Według Melnyka Alaksandr Łukaszenka wraz z Władimirem Putinem "starają się forsować narrację, według której trzeba rozmawiać z Łukaszenką, uznać go za prawowitego prezydenta i iść na ustępstwa i wszystko się ureguluje". "Ale jeśli Polska, Bruksela nie ustąpią, to (...) Łukaszenka będzie chciał pozbyć się migrantów; wtedy, możliwe, ten instrument będzie cynicznie wykorzystany, by stworzyć strefę destabilizacji na Ukrainie" - prognozuje ekspert.

"Wtedy układanka składa się w całość: wojska (rosyjskie - PAP), które stoją na granicy, konflikt między Ukrainą i Białorusią i rosyjski sojusznik, jaki idzie na pomoc Łukaszence" - mówi.

Rozmówca PAP ocenia, że na Ukrainie jest duże prawdopodobieństwo powtórki sytuacji z polsko-białoruskiej granicy. Zauważa przy tym, że granice te znacznie się różnią: granica Ukrainy z Białorusią to częściowo odcinki bagienne, częściowo jest ona ogrodzona, a częściowo nie jest kontrolowana i nie ma tam infrastruktury. MSW Ukrainy już poinformowało, że określono 10 odcinków na granicy, do których mogą podejść migranci. Ochrona tych miejsc ma być wzmocniona.

Reklama

Ołeksij Melnyk przypomina, że pomiędzy niedawnymi doniesieniami niektórych amerykańskich mediów w sprawie ruchów wojsk rosyjskich przy ukraińskiej granicy a stroną ukraińską "były rozbieżności", przy czym obie strony miały w pewnym stopniu rację - podkreśla analityk.

Jak zauważa, dosyć często podczas wykorzystywania terminów "wtargnięcie" czy "eskalacja" różne strony operują pojęciami odnoszącymi się do zjawisk o różnej skali. "Jeśli chodzi o wtargnięcie Rosji na Ukrainę, to ono już trwa stale od ponad siedmiu lat" - dodaje. "Czy Rosja może próbować rozszerzyć okupowane terytorium? To jest możliwe, choć na dzień dzisiejszy prawdopodobieństwo rozwoju takich wydarzeń jest niskie" - kontynuuje analityk, który jest dyrektorem programów polityki zagranicznej i bezpieczeństwa międzynarodowego w kijowskim centrum analitycznym im. Razumkowa.

Melnyk uważa, że informacje podawane przez amerykańskie media na temat ruchów wojsk po pierwsze mogą być wnioskami, do jakich doszedł np. jakiś dziennikarz po analizie materiałów zdjęciowych; zaś drugi wariant to "kontrolowany przeciek informacji z państwowych struktur USA, by w ten sposób dać sygnał przez media przede wszystkim Kremlowi: widzimy i wiemy, że coś przygotowujecie".

Ekspert nie wyklucza, że Amerykanie posiadają informacje, których nie ma ukraiński wywiad, władze. Według niego potwierdzają to niedawne zintensyfikowane kontakty na linii Waszyngton-Moskwa.

Tłumacząc, dlaczego w krótkoterminowej perspektywie nie przewiduje eskalacji rosyjskich działań zaczepnych, zwraca uwagę na fakt, że późna jesień nie jest odpowiednia dla operacji lądowych. Zwraca też uwagę na trwającą rotację w rosyjskim wojsku.

Jednocześnie zaznacza, że ukraińsko-rosyjskie stosunki "nie znajdują się w próżni". "To, co dzieje się teraz na polskiej granicy, retoryka, jaka wybrzmiewa pod adresem Ukrainy ze strony Kremla i Białorusi, rosnące energetyczne problemy... - to wszystko w pewnej chwili może się tak ułożyć, że sytuacja wymknie się gdzieś spod kontroli, i może dojść do głównego uderzenia albo jakiegoś manewru odwrócenia uwagi. Więc Ukraina stale jest w tej strefie zagrożenia, w której Rosja prowadzi wojnę nie tylko przeciwko niej, ale też wojnę zastępczą (proxy war) przeciwko Ameryce i Europie" - wskazuje ekspert.

Jak podsumowuje analityk, rosyjskie strategiczne cele wobec Ukrainy kształtują się w oparciu o "historyczny strach Rosji przed Ukrainą jako alternatywnym modelem rozwoju". To także "nieuznawanie możliwości samego faktu istnienia Ukrainy niezależnej od Rosji". "To dosyć irracjonalny grunt kształtowania strategii" stosunków - wskazuje. "Z tego względu nie można mówić o jakichś strategicznych celach oprócz podporządkowania Ukrainy, zrobienia z niej państwa satelickiego, a może zniszczenia Ukrainy jako niezależnego państwa" - uważa ekspert.