Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że rosyjskie władze znów oszukały swych obywateli, a sygnały o tym, że w kraju dzieje się coś złego, zaczęły docierać w kilka dni po rozpoczęciu ukraińskiej ofensywy pod Kurskiem. Z dnia na dzień jest coraz gorzej.
Znikający poborowi. Rosjanie tracą kontakt z synami
W Rosji bowiem masowo mają „znikać” młodzi poborowi, którzy dopiero co rozpoczęli swą przygodę z wojskiem. Liczne rodziny nagle straciły kontakt ze swymi synami i wystarczyło kilka dni, aby doniesienia na ten temat przebiły się do rosyjskich mediów. O masowej skali zjawiska pisze między innymi Nowa Izwiestia, podając liczne przykłady matek, które po 6 sierpnia nagle nie są w stanie skontaktować się z dziećmi.
Problemy te od razu skojarzono z ukraińską ofensywą w obwodzie kurskim, tym bardziej, że tajemnicze zjawisko znikania poborowych dotknęło właśnie wielu osób mieszkających na jego terenie. Rodziny są przerażone, próbują interweniować u władz wojskowych, jednak na razie wszelkie pytania i prośby odbijają się od urzędniczych drzwi, jak od ściany. Wściekłość narasta, tym bardziej, że ludzie uwierzyli wcześniejszym zapowiedziom władz, że młode, poborowe wojsko nie będzie wysyłane w rejon walk na Ukrainie
- Poborowi będą wykonywać zadania pomocnicze: pilnować tras, naprawiać sprzęt i broń, zapewniać łączność i tak dalej. Czyli to, co jest konieczne m.in. dla zapewnienia działania i realizacji zadań grupy obejmującej granicę państwową – obiecywał w trakcie ogłaszania wiosennego poboru, Władimir Cymlianski, szef Głównego Zarządu Organizacyjnego i Mobilizacyjnego Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej.
Mieli nie walczyć, a trafili pod ukraińskie lufy
Te zapowiedzi padały jednak wiosną, a wraz z początkiem sierpnia i ukraińskim atakiem na obwód kurski, sytuacja się zmieniła. Mimo obietnic, że świeżych rekrutów nie będzie się rzucać na linię frontu, Rosja wysłała pod Kursk wszystkich ubranych w mundury, których może tylko znaleźć w koszarach. Nikt już nie przejmuje się obietnicami sprzed kilku miesięcy.
Doniesienia o masowym pojawieniu się poborowych pod Kurskiem potwierdzili dziennikarze Sunday Times, którym udało się dostać w rejon walk. Przytaczają oni opowieści wziętych do niewoli Rosjan, którzy sami byli zdziwieni, że nagle znaleźli się pod ostrzałem.
- To było coś, jak w czasie II wojny światowej, nasz dowódca krzyczał: „nie cofajcie się” – mówi gazecie Fiodor Smakiło, 22-letni student z Petersburga.
Strona ukraińska podaje, że do niewoli udało się wziąć aż 2 tysiące rosyjskich żołnierzy, wśród których większość stanowią nieobyci z walką poborowi. Trzymać ich mają na wymianę w zamian za własnych, wziętych do niewoli żołnierzy, również tych, którzy przed wieloma miesiącami bronili Mariupola. Tymczasem w Rosji narasta frustracja, a jak donoszą tamtejsze media, najwięcej sygnałów o zaginionych poborowych dociera z okolic z Kostromy , Tiumenia , Kemerowa , Briańska.