Ciało znaleziono na ulicy. Rosjanie wciąż milczą
Jugoimport SDPR to serbski państwowy koncern produkujący broń – między innymi drony, systemy artyleryjskie, pojazdy opancerzone, rakiety – a także amunicję różnego typu. Kurtić był jego reprezentantem w stolicy Rosji. Według ustaleń serbskich dziennikarzy, 17 listopada został znaleziony martwy na jednej z moskiewskich ulic.
Jak pisze serwis dziennika „Blic”, władze w Belgradzie do dziś nie otrzymały raportu z sekcji zwłok i badań kryminalistycznych od Rosjan. W międzyczasie odkryto też niepokojące poszlaki. Specjalna komisja Jugoimportu, badająca zdarzenie, przeprowadziła oględziny w moskiewskim biurze firmy. Stwierdzono, że zniknęła znaczna część dokumentacji oraz dyski twarde z komputerów.
Szefowie serbskich służb i zarząd Jugoimportu spotkali się w tej sprawie z prezydentem Aleksandar Vučić. Ten jednak stwierdził, że „nikogo nie można oskarżać bez twardych dowodów”. Zapowiedział tylko, że będzie stanowczo żądał od władz i służb Rosji przekazania wszystkich niezbędnych informacji związanych ze zgonem Kurticia.
Chodzi o sprzedaż broni do Ukrainy? "To jest jasny sygnał"
Wątpliwości prezydenta nie podzielają serbscy eksperci. Dr Orhan Dragaš twierdzi, że śmierć Kurticia nie była przypadkowa. Uważa, że Rosjanie wysyłają Belgradowi sygnał, by wstrzymał sprzedaż broni i amunicji Ukrainie przez kraje trzecie, w tym Polskę.
– Serbia działa legalnie – nie łamiemy żadnego prawa czy sankcji. Czy dostawy bezpośrednio (do Ukrainy – red.) realizują Czechy, Polska, Stany Zjednoczone czy Wielka Brytania – nie ma to znaczenia. Nasz przemysł obronny musi funkcjonować. Problem polega jednak na tym, że Rosjanie, jak widać, nie wybaczają i nie uznają, by ktokolwiek poza nimi miał prawo dostarczać broń i amunicję. To jest sygnał, oni zawsze tak działają – stwierdził Dragaš w rozmowie z "Blicem".
"Politycy muszą bronić interesu Serbii, a nie Rosji"
Jego opinię podziela Nikola Lunić z belgradzkiej Rady Polityki Strategicznej. – Mamy do czynienia ze śmiercią de facto urzędnika państwowego w niezwykle podejrzanych okolicznościach. Jeśli dodamy do tego poważne przesłanki wskazujące na tuszowanie sprawy przez rosyjskie służby bezpieczeństwa i ich instytucje śledcze, a także fakt włamania do siedziby Jugoimport SDPR i zaginięcia części dokumentów, wszystko to jednoznacznie wskazuje na brutalny polityczny sygnał wysłany z Moskwy do Belgradu – mówił dziennikarzom „Blica”.
– Sam fakt, że śledztwo trwa miesiąc, nie jest problemem. Problemem jest milczenie rosyjskich służb bezpieczeństwa i ich niechęć do nawiązania z nami kontaktu. W stosunkach międzynarodowych milczenie służb oznacza głęboką nieufność, a ta z kolei stanowi polityczny komunikat. Uważam, że najwyższy czas, aby nasi politycy, tak jak prezydent Vučić, stanęli w obronie narodowych interesów Serbii, a nie Rosji. Jesteśmy Serbami i musimy bronić własnych interesów narodowych. Zasady dyplomacji nakazują współpracę w takich sytuacjach, zwłaszcza gdy chodzi o śmierć obywatela Serbii. Po miesiącu powinniśmy już znać przyczynę śmierci i okoliczności, w jakich ten człowiek zmarł lub został zabity. Na razie nie wiemy nic – podsumował.