Cłą Trumpa niebezpieczne dla Niemiec

“Jeśli plany wprowadzenia ceł zostaną zrealizowane, to może to kosztować naszą gospodarkę 1 proc. PKB” – powiedział szef niemieckiego banku centralnego w wywiadzie dla gazety „Die Zeit”. „To bardzo bolesne, jeśli weźmiemy pod uwagę, że nasza gospodarka nie wzrośnie wcale w tym roku, zaś w roku przyszłym prawdopodobnie PKB wzrośnie o mniej niż 1 proc. – i to jeszcze zanim wejdą w życie jakiekolwiek cła. Jeśli plany Trumpa zostaną zrealizowane, wówczas nasza gospodarka zacznie się zwijać” – powiedział szef Bundesbanku.

Wyniki ubiegłotygodniowych wyborów prezydenckich w USA położyły się cieniem na perspektywach dla gospodarek strefy euro. Powrót Donalda Trumpa do Białego Domu oznacza bowiem potencjalny wzrost protekcjonizmu handlowego w polityce Stanów Zjednoczonych.

Reklama

W kampanii prezydenckiej Donald Trump zapowiadał nałożenie 60-proc. ceł na produkty z Chin oraz 20-proc. ceł na pozostałe importowane dobra. Gdyby te zapowiedzi zostały zrealizowane, byłby to największy szok handlowy od czasów ustawy Smoot-Hawley, która w przedwojennej Ameryce powiększyła Wielki Kryzys z lat 30. XX wieku.

Niemiecka gospodarka w kiepskiej formie

Nastawiona na eksport niemiecka gospodarka doświadczy w tym roku drugiego z rzędu spadku PKB. Powód? Słaby zagraniczny popyt na niemieckie towary, problemy przemysłowe, w szczególności związane z sektorem motoryzacyjnym, a także wysokie ceny energii spowodowane inwazją Rosji na Ukrainę.

W ostatnich dniach doszła dodatkowa niepewność w postaci rozpadu niemieckiego rządu i przyspieszonych wyborów parlamentarnych, które mają się odbyć 23 lutego.

Choć Joachim Nigel odmówił komentowania polityki obecnego rządu, to stwierdził, że istnieje „wielka potrzeba działania” i jego zdaniem politycy muszą podejmować kroki tak szybko, jak to tylko możliwe.

Zapytany o politykę monetarną, Nigel nie zgodził się z twierdzeniem, jakoby Europejski Bank Centralny (EBC) miał zbyt wolno obniżać stopy procentowe. Nigel zwrócił uwagę na wciąż dającą się odczuć presję cenową, która wynika głównie z wynagrodzeń w sektorze usług. „Presja cenowa jest maskowana przez spadek cen energii” – dodał.