Zdarzają się sytuacje, gdy książki korespondują ze sobą tak ściśle, że aż perwersyjnie. Podczas lektury znakomitej pracy amerykańskiego historyka Larry’ego Wolffa „Wynalezienie Europy Wschodniej. Mapa cywilizacji w dobie Oświecenia” („Lepsza Europa, gorsza Europa”, Magazyn DGP z 23 grudnia 2020 r.) brakowało mi - by rzec kolokwialnie - drugiej strony medalu.
Wolff próbuje w rozległym eseju odnaleźć moment, gdy Zachód odkrył, że istnieje Wschód. Ustala, że nastąpiło to (w sensie kulturowym) w XVIII w.; owo odkrycie nowego punktu odniesienia miało doniosłe skutki - Wschód (do którego i my w Polsce należymy, czy nam się to podoba, czy nie) uformował się w oczach Zachodu jako przestrzeń negatywnie nacechowana, biegun chaosu, bezprawia, samowładztwa, ucisku, dzikości, niedojrzałości, nieokiełznania, miejsce, gdzie nie obowiązują zasady cywilizowanego świata (a więc panuje swego rodzaju paradoksalna, amoralna wolność), gdzie polityka i stosunki społeczne przybierają formę okrutnego, kapryśnego spektaklu.
Dostojni filozofowie oświecenia na paryskich salonach głosili idee wolności, równości i braterstwa, lecz zaprzyjaźnionym rosyjskim monarchom radzili trzymać tłuszczę pod butem - jako moralnie niezdolną do samodzielnego życia. Cóż legitymizowali owi szlachetni humaniści? Jeden z najpotworniejszych ustrojów niewolniczych w dziejach ludzkości: rosyjską (a także - choć to trochę inna historia - polską) pańszczyznę. Bo nie jest tak, że ludzie Zachodu ni w ząb nie rozumieli specyfiki rosyjskiego systemu państwowo-klasowego gnębienia chłopstwa - rozumieli ów system, opisywali go z zainteresowaniem, oburzeniem i poczuciem wyższości, przywozili do swoich ojczyzn plotki o groteskowym bestialstwie rosyjskiej szlachty, twierdzili jednak, że to lokalna specyfika: bez knuta, mówili, tamten świat po prostu nie byłby w stanie funkcjonować.
„Osobliwość prawa pańszczyźnianego w Rosji polegała na tym, że stanowiło ono system nie tyle stanowego, ile państwowego ucisku narodu, gdy szlachta ziemska władająca «duszami» pełniła funkcję nie pana feudalnego, ale nadzorcy policyjnego, któremu w zamian za służbę interesom państwa przekazano prawa do sprawowania władzy nad zniewolonymi ludźmi” - pisze rosyjski historyk Borys Kierżencew w książce „Zniewolona Rosja. Historia poddaństwa”, zauważając, że „w Rosji pańszczyźnianej właściciele ziemscy zachowywali się jak zdobywcy w podbitym kraju, a władze niemal zawsze stawały po ich stronie”. System pańszczyźnianego niewolnictwa nazywa wprost „okrutnym i bezmyślnym eksperymentem społecznym, który w fatalny sposób odbił się na rozwoju rosyjskiej państwowości”. Ów „eksperyment”, rozpoczęty w XVII w., zakończył się formalnie dopiero w 1864 r. w wyniku reformy uwłaszczeniowej cara Aleksandra II - gorzka wymowa książki Kierżencewa jest jednak taka, że w istocie nie zakończył się nigdy.
Reklama

Katalog zbrodni

„Zniewolona Rosja” przylega treściowo nie tylko do eseju Wolffa - stanowi także ciekawe pendant do przetaczającej się od paru lat przez Polskę dyskusji o spuściźnie epoki pańszczyźnianego niewolnictwa (by wymienić choćby „Ludową historię Polski” Adama Leszczyńskiego, „Chamstwo” Kacpra Pobłockiego czy „Bękarty pańszczyzny” Michała Rauszera). I tu ciekawa sprawa: polska prawica - niezdolna do wyjścia poza aktualny kontekst polityczny - formułuje pod adresem autorów tego nurtu oskarżenia o lewactwo, bezmyślny okcydentalizm i zdradę tradycji (patriotycznej i niepodległościowej). Tymczasem Kierżencew pisze z pozycji głęboko konserwatywnych. Uważa, że wejście Rosji w okres oświeconej nowożytności zakończyło się katastrofą, odejściem od dawnych prawosławnych wartości i całkowitą demoralizacją warstw rządzących. Powód tej demoralizacji jest prosty: żaden człowiek nie może być własnością innego człowieka.

Treść całego artykułu przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP.