Kill-switch uziemi nasze F-35?
Specyficzna polityka międzynarodowa Trumpa wywołała falę krytyki oraz obaw po drugiej stronie Atlantyku. Wielu europejskich komentatorów sceny politycznej wyraziło wątpliwości, czy opieranie bezpieczeństwa na Amerykanach to rozsądna decyzja. W Niemczech pojawiły się nawet głosy, że USA posiada kill-switch, przy pomocy którego można zdalnie wyłączyć samoloty F-35 na całym świecie.
Głosy takie świadczą raczej o niezrozumieniu tematyki, ponieważ posiadanie takiego przycisku byłoby nie tylko ryzykowne, ale także niepotrzebne. Backdoor, czyli luka w zabezpieczeniach systemu utworzona umyślnie w celu późniejszego wykorzystania, to rozwiązanie, które miałoby pozwolić na kontrolę samolotu z Waszyngtonu. Amerykanie mogliby w ten sposób wyłączyć Niemcom samoloty, gdy tylko najdzie ich taka ochota.
Zainstalowanie takiego rozwiązania miałoby ograniczyć takie sytuacje, jak w przypadku Iranu, który do dziś używać ma ex-amerykańskich samolotów F-14 Tomcat. Jeśli jednak samolot posiadałby taką lukę, to możliwe byłoby jego wyłączanie także przez przeciwnika, któremu udałoby się złamać zabezpieczenia. To jeden z powodów, dla których istnienie takiego przycisku wydaje się być wątpliwe.
Istnieniu zaprzeczyli już międzynarodowi partnerzy Stanów Zjednoczonych — Szwajcarzy oraz Belgowie. Przedstawiciele władz obu państw sceptycznie podchodzą do pomysłu istnienia takich zabezpieczeń po stronie Amerykanów. W oświadczeniu z 7 marca 2025 roku resort obrony Szwajcarii (DDPS) stwierdził, że nie ma możliwości zdalnego sterowania lub zablokowania myśliwca F-35A, np. poprzez zewnętrzną ingerencję w elektronikę. Szwajcaria nie potrzebuje zgody, jeśli chce używać swoich systemów uzbrojenia lub pocisków kierowanych do własnej obrony. Może to zrobić samodzielnie, niezależnie i w dowolnym momencie.
Kill-switch nie istnieje. Nie musi
Istnieniu zaprzeczyli także sami Amerykanie. Pentagon wydał oświadczenie, w którym przekonywał, że nie ma przycisku, który pozwoliłby na zdalne wyłączenie samolotów. Taką opinią wyraża także przytłaczająca większość ekspertów zajmujących się bezpieczeństwem i lotnictwem.
Nie ma elektronicznego wyłącznika bezpieczeństwa. Stany Zjednoczone nie mogą również zdalnie przejąć kontroli nad F-35 — powiedziała Stacie Pettyjohn, dyrektor programu obronnego w Center for a New American Security w rozmowie z Breaking Defense.
Nie oznacza to jednak, że Amerykanie nie mają wpływu na sprawność F-35 na całym świecie. Samoloty 5. generacji to szalenie skomplikowane maszyny, które wymagają profesjonalnego serwisu oraz dostępu do części zamiennych. Część można z pewnością stworzyć samemu, choć krytyczne elementy, takie jak części silnika Pratt & Whitney F135, wymagają bardzo zaawansowanych procesów technologicznych. Problemy z opracowaniem własnych silników lotniczych mieli w ostatnim czasie nawet Chińczycy, a to pokazuje z jak skomplikowaną technologią mamy do czynienia.
Waszyngton nie potrzebuje zatem kill-switch’a. Wystarczy, że odetnie on danego użytkownika od wsparcia serwisu, dostaw części zamiennych oraz amerykańskich sieci komputerowych. Nie uziemi to co prawda maszyn z minuty na minutę, ale sprawi, że w dłuższym terminie utrzymanie sprawnych samolotów będzie graniczyć z cudem. F-35, który nie otrzyma najnowszych aktualizacji oprogramowania będzie mógł nadal latać, lecz z czasem stanie się znacznie wrażliwszy np. na działanie obrony przeciwlotniczej przeciwnika.
F-35 są podpięte do amerykańskiej sieci
Duże wątpliwości wzbudza dziś wpięcie samolotów w amerykańską sieć. W ostatnich latach wybuchła afera, gdy okazało się, że dane z norweskich myśliwców były automatycznie przesyłane do producenta, amerykańskiej firmy Lockheed Martin, bez pełnej kontroli Norwegii. Chodziło o informacje z systemów diagnostycznych, które mogły zawierać wrażliwe dane operacyjne.
Wszystko dlatego, że F-35 objęte zintegrowanym systemem wsparcia logistycznego ALIS. Pozwala on na monitorowanie stanu technicznego samolotów. Taki system miał uprościć logistykę i zwiększyć sprawność floty F-35. Aby zarządzanie miało prawo bytu, samoloty przesyłają dane do producenta, który planuje produkcję części zamiennych. Co jednak istotne, system pozwala na wysyłanie danych, ale nie działa to w drugą stronę. Lockheed Martin nie może zdalnie wpływać na myśliwiec. Takie rozwiązanie jest zresztą normą w lotnictwie cywilnym i pozwala na zarządzanie remontami samolotów pasażerskich.
Uzależnienie od Amerykanów występuje nie tylko na poziomie obsługi silników i części zamiennych, ale także korzystania z takich usług jak wojskowa sieć satelitów geolokalizacyjnych GPS czy systemu wymiany danych taktycznych i operacyjnych Link-16. W praktyce Amerykanie nie potrzebują więc przycisku, aby ograniczyć możliwości niemieckich czy polskich F-35.