rozpycha się w regionie Dalekiego Wschodu, roszcząc sobie między innym prawo do wód, które inne państwa uważają za własne. I właśnie nacisk Chin mógł grać główną rolę w pojawieniu się w tym regionie rosyjskiej łodzi podwodnej.

- Sądzę, że Rosja sama nie wywoływałaby sobie tam kolejnych niepotrzebnych problemów, bo ma wystarczająco wiele kłopotów w Europie, ale dla niej pokazanie Chinom, że ich wspiera, jest bardzo ważne, bo czeka na wsparcie chińskie. Tam cały czas jest spór z Chinami o wyspy, o Morze Południowochińskie i próba powstrzymania Chin, które tam się rozpychają, jak tylko mogą. I dlatego też Rosjanie starają się tam pokazać, zaprezentować, że są razem ze swoim sojusznikiem – ocenia ekspert.